Rozdział 2

167 20 5
                                    

Gdy dojechaliśmy, weszliśmy do willi. Była ona biała, ogromna i marmurowa z kanciastymi brzegami. Jak się wchodziło, dało się zauważyć korytarz z wieloma drzwiami po bokach, a jego koniec to był pokój główny czyli salon.

- Po prawej są sypialnie- tłumaczyła Sofia - a po lewej inne pokoje, na przykład jadalnia czy kuchnia. Każdy pokój ma pierwszą literę imienia każdego z domowników. Te bez liter to pokoje właśnie gościnne. - Na chwilę przerwała- Będziemy siedzieć w salonie żebyście się tu nie pogubili.
Na koniec swojej wypowiedzi parsknęła śmiechem.

Poszliśmy na koniec korytarza, a ja od początku przeczuwałam że coś się stanie. Instynkt.

Dołączył jeszcze brat Sofii i byliśmy w komplecie - to znaczy ja, on, Connor- no i oczywiście Sofia. Szczerze nie wiedziałam po co zaprosiła tu Connora, dopóki nie zjawił się brat Sofii, który uścisnął się z nim i wymienił porozumiewawcze spojrzenie jakby dzielili jakiś sekret.

Brunet spojrzał na mnie i uśmiechnął się, a ja oczywiście odwzajemniłam uśmiech. Och jaka ja jestem przyjazna.

Chłopak miał około sto osiemdziesiąt sześć centymetrów wzrostu, lazurowe tęczówki, które aż się mieniły od różnych odcieni. Brązowe włosy z kilkoma naturalnymi ciemnymi pasemkami.
Pojedyncze piegi, które miała również Sofia, zdobiły jego twarz.
Mój nowy kolega, tak, kolega, chyba zauważył, że badawczo mu się przyglądam, a poznałam to po tym, bo przerwał niezręczną ciszę.

-Hej, jestem Matt- mówiąc to zauważyłam w jego oczach błyskające iskierki i poruszające się piegi od uśmiechu.
-Tak, tak dobra to wiemy a ona jest...-powiedział Connor zerkając na mnie- ...małą wredotą.
Lee uśmiechnął się zaczepnie i rzucił mi spojrzenie jakby od niechcenia.
-Dziękuje bardzo za przedstawienie mojej osoby, za mnie- zaczęłam ze sztucznym uśmiechem- a to jest wredny dupek.
-Ej, ej, ej nie pozwalaj sobie.
-To nie zaczynaj!
-Nie krzycz.
-Nie denerwuj mnie.
-Nie jesteś u siebie.
-Ty również!
-Ej dobra stop- naszą kłótnie przerwała Sofia- przestańcie, nie przyszliście tu żeby się kłócić, nie?
-Prawda- odpowiedzieliśmy jednocześnie po czym wbiliśmy w siebie zimne spojrzenia. Zmrużyłam oczy.
-To co robimy?- zagadnął dotychczas nic nie odzywający się Matt.
-Może wy dziewczyny pójdziecie do pokoju i sobie pogadacie, a ja z Mattem załatwimy jedną sprawę - skinął na niebieskookiego bruneta Connor.
- No dobra- powiedziała Sofia- tylko się nie bić. Nie w moje urodziny- chodźmy Adi.

Nie pierwszy raz słyszałam to zdrobnienie, lecz zawsze mnie ono rozczulało.
Chłopaki wyszły, a ja Sofią poszłyśmy do jej pokoju.
Był on ogromny, łazienka przyłączona do pomieszczenia była wielkości mojego pokoju. Z lewej strony dało się zauważyć okna, biurko oraz biblioteczkę wypełnioną wieloma książkami. Po prawej było łóżko oraz mała półeczka która była wypełniona jej ulubionymi powieściami, miedzy innymi trylogią Okrutnego Księcia która również należała do moich najukochańszych. Poza nią była jeszcze seria Percy Jackson i The Inheritance Games. Na wprost było dwoje drzwi prowadzące do garderoby oraz toalety.

Bez zastanowienia rzuciłyśmy się na jej łóżko i zaczęłyśmy w siebie rzucać poduszkami.
Takich chwil mi było trzeba. Chwil, które zapamiętuje się na zawsze. Bo każdy drobny gest jest najlepiej zapamiętany.

Po długim namyśle postanowiłyśmy obejrzeć film, a raczej serię bajek "Kaczora Donalda".

Mam słabość do starszych bajek Disneya jak i również Sofia, więc wahałyśmy się miedzy myszką Miki, a Kaczorem Donaldem. Postanowiłyśmy pójść na kompromis i rzuciłyśmy monetą. Na szczęście wypadła moja propozycja.

Akurat włączył się odcinek Podstępne Gofry, który wprost idealnie opisywał jak sobie radzę w kuchni. Sofia chyba zauważyła z jaką miną go oglądam, bo zaczęła się ze mnie śmiać, a ja jako ripostę, rzuciłam w jej głowę poduszką.

Nim zauważyłam minęła dwudziesta druga, a chłopaki nadal nie wracali. Zmęczona dzisiejszym dniem, dałam się ponieść znużeniu i zasnęłam.

Connor wraz z Mattem wsiedli do ciemnego Ferrari Lee. Brat Sofii wszedł od strony kierowcy po czym odpalił auto.
- Jak żyjesz, stary?- Zaczął Matt patrząc na drogę.
- Bywało lepiej- odpowiedział brunet.
- Ciekawe czy Levi wykonał robotę.
- Jeśli chce się tu utrzymać to musiał.- Prychnął.

Levi, to nowy kandydat do naszej, jakby to nazwać, "firmy". Osoby chętne, musiały być wysportowane, wytrzymałe oraz najważniejsze. Cierpliwe.- dziwnym trafem usłyszałam myśl Lee.

Po kilkunastu minutach dojechali na miejsce

- No nareszcie.- Mruknął Lee.
- Kurwa, no przecież to ty prowadziłeś- powiedział z ironią Matt.

Weszli do wynajmowanego domku który był na obrzeżach miasta. Oczywiście musiałam co chwili podbiegać, nie nadążając. Mijaliśmy poniszczone ściany, skrzypiące schody oraz liche pokoje. Po przejściu przez wszystkie nieznajome mi pokoje, w domu zauważyłam jakąś sylwetkę. Podejrzewałam, że był to Levi. Wyglądał na oko metr dziewięćdziesiąt dwa. Twarz miał lekko ubrudzoną, a na nią opadające blond loki, do tego szmaragdowo-lazurowe oczy mieniące się dziwnym błyskiem.
- Jak robota?- zaczął Connor.
- Dobrze, nikt się nie zorientuje.
- Ktoś cię widział?
- Rozglądałem się i nikogo nie było.
- Świetnie się spisałeś, trzymaj- zakończył Lee i rzucił mu paczkę wypełnioną banknotami. Obstawiałam, iż było tam pięćdziesiąt tysięcy.
- Ciało zostało zostawione w domu?- zapytał podejrzliwie Matt
- Oczywiście, że tak- odpowiedział Levi.
- Tyle na dzisiaj, do następnego razu Levi!-zawołał na odchodne Connor.
- Cześć! - usłyszałem stłumiony głos blondyna.

-Ejj Matt, o kogo chodziło?- zapytał Lee, gdy szatyn wsiadł z powrotem do samochodu.
-O Mary Marshall-mówił, wkładając kluczyki do auta.
-Co zbroiła?
-Znała prawdę - Popatrzył na bruneta Matt.
-Uuuu to grubo.- Zagwizdał ze świstem i po chwili dodał-Bez gadania jedźmy, bo dziewczyny pewnie się tam zamartwiają.


Obudziłam się z dziwnym piszczeniem w uszach. Miałam dziwnie realistyczny sen z Connorem i Mattem. Jakby coś się stało w czasie gdy spałam. Zwlekłam się z łóżka, a raczej spadłam i poczołgałam się w stronę łazienki. Zrobiłam poranną rutynę, a następnie ubrałam się w ubrania które wcześniej przygotowałam. Czarne obcisłe rurki oraz biały luźny top. Po chwili zbiegłam do kuchni o mało nie potykając się na prostej drodze. Było cicho. Za cicho
- Buu!- krzyknął za moimi plecami Connor.
- Osz ty...- krzyknęłam przestraszona i rzuciłam się na niego waląc w tors chłopaka pięściami.
- Ty mała...
- Muszę już iść do domu- mruknęłam i przerwałam go bić.
- No dobra, przychodź częściej... znaczy do Sofii oczywiście.- Wzruszył ramionami.
-Powiedz jej, że wyszłam, nara ziomo.
-Pa kolo.

żenada

Odwróciłam się pośpiesznie i zaczęłam iść w stronę domu. Szybko poszło bo po około dziesięciu minutach byłam już przed drzwiami wejściowymi.
-Heeej, mamo!!- krzyknęłam
-Hej Adeline...-zaczęła mama ze łzami w oczach- Adeline muszę ci coś powiedzieć... moja siostra, została okrutnie zamordowana dzisiaj w nocy-mówiła, a ja nie mogłam uwierzyć w ani jedno jej słowo, bo ciocia Mary była wspaniałą osobą.

***
Rozdział poprawiony !!

AdelineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz