Three.

503 39 4
                                    

Przez resztę lekcji siedziałam jak posąg, sparaliżowana aroganckim uśmiechem Bradley'a. Po lekcjach pobiegłam w stronę swojego pokoju, który miałam z kimś dzielić, jednak nadal nie wiedziałam z kim. Byle była to dziewczyna, to musi być dziewczyna, przecież nie żyję w fanfictionowym świecie i nie przydzielą mnie do męskiego akademika. Wpatrywałam się w swoje buty, na ślepo szukając kluczy do pokoju w torebce. Usiłowałam otworzyć drzwi, ale one były już otwarte.
-Hej. Myślałam, że ciebie jeszcze nie ma.- uśmiechnęłam się jak najlepiej w stronę ciemnookiej szatynki siedzącej na swoim miękkim łóżku. Zilustrowała mnie wzrokiem i zatrzymała się na moich oczach, różniłyśmy się od siebie wszystkim.
-Hej. Źle się poczułam i musiałam wcześniej wyjść z lekcji.- wskazała wzrokiem na brzuch za który od mojego przyjścia się trzymała. Przygryzłam nerwowo wargę, nie mając pojęcia co jej powiedzieć. Dawno nie rozmawiałam z osobami w moim wieku, więc chyba straciłam w tym wprawę. Jeśli oczywiście się tak da.
-Tak w ogóle to jestem Natalie.- wyciągnęła w moją stronę dłoń.
-Hope.- uścisnęłam ją lekko. Zachichotała głośno, a ja nie miałam pojęcia o co jej chodzi. Coś śmiesznego powiedziałam, bądź zrobiłam? No nie.
-Przepraszam, to przez twoje imię. Jest słodkie.- zaczęła się śmiać na cały głos, a ja mocno uderzyłam się w twarz ręką, coś typu facepalm.
-Yy.. dziękuję?- uniosłam brew. Znowu ta krępująca cisza. Nienawidzę jej, gdy siedzę z kimś i wpatruje mu się w oczy.
-A jak ci na nazwisko?- spytała się mnie niezwykle poważnym tonem. Od mojego przyjścia zachowywała się jak niezrównoważona psychicznie, oczywiście nie mam nic do takich osób, ale ten ton był dla nnie bardzo zaskakujący.
-Smile. Hope Smile.- opuściłam głowę. Nie dość, że mam na imię Nadzieja, to na nazwisko Uśmiech. Moi prawdziwi rodzice jeszcze wybierali mi imię. Od zawsze mnie ciekawiło co ich pokierowało do tego wyboru? Może chcieli abym się nie przejmowała, że ich straciłam i tym sposobem karzą mi się uśmiechać do samej siebie. Jeżeli kiedykolwiek tak pomyśleli, to nie byli zbyt inteligentnymi ludźmi. Kto by się cieszył z tak cudownej rodziny zastępczej? Nie życzyłabym takiej nawet największemu wrogowi. Może byli tylko nastolatkami, którzy nie byli gotowi jeszcze na dziecko. Wszystko jest możliwe i szczerze, od zawsze mało mnie to obchodziło. Nie chce ich znać zwłaszcza teraz, kiedy ułożyłam sobie wreszcie życie.
-Wszystko okej?- usłyszałam zmartwiony głos mojej uroczej współlokatorki.
-Tak. Po prostu się zamyśliłam.- uśmiechnęłam się do niej od ucha do ucha. Mam być smutna? Przez ludzi, którzy pewnie nawet nie pamiętają o moim istnieniu?
-Pytałam się ciebie co zamierzasz dziś robić. W końcu jest piątek.- oznajmiła. Chyba ją troszkę wyprowadziłam z równowagi. Współczuje jej, że ma mnie za współlokatorke. Jestem za bardzo roztrzepana.
-Nic. Chyba pójdę spać.- opuściłam zrezygnowana głowę. No to teraz weźmie mnie za jakąś samotniczkę. Świetnie.
-A może zrobimy sobie jakiś babski wieczór? Co ty na to?- zachichotała wskakując na moje okropnie twarde łóżko. Przyzwyczaiłam się do tych nadzwyczaj miękkich, więc była to dla mnie nowość.
-Super pomysł. Mogę zaprosić moją starą-nową przyjaciółkę?- zapytałam się jej. Chociaż było to pytanie retoryczne. Z dobroci nie zaprzeczy.
-Starą-nową przyjaciółkę? Tak, możesz.- uniosła lekko lewą brew. Dlaczego ja tak nie umiem? Nawet czasami dwoma mi się nie udaje.
-Poznałyśmy się w domu dziecka, byłyśmy nierozłączne. Opiekunowie byli zmuszeni po ciszy nocnej zamykać nas w oddzielnych pokojach, bo potrafiłyśmy rozmawiać 24 godziny na dobę, bez przerwy. Ale pewnego dnia dowiedziałyśmy się, że i dla mnie i dla niej znalazła się rodzina zastępcza, nawet zastanawiałyśmy się czy aby ludzie z ośrodka nie chcą się nas pozbyć, ale szczęśliwe nowego początku pożegnałyśmy się ze sobą. Ja trafiłam do patologicznej rodziny grubasów, moja przyjaciółka do bogatych snobów. Los chciał żebyśmy się znowu spotkały, tak więc się stało.- z uśmiechem na twarzy skróciłam jej całą naszą zabawną, smutną a zarazem idiotyczną historię z życia wziętą. Dziewczyna słuchała jej ze skupieniem wypisanym na twarzy. Jak jej można by nie lubić? To jest raczej nie do pomyślenia, że ktoś mógłby wziąć za wroga tak wesołą osobę.
-Masz szczęście co do przyjaciół. Teraz jeszcze mnie masz do kolekcji! A co do rodziców, to mój ojciec.. nie ważne. Nie mogę ci tego powiedzieć.- uśmiechnęła się słabo. Nie do końca ją rozumiałam. Zaczęła temat, ale od razu go skończyła.
-Rozumiem, pewnie to dla ciebie za trudne.- złapałam ją za rękę starając się dodać jej otuchy.
-To nie jest dla mnie trudne, może to nawet jest dziwne, ale lubię o tym rozmawiać. Jest mi wtedy łatwiej. Ale mój brat, jest w twoim wieku, mi zabrania. Wmawia nam wszystkim jakąś bajeczkę, a ja uważam, że jemu po prostu brakuje takiej osoby jak ojciec.- zaczęła się bawić nerwowo bransoletkami na rękach. Swoją drogą miała ich dosyć sporo, głównie takie z jakimiś datami lub słowami napisanymi w innym, zupełnie mi obcym języku.
-Masz brata? Chodzi do tej szkoły?- byłam tego ciekawa. Od przyjścia do tej szkoły, okropnie zaczęli mnie interesować chłopcy, co jest dziwne, bo kiedyś to było dla mnie zupełnie obce uczucie.
-Mam. Ma na imię Bradley. Mieszka z kumplem niedaleko naszego akademika. Jest spoko i myślę, że by ci się spodobał z wyglądu, z charakteru też, bo jesteście strasznie podobni.- mówiła o nim z rozmarzonym wyrazem twarzy. Coś mi się kojarzyło. Bradley, Bradley..
-Czekaj. Jak ty masz na nazwisko?- chciałam się upewnić. Nawet nie pamiętam czy mówiła mi o swoim nazwisku.
-Simpson.- odpowiedziała szybko. Nie wierzę, czyli ten chłopak, którego Nina nazwała gejem, bo nie interesuje się dziewczynami, to brat Natalie, mojej współlokatorki, która uważa, że jej ukochany braciszek tęskni za ojcem?
Jestem strasznie zaintrygowana Bradley'em. Myślę, że wszyscy byliby, gdyby dowiedzieli się o nim tego co ja już wiem. Jednak nadal jest to ten sam zapatrzony w siebie chłopak, który poprawia swoje włosy niemal co sekundę. Gorzej niż dziewczyna. Dziewczyna przynajmniej trzyma język za zębami i nie opowiada jakichś suchych żartów o nauczycielach, bądź o zwierzętach. Dla mnie to jest po prostu żałosne. Nawet nie powinnam o nim myśleć, jednak od jakiejś godziny cały czas to robię. I pytam się dlaczego? Przecież on jest dla mnie nikim.

Love Letter (B.S)- zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz