Łowcy Calgonu

129 15 29
                                    

Sobota zawitała do hogwartu jak z nikąd. Prawie każda osoba dziś miała dobry humor, oprócz Minervy. Gdy dziś wstała rano i udała się do łazienki, aby zrobić pranie calgonem, nie mogła go znaleźć. Szukała wzdłuż i wszerz, pod i nad ale nigdzie go nie było. Prawdopodobnie mógł to ukraść jakiś uczeń, który lubi sobie robić żarty z biednych osób w podeszłym wieku, ponieważ wczoraj zostawiła drzwi otwarte do swoich komnat. "Niech ja go tylko dorwie".

Wybiegła więc ze swoich kwater i udała się wzdłuż długiego korytarza, w zamyśle znalezienia jakichś informacji o zniknięciu calgonu. Jednak o dziwo panowała tam grobowa cisza, a tymbardziej ani jednej żywej duszy nie można było się dopatrzeć. Może było za wcześnie? Nie, już dawno po śniadaniu przecież. Była 9.30. Przecież wszyscy powinni już dawno wstać. No, może poza jedną osobą...

Nauczycielka udała się natychmiast do lochów. Te jednak w wersji 'bardziej opustoszałej' są o wiele straszniejsze niż gdy przemierzasz je samemu późno w nocy. Dotarła do znajomych korytarzy, po czym znalazła się u progu ciemnych dębowych drzwi.

Puk. Puk.

Brak odpowiedzi. Zaczęła więc pukać jeszcze głośniej, a może już nie pukać tylko walić w te drzwi (o dziwo przeżyły w stanie nienaruszonym). Dalej brak odpowiedzi. Zaczęła więc szarpać za klamkę. "On ma przecież hasło do komnat, zapomniałam" pomyślała. Nie będzie raczej drzeć się, żeby jej otworzono te przeklęta wrota. Postanowiła więc grzecznie zaczekać aż książę się wreszcie pojawi, nawet jakby miało się walić i palić.

Mija 5 minut. 10. 15. 20. Minerva zaczęła tracić cierpliwość. Ile można przecież spać? Zaczęła tłuc w te drzwi mocniej niż wcześniej.

-Severusie, do cholery jasnej! Czy możesz tu wyjść na chwilę?! - krzyknęła.

McGonagall się bardzo zdziwiła, ponieważ chwilę potem została wpuszczona do pokoju. "Mogłam tak od razu zrobić". Zastała tam jednak dosyć niecodzienny obraz hogwarckiego mistrza eliksirów ubranego jeszcze w piżamę i ciapki krowy, z roztrzepanymi i nie wiadomo jakim cudem, nie tłustymi włosami który trzymał kubek z napisem "fuck my life" w którego środku była gorąca kawa.

-Czy możesz mi, kobieto, wyjaśnić co robisz o tej porze w moim gabinecie? - zapytał zirytowany.

-Severusie, nie uwierzysz co się stało! Chciałam dziś zrobić pranie calgonem... A jego tam nie było! Czy wiesz może coś na ten temat?... A tak przy okazji, fajne ciapki, skąd masz?

-Z ikei... Nie, nie wiem gdzie jest twój cholerny calgon - oparł się o blat biurka - i coś mi mówi że nie chce o tym wiedzieć. Czy zostawiałaś może drzwi do swoich komnat otwarte na noc?

-Nie sądziłam że ktoś tu będzie kradł więc tak... I co ja teraz z tym zrobię? Pralka bez calgonu mi się zepsuje, no bo dłuższe życie każdej pralki to calgon - mówi załamana kobieta.

-W gabinecie Albusa widziałem chyba jeszcze jedno opakowanie, jeżeli chcesz to możesz iść do niego i się zapytać.

-Chętnie pójdę nawet teraz... Ale co z tobą, Severusie?

-Nie ma opcji, że z tobą idę.

-Oh, no nie bądź taki.

-Nie mam czasu, muszę się przebrać i...

-Zaczekam.

-A niech was coś jebnie, pieprzeni gryfoni - wymamrotał pod nosem Snape, po czym udał się do swoich prywatnych pokoi.

Kiedy wyszli z kwater Severusa, udali sie prosto do wspomnianego gabinetu dyrektora. Postanowili nie pukać, lecz po prostu 'wbić' do środka. Czarnowłosy natychmiast zaczął się rozglądać dookoła.

Harry Potter i cała prawda o Hogwarcie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz