Dosyć szybko znalazłam się przed mieszkaniem Simpsona. Szybko odepchnęłam od siebie wszystkie głupie myśli i nacisnęłam na dzwonek. Po chwili usłyszałam, że ktoś otwiera mi drzwi. Spojrzałam się na Connor'a, który uśmiechał się do mnie od ucha do ucha. -Cześć. Co cię tu sprowadza?- oparł się o drzwi jak typowy bad boy. Walnęłam się ręką w głowę próbując powstrzymać napad śmiechu, ale zaraz oprzytomniałam przypominając sobie po co tu przyszłam. -Jest Bradley?- spojrzałam na jego zaskoczone oczy. -Jest. Zawołać go?- kiwnęłam głową w odpowiedzi. Po chwili przy drzwiach pojawił się chłopak bez koszulki. Mało zawału tam nie dostałam. -Coś się stało?- spytał będąc już blisko mnie. Próbowałam opanować wszystkie emocje spowodowane wizją trzęsącej się Natalie. -Nat.. Kazała mi po ciebie przyjść- zerknęłam na chłopaka, ale ten widocznie nie wiedział o co mi chodzi- była cała roztrzęsiona. Nic więcej nie wiem.- opuściłam głowę. Chłopak szybko założył swoją koszulkę i wybiegł na dwór. Podczas drogi do ośrodka nie odezwał się do mnie słowem. Śpieszył się do siostry i był widocznie zmartwiony. A ja nadal nie wiedziałam o co chodzi. Wbiegł do pokoju zastając Natalie na podłodze z telefonem w ręku. -Nat! Co się dzieje?- potrząsnął ją kilkakrotnie, jakby przywracając ją do życia. Dziewczyna zamrugała oczami i podała bratu swój telefon komórkowy. Chłopak spojrzał się na nią zaskoczony. Cały czas przenosił swój wzrok z niej na komórkę. -Co się dzieje?- spytałam. Chyba niepotrzebnie, bo Bradley zacisnął swoje dłonie, a jego klatka piersiowa zaczęła się gwałtownie unosić i opadać. -Nie twoja sprawa.- syknął przez zaciśnięte zęby. Natalie pogłaskała go po ręcę, próbując go jakoś uspokoić. Czułam się okropnie. To była zła decyzja, że w ogóle zadałam to pytanie. Nie moje życie, więc nie powinno mnie to obchodzić. -Ona wie o ojcu.- mruknęła Nat starając się uspokoić, a było jej trudno, bo co chwilę z jej oczu wypływały kolejne łzy. -Co? Jak to?- Brad podrapał się po głowie. Jej słowa zdenerwowały go jeszcze bardziej. -Powiedziałam jej. Jest moją przyjaciółką.- powiedziała dziewczyna. Simpson wpadł w szał. Zrzucił wszystko ze stolika zerkając na mnie swoim zirytowany spojrzeniem. -Jest zupełnie obcą i bezwartościową dziewczyną! Jak ty możesz takiemu komuś ufać?!- krzyczał zdenerwowany. Bezwartościową. Zerwałam się z siedzenia i zaczęłam biec przed siebie nie zwrqcając uwagi na nawoływanie przyjaciółki czy zaskoczonych znajomych którzy przechodzili przez korytarz. Jestem tylko bezwartościową dziewczyną.
Brad Byłem zaskoczony, gdy zauważyłem łzy spływające po policzkach Hope. Wybiegła z pokoju tak nagle, że nawet nie zdążyłem jej przeprosić. -Jesteś idiotą Bradley- jęknęła moja siostra- ona przeszła gorsze rzeczy niż my, więc licz się ze słowami. Nic o niej nie wiedziałem, oczywiście poza jej imieniem i nazwiskiem. -Przeszła gorszą rzecz od rzekomej śmierci ojca? Może ten sms z jego numeru to zwyczajny żart rodziny.- podrapałem się zdenerwowany po głowie. Tak, takiej głupiej hipotezy to w życiu nie słyszałem. Nasza rodzina na pewno nie wpadłaby na taki pomysł. -Brad.. Ja jednak myślę, że on żyje.- zaczęła ponownie płakać, chowając głowę w swojej poduszce.
CZYTASZ
Love Letter (B.S)- zakończone
FanfictionHope Smile, dwa słowa zupełnie jej obce. Nadzieja i uśmiech, coś co zupełnie jest jej przeciwnością. Dziewczyna dotychczas mieszka w nikomu nie znanym miasteczku, ale pewnego dnia wyprowadza się do Londynu, gdzie jej historia dopiero zaczyna się pis...