Rozdział 8

121 16 9
                                    

Adeline

Obudziłam się w szpitalu, kiedy już wschodziło słońce, przypięta do kroplówki i innych urządzeń których nazw nie znałam.

Nic specjalnego się nie stało, tak przynajmniej uważałam , do momentu w którym, wbiegł do sali zapłakany Connor.

-Adeline, tak bardzo cię przepraszam..-szlochał klęczący przy moim łóżku brunet- nie dopilnowałem cię...
-Connor, uspokój się- powiedziałam opanowanym głosem.
-...miałem takie zadanie..- łkał chłopak, nie słuchając mnie.
-Connor, uspokój się- mówiłam tracąc powoli cierpliwość.
-Nie umieraj proszę, zrobię wszystko..-składał obietnice brunet.
-CONNOR, DO CHOLERY!-wydarłam się, a ten od razu zamilkł- nie umieram i w najbliższym czasie nie zamierzam, chyba że ty mnie wpędzisz do grobu, to już twoja wina będzie nie moja.
-Prze-Przeżyjesz?- spytał brunet kierując wzrok ku moim oczom- a już myślałem, iż prawie się plan udał.- powiedział śmiejąc się. A ja w ripoście szturchnęłam go w bok.
-Długo tu będziesz?- zapytał patrząc mi w oczy.
-Nie uwolnisz się ode mnie- zaśmiałam się-, nie wiem, może dzień?

Doktor wpadł nagle do sali niczym burza.
-Panie Lee- zaczął patrząc raz na jedno to na drugie w wyśmienitych humorach- pańska dziewczyna musi odpoczywać, proszę jej nie męczyć.
-Ups- zaczął Connor powoli się wycofując- późno już, może ja sobie pójdę?
-Wiesz co?- zaczęłam wściekła.
-Wiem..niestety- odpowiedział chłopak biegnąc w stronę wyjścia.
- TRZY... DWA...-liczyłam, odpinając się z wszelkich kabli-... JEDEN! MASZ PRZESRANE CONNORZE LEE!!

Zsunęłam się z łóżka, a następnie pobiegłam za brunetem. Mimowolnie spojrzałam na lekarza, który nie protestował, pokręcił tylko głową zapewne myśląc jak z dziećmi. Pognałam za chłopakiem wybiegając z sali, a w między czasie wpadł mi pewien pomysł. A mianowicie musiałam się przyczaić przy sali dwieście pięćdziesiąt osiem w której tego dnia leżałam.

Zwolniłam tępo, ukryłam się za winklem i czekałam, co by w tej sytuacji powiedział ojciec? Największą zaletą jaką strateg może posiadać jest cierpliwość.

Po chwili czekania, brunet podszedł do sali, uchylił lekko drzwi sprawdzając czy ktoś tam jest, uff plan się powodzi, przynajmniej jak na razie. Później stało się coś czego nie przewidziałam, chłopak odwrócił się gwałtownie w moją stronę, a na twarz wpłynął mu zwycięski uśmieszek.
-Nie przechytrzysz mnie, Adeline Lay- powiedział po chwili Connor- wychowaliśmy się na tych samych zasadach.

Wychowaliśmy się na tych samych zasadach ta myśl ciągle brzęczała mi w uszach. Przestraszona pobiegłam gdziekolwiek dalej od Connora szukając wzrokiem kogoś znajomego, w końcu zauważyłam Noaha który robił sobie kawę w automacie.

-Noaaah- podbiegłam do bruneta obejmując go w talii.
-A ty nie powinnaś być na badaniach?-spytał zaciekawiony chłopak.
- Powinnam- zaczęłam- ale jak widać nie jestem.
- Cóż to takiego się wydarzyło, iż nie jesteś?- dociekał dalej.
-Connor chce mnie zjeść- marudziłam.
-Mam pomysł wiesz?- zaczął- ukryj się w damskiej toalecie, a jak będzie szedł to krzyknę: "Kawusia kocham cię!", on nie ma psychy tam wejść.

Posłuchałam rady chłopaka i poszłam do łazienki, jednak wydawało mi się to za łatwe, po chwili zgasło światło w toalecie, a ja zaczęłam się bać.
-Buuu - usłyszałam głos który z pewnością nie należał do któregoś z chłopaków.

W następnej chwili jakieś ręce zaczęły dotykać mojej talii, krzyknęłam przerażona, wybiegłam z pomieszczenia i popędziłam nie oglądając się za siebie do sali w której były moje rzeczy. Wbiegłam do pomieszczenia, zamknęłam drzwi na klucz, a następnie wywaliłam go przez okno.

-Wdech..wydech..muszę się uspokoić- mówiłam na głos- miałam zwidy, nic się nie stało..może będę bezpieczna w szafie...
-Mhm na pewno, a szczególnie z dwoma chłopakami w środku- powiedział Connor śmiejąc się razem z Noahem.
-Po co wyrzuciłaś ten..klucz..p-przez okno?!- spytał Noah próbując się nie śmiać.
-Głupi jesteście, nienawidzę was!!- wykrzyczałam im prosto w twarze i miałam wyjść, nacisnęłam klamkę...A no tak klucz jest gdzieś indziej, a my jesteśmy tutaj zamknięci.
-Wolę siedzieć w szafie niż z wami tutaj!- postanowiłam trochę postrzelać fochów, bo mi się nudziło. Weszłam do szafy gdzie mieściły się moje ubrania i zatrzasnęłam za sobą drzwi.

-Adeline, nie obrażaj się- zaczął Noah, otwierając powoli drzwiczki garderoby. Spojrzał na mnie pytająco, a ja postanowiłam natomiast zastosować inną taktykę, aby myśleli, iż kolejny raz zemdlałam- Connor podejdź no tu.
Nie otwierałam oczu, ale czułam na sobie palący wzrok bruneta. Minęła chwila ciszy, a następnie Connor wziął mnie na ręce. Zgodnie z planem starałam się wyswobodzić i walnęłam go delikatnie łokciem w brzuch. Tak- że mnie puścił.
- Haha 1:0 stary gburze! - tryumfowałam.
-No nie wiem...- wyczekująco popatrzył na Noaha zagryzając wargi.

Nie miałam pomysłu co mogli zrobić. Raczej nie wyrzucą mnie przez okno, jak ja wyrzuciłam ten głupi klucz.

Po chwili jednak Noah skinął lekko głową, a chłopaki zdjęli jednym ruchem swoje koszulki ukazując umięśnione torsy. Odwróciłam szybko wzrok starając się na nich nie patrzeć. Choć z drugiej strony...Nie Adeline masz w tej chwili przestać myśleć !

-Fuuu, zakryjcie się w tej chwili! - krzyknęłam nadal spoglądając na tą jakże piękną białą ścianę.
- Już za późno na to, Adeline  -powiedział Connor przybijając piątkę z przyjacielem - a tak przy okazji, 1:1 wredoto.
- Nie wstydź się, tygrysku- uspokajał mnie drugi z chłopaków.
- Jeśli chcesz- zaczął ten pierwszy, rzucając mi dwie koszulki- żebyśmy się ubrali, to oddaj nam nasze ciuchy.
- Nienawidzę was.. - wymamrotałam, biorąc z podłogi białą oraz czarną koszulkę. Odwróciłam się w stronę chłopaków i unikając ich wzroku podałam im ubrania.
-E-e-e - zaczął Connor- a popatrzysz na nas? Czy będziesz unikać spojrzenia?
- Wybieram drugą opcję - odpowiedziałam, cały czas trzymając w reku t-shirty.
- No to my nie zakładamy ciuchów- powiedział brunet, a następnie szepnął mi stanowczym głosem do ucha- Adeline zrób to.

Ja niestety posłuchałam go, analizowałam przestraszonym wzrokiem na początku jego tors który lekko falował pod wpływem przyśpieszonego oddechu oraz malutkie kropelki potu spływające po nim, na moją twarz natomiast wpłynął zaczepny uśmiech. Następnie pokierowałam spojrzenie ku górze w stronę oczu. Brunet założył ręce na piersi, a na twarzy zawitał zwycięski uśmieszek którym charakteryzował się na co dzień.
-Nienawidzę was..-szepnęłam zawstydzona - szczególnie ciebie Connorze Lee.

Powiedziałam to zbliżając się powoli do niego, przecież wychowaliśmy się na tych samych zasadach te słowa cały czas brzęczały mi w uszach. Jeśli faktycznie tak było to wiedział iż nie powinien pokazywać swojej przewagi, bo wtedy ja zyskuję większą.

Chłopak zdziwiony moim nagłym ruchem powoli zaczął się cofać, do momentu kiedy plecami uderzył w ścianę. Spojrzał z lekkim przerażeniem w oczach na mnie, a następnie na Noaha, który wydawał się bardziej zdziwiony niż sam Connor. Mi przez cały ten czas nie schodził z twarzy drwiący uśmiech.

Uśmiechnęłam się szerzej, zrobiłam jeszcze jeden krok w stronę chłopaka, ten przełknął ślinę, co bardzo mi się podobało. Stanęłam na palcach, na wysokości oczu bruneta, zwilżyłam wargi, a następnie pokierowałam je tuż obok jego i zmniejszyłam dzielące nas centymetry do kilku.

- I've always liked to play with fire..-szepnęłam tuż przy jego ustach.

AdelineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz