Rozdział 2

183 5 1
                                    

Pov: Evelyn
Kiedy tylko przekroczyłam próg swojego tak dobrze znanego i skromnego mieszkania poczułam ulgę i zmęczenie jednocześnie.
Ten długi i wyczepujący dzień już się kończył.
Szybko zdjęłam obuwie i skierowałam się w stronę łazienki by móc się odświeżyć.
Gdy tylko weszłam pod prysznic i krople wody zaczeły spływać mi po całym ciele poczułam niewyjaśniony stres.
Czym się tak stresowałam?
Może to przez nadmiar spraw. Że zostałam przytłoczona tym wszystkim albo przez to, że  bałam się że ON może mnie teraz łatwiej znaleźć?
Tego nie wiedzialam, ale jedno jest pewne, nie byłam z tego uczucia zadowolona.
***
Siedziałam sobie na swoim wygodnym, dość dużym łóżku i oglądałam jakiś nudny program o remontowaniu domów.
Rozmyślając tak nad dzisiejszym dniem postanowiłam pogadać o nagłym przypływie pieniadzy z moją najbliższą koleżanka.
A właściwie jedyną przyjaciółką, której w miarę ufałam.
Tak jak pomyślałam tak zrobiłam.
Sięgnełam po telefon I wstukałam numer.
- Hej Evelyn! - odezwał się głos w słuchawce.
- Cześć Rachel. -odpowiedziałam
- Co tam? Czy wszystko w porządku? - zpytała dziewczyna.
- Jest okej. Czemu miało by nie być? - zapytałam zdziwiona.
- Nigdy raczej nie dzwonisz bez powodu. Wiesz, że to niebezpieczne tak samo dobrze jak ja.
- Jest w porządku. Pojechałam tyko na odczyt testamentu do kancelarii.
- I ty mi mówisz, że nic się nie stało!
- No nie jest to poważna sprawa przecież wiadomo już od 2 dni, że mój wuj nie żyje - powiedziałam
- W sumie to racja - przyznała - To w takim razie po co dzwonisz? - zapytała.
- Ktoś może się o tym dowiedzieć, że rozmawiałyśmy... I nie tylko ja będę miała kłopoty.
Westchnęłam.
- Dzwonię po to by ci powiedzieć, że w ty  spadku byla całkiem duża kwota... i nie ma pojęcia co z nią zrobić - przyznałam trochę z nie wyjaśnionym uczuciem zawstydzenia
- O kochana, przecież to żadnen problem. Jeżeli chcesz się do jej "przyzwyczaić"
to wystarczy, że trochę jej sobie powydaszjesz. - powiedziała trochę współczująco.
- Co to znaczy żebym" jej sobie powydawała"? - zapytałam zmieszana
- No nie wiem, na przykład w kasynie. To jest całkiem dobre miejsce.
- Wiem jak uwielbiasz hazard Rachel, ale ja totalnie nie umiem grać w żadną z tych gier.
- Ale to nie polega na tym byś wygrała! To nie ma znaczenia. Masz dużo pieniędzy i dużo możliwości!
Odetchełam głęboko i powidziałam:
- Dobrze, spróbuję.
- Cieszę się - odpowidziała.
- Muszę już kończyć Rachel do usłyszenia!
- Do usłyszenia obiecaj, że zadzwonisz jeszcze! - powiedziała.
- Obiecuję.
-Uważaj na siebie.
-Ty też.
I rozłączyłam się.
***
Stałam przed największym i najbardziej znanym kasynem w Las Vegas - "Carmín Casino".
Samo stanie przed nim było już trochę onieśmielające. Był to bardzo duży budynek koloru ecru nad wiejściem widniał ogromy szyld z szkarłatnymi ledowym napisem "Carmín Casino", w oknach błyszczły różnorodne światła a do samych drzwi aż po krawężnik rozciągał się długi czerwony dywan. Po jego bokach były ładnie ustawione w rządku złote barierki. Drzwi frontowe były obrotowe, a ich framugi prawdopodobnie pozłacane.
Gdy już znalazłam się w środku zaczęłam się rozglądać po wnętrzu.
Było ono schludne i eleganckie. Znajdowało się tu mnóstwo automatów oraz stanowisk do gry. Pracownicy byli ubrani w charakterystyczne czerwone kamizelki z emblematem kasyna.
Rozglądając się podeszłam do pierwszego lepszego stanowiska.
- Dobry wieczór - przywitała się krupierka - W co miałby pani ochotę pograć?
- Dobry wieczór  - przywitałam się.
Kobieta - a raczej dziewczyna - była bardzo ładna. Miała czerwone włosy, schludnie spięte w wysokiego kucyka.
W jej niebieskich oczach było widać zainteresowanie z jakim mi się przyglądała. Ubraną miała białą koszulę a na niej czerwoną kamizelkę oraz czarne spodnie, których tylko urywek było widać z nad stołu.
- Hmm.. - udałam zastanawienie przez dłuższą chwilę - Zagrałabym w... Black Jack. -wybrałam.
- Dobrze, a więc jaka stawka na początek? - zapytała kobieta
- Niech będzie 50 tysięcy.

~_<Aiva#

Love in casino.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz