Westchnęłam patrząc się na ciemne ściany. Nie ma już dla mnie ratunku. Przecież nie znajdę rodziców w ciągu dwóch tygodni, nie zdąże. Nwet gdyby wszyscy moi rzekomi przyjaciele mieliby mi pomóc- to jest nierealne.
Może to musiało się w końcu wydarzyć. Zawsze myślałam o samobójstwie, okaleczałam się. Nie było dla mnie miejsca na tym świecie. Tacy jak ja- ci słabi są odrzutkami na których nikt nie zwraca większej uwagi. Jesteśmy pośmiewiskiem tych silniejszych.
Wolałabym jednak zakończyć z sobą wtedy, gdy będę na to gotowa- nie teraz. Chciałam ukończyć tą klasę, moja śmierć na pewno nie byłaby nudna- ja tu w szpitalu, nie powiesiłabym się lub podcięła sobie gardło. To jest już nudne. Chciałabym przed śmiercią spełnić swoje największe marzenie- zakochać się z wzajemnością. Odwiedzić jakieś piękne miejsce, może nawet jakieś góry- i z nich skoczyć.
Poczułam jak łzy spływają mi po policzku. Jestem tak zdesperowana, że nawet myślę o miejscu w którym chciałabym umrzeć.
Przykryłam się kołdrą nie spuszczając wzroku z widoku za oknem. Jakaś para się całowała, a dzieci bawiły się na placu zabaw- czyli to czego już nigdy nie będę mogła zrobić.
Mimo tego, że jestem już dorosłą osobą nadal chętnie posiedziałabym na placu zabaw wspominając czawy, gdy jeszcze nie wiedziałam co to uczucie.
Wtedy było mi wszystko obojętne, myślałam, że ośrodek jest moim domem od urodzenia. Dopiero, gdy skończyłam dziesięć lat zrozumiałam, że moje całe dotychczasowe życie było kłamstwem.
Nie dziwię się, że opiekunki nigdy nie tłumaczyły dzieciom dlaczego tu są- mi na pewno byłoby trudno to zrobić. Dzieciaki są naprawdę fajne- myśląc o tym doszłam do wniosku, że chciałabym mieć niemowlaczka.
Słysząc, że ktoś wchodzi na salę zakryłam się kołdrą aż po brodę. Ilustrowałan Bradley'a wzrokiem, oraz torbę którą trzyma w ręce.
-Przyniosłem ci ubrania, jedziesz ze mną.- uśmiechnął się łobuziersko stawiając ją na krześle obol mojego łóżka.
-Przecież mi nie wolno nigdzie iść.- uniosłam brwi zaskoczony. Czyżby chłopak miał dar przekonywania?
-Wiem, ale nie zaszkodzi jeśli stąd uciekniemy na jeden dzień.
Kiwnęłam głową. Ma całkowitą racje. Dlaczego niby do końca mojego życia leżeć w łóżku i umrzeć na nim? To jest nudne. Wzięłam torbę i weszłam do łazienki żeby założyć ubrania, które przywiózł mi chłopak. Na szczęście doskonale zakrywają mi ciało, więc nie mam się czego wstydzić. Zrobiłam jeszcze lekki makijaż starając się zakryć wory pod oczami i wyszłam z pomieszczenia kierując się w stronę Simpsona.
-Pójdę zobaczyć czy droga jest wolna.- zachichotał zauważając moje zdenerwowanie. Po chwili wrócił i złapał mnie za nadgarstek.
-Chodźmy do windy.- oznajmiłam tym razem przejmując dowodzenie.
Zaśmiałam się będąc już w środku. Nie wiem dlaczego chłopak to dla mnie robi, ale czuję w powietrzu współczucie. Jednak ma dobre serce.
-Próbowaliśmy z Niną jakoś znaleźć twoich rodziców, żadnego śladu po nich. Nawet ludzie w ośrodku nie wiedzą kim byli.- powiedział nieco poważniejszym tonem.
To było raczej do przewidzenia, że zaczną węszyć, nawet jeśli ja chce się poddać.
-Pewnie umarli, czy coś.- wzruszyłam ramionami chcąc zmienić jakoś temat, jednak po minie chłopaka można sądzić, że będzie ciężko.
-Czy coś? Chcesz tak po prostu się poddać? Hope, całe życie przed tobą.- złapał się za włosy.
W sumie śmierć w wieku nastu lat jest bardziej kusząca niż w wieku 100 lat. Nie wiem kto chciałby mieć tyle zmarszczek na twarzy.
-Odpuść sobie ten temat, znasz moje zdanie i go nie zmienię. Pewnie uważasz, że powinnam walczyć- to nie jest prawda. Dla mnie nie ma najwidoczniej miejsca na tym świecie. Powinieneś po prostu przywyknąć do mojej nieobecności. Nie wiem dlaczego teraz stąd uciekamy czy gdzie chcesz mnie zabrać, ale później sobie już odpuść. Nie chce żebyś się do mnie przywiązał- chociaż to nie możliwe, czy ja do ciebie. Wszystkim moja śmierć powinna być obojętna. Jestem zwykłym, szarym człowiekiem, który nie chce sławy tylko spokoju. Od urodzenia miałam przesrane i myślisz pewnie, że teraz jest mi smutno, gówno prawda. Jest mi obojętne kiedy umrę, bo od dawna chciałam popełnić samobójstwo. To tylko przez rodzinę zastępczą i biologiczną. Nie chce już nigdy się obudzić. Po prostu chce zasnąć i już nigdy nie wstać!- wrzasnęłam, ale od razu uspokoiłam się, gdy drzwi od windy się otworzyły. Wyszłam z niej pewnym krokiem po czym zauważył, że tyłem do mojej osoby stoi znajoma mi pielęgniarka. Bradley, który stał przede mną cofnął się spowrotem do windy. Tym razem zjeżdżaliśmy aż do piwnicy.
-Oh, a ty pewnie myślisz, że jest mi obojętne czy umrzesz? Tu się zdziwisz- gówno prawda.- przygwoździł mnie do ściany. Nie mogłam złapać oddechu i byłam przerażony tym co powiedział. Chłopak zbliżył swoje usta do moich i..
CZYTASZ
Love Letter (B.S)- zakończone
FanfictionHope Smile, dwa słowa zupełnie jej obce. Nadzieja i uśmiech, coś co zupełnie jest jej przeciwnością. Dziewczyna dotychczas mieszka w nikomu nie znanym miasteczku, ale pewnego dnia wyprowadza się do Londynu, gdzie jej historia dopiero zaczyna się pis...