8

143 9 2
                                    

Soyoun

Nie zauważyłam nawet, jak z godziny 10:00 zrobiła się 21:30. Oznaczało to, że mam aż pół godziny na zamknięcie kawiarenki i dotarcie na miejsce spotkania.

Ściągnęłam brązowy fartuszek (był to strój firmowy), sprawdziłam, czy wszystko jest na swoim miejscu i wyszłam, uprzednio dokładnie zamykając drzwi.

Podczas drogi przystanęłam na chwilę, aby ubrać bluzę, bo robiło się ciemno i chłodno. Dotarłam na miejsce, którym był parking przed moim blokiem. Niedaleko od domu- więc bezpieczne.

Usiadłam na krawężniku, gdyż według mojego (ledwo) działającego zegarka miałam jeszcze chwilę. -Poważnie, muszę go w końcu wymienić.-Wyraziłam swoje niezadowolenie pod nosem. Nie dość, że był to prezent od ojca na diód urodziny, to jeszcze był mocno zniszczony. Ciężko mi było się z nim rozstać.

Cały plac, budynki i droga były cudnie oświetlone przez uliczne lampy. Niebo miało odcień różu, a gdzieniegdzie pojawiały się gwiazdy. Kochałam ten klimat.

Coraz dłuższe dni zwiastowały o nadchodzącym lesie  wakacjach. Nie ratowało mnie to zbytnio przed obowiązkami-nie byłam już w szkole. Do pracy nadal musiałam chodzić, ale jakoś myśl o ciepłych wieczorach dodawała mi otuchy.

-Hej.-Obok mnie usiadł sprawca tego, że teraz tu ślęczę bezczynnie.                                    

-Cześć.-Odpowiedziałam sucho. Naprawdę liczę, że szybko powie co chciał i sobie pójdzie.

Sangwoo był i jest nadal bardzo przystojny; wysoki, umięśniony, z ciemnymi (prawie czarnymi) włosami. Z charakteru to istny idiota. Arogancki, zadufany w sobie dzban.

Na oczątku mi imponował, emanował aurą osoby, która wiedziała czego chciała. Dayoun od początku naszego związku mówiła, że on przyniesie kłopoty. Nie posłuchałam.

-Soyoun, posłuchaj... Bardzo cię przepraszam. To była jednorazowa sytuacja. Ja cię nadal kocham, wiem, że ty mnie też. Było nam przecież tak dobrze, dajmy sobie jeszcze jedną szansę.-Zatkało mnie, byłam pewna, że przyszedł tu by powiedzieć, że nie żałuje i przeprasza. Ten tuman tymczasem błagał o przebaczenie.

-Czy ty sobie kpisz?!-Miałam ochotę wykrzyczeć mu w tą twarz debila, coś czego wcześniej nie zdążyłam.-Po pierwsze: znowu kłamiesz, to nie było jeden raz. i. Oboje o tym wiemy. Po drugie: nie kocham cię i nigdy tak nie było. Nawet nie wiem, co ja w tobie widziałam.-Wzięłam głęboki oddech, znowu podnosząc głos.

-„Dajmy sobie jeszcze jedną szansę?!" Tak tylko przypomnę, że to TY straciłeś to zaufanie, nie MY. Jeśli to już wszystko to ja spadam.-Odwracałam się by odejść od tego odnoszącego ciśnienie kretyna. Nie było mi to dane, bo pociągnął mnie za ramię, boleśnie ściskając.

-Oj nie, kochanie. Gdybyś nie zgrywała świętej i dała to czego chciałem, to nie pakowałbym się do łóżka tym laskom.-Uśmiechnął się ironicznie. 

-Nie mów tak do mnie.-Wysyczałam, próbując się wyrwać.-Zrozum, że to koniec. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.- Dodałam już spokojniej, choć w głowie zapaliła mi się czerwona lampka.

-Oj wiem, że chcesz. Chodź, pojedziemy do mnie, będzie miło.-Starszy zaczął ciągnąć mnie w stronę swojego czarnego Hyundaia, zaparkowanego nieopodal.

-Puszczaj! Nigdzie z tobą nie pójdę!-Ponownie chciałam się wyrwać, ale nawet lekcje samoobrony niewiele by zdziałały patrząc na naszą różnice w budowie.

Wiedziałam, że przyjście tutaj było złym pomysłem, ale do głowy by mi nie wpadło, że on może być tak agresywny. Owszem, czasami krzyczał, ale poza tym nic niepokojącego.

-Daj mi wrócić do domu, proszę.-Zbierało mi się na płacz od nadmiaru stresu i złości.

-Hej! Co ty robisz?!-Odwróciłam głowę w stronę źródła dźwięku. Zauważyłam idącego w naszą stronę Jisunga.

-Nie twoja sprawa koleś co robię ze swoją dziewczyną.-Syknął Sangwoo, gdy obok nas znalazł się Han.

-Nie jestem twoją dziewczyną.-Odparłam w końcu się wyrywając, stanęłam za moim „obrońcą".

-Świetnie! Jeszcze będziesz chciała do mnie wrócić, szmato.-Szatyn chciał już odejść , ale Jisung mu na to nie pozwolił. Szarpnął go i walnął pięścią w szczękę, aż coś chrupnęło.

-Chodźmy stąd.-Odwrócił się w moją stronę obejmując ramieniem. Rzucił szybko złowrogie spojrzenie Sangwoo i przepuścił w drzwiach od bloku.

W ciszy przemierzaliśmy schody i korytarz, gdy dotarliśmy do jego mieszkania.

-Dziękuje, może mnie denerwujesz, ale już drugi raz uratowałeś mi skórę.-Zaczęłam cicho.

Nienawidziłam dziękować, wychowana byłam tak, że na wszystko zapracowałam sobie sama i nie musiałam się płaczszyć przed nikim.

-Nie ma sprawy. Już ci mówiłem, że ratowanie ładnych dam z opresji i adorowania ich to moje hobby.-Wzruszył ramionami.-Chcesz może herbaty? Co prawda nie jestem żadnym baristą, ale wychodzi mi całkiem dobra.-uśmiechnął się, co odwzajemniłam.

-Ooo, widzisz? Jak chcesz to potrafisz nie być sarkastyczna i sztywna.-Rzucił wchodząc do kuchni.

-Czy ty właśnie zasugerowałeś, ze jestem sztywna?-Przybrałam oburzoną minę.

-Jaaa? Nie, skądże.-Sarknął śmiejąc się.

-Baran.-Skwitowałam.

-Jak już mówimy sobie słodkimi przezwiskami, to preferuję kotku albo... chomiczku.-Han odwrócił głowę posyłając mi uroczy uśmiech, tak, że jego nos się zmarszczył, a oczy przymknęły.

-Oh, zamknij się.-Rzuciłam zrezygnowanym tonem uśmiechając pod nosem.

W głębi duszy wiedziałam, że on robi to specjalnie, nie drąży tematu i prowadzi typową dla nas rozmowę. Było to bardzo kochane, bo najpewniej chciał żebym się nie zadręczała.

Zarumieniłam się na myśl o tym.

-Robisz się bardziej czerwona, niż kimchi mojej babci.-Postawił przede mną kubek z królikiem i napisem „odmarchewkuj się". Słodkie.

Hanie Jisungu, co ty ze mną robisz?

-

Jest już drugi rozdział po przerwie. Pisany był późno w nocy na kartce, i nieźle się nagimnastykowalam, żeby coś sensownego z tych kartek wyciągnąć. 

Następny rozdział wpadnie w piątek bądź jutro bo muszę dodać jeszcze korektę.

26.07.2023




Deja Vu \\ Han JisungOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz