Rozdział 3

158 5 1
                                    

Pov. Victoria Ross

Ten dzień zapowiadał się tak samo nudno jak wszystkie inne, które spędzałam w Carmín Casino.
Niestety, jako jego właścicielka od czasu do czasu musiałam się przemęczyć.
Przekartkowałam ze znużeniem raport spięty zszywką i odsunęłam go na bok biurka.
Zastukałam w nie długimi paznokciami.
Nie lubiłam bezczynności i nudy.
Wstałam z fotela, żeby zrobić sobie kawę, ale dokładnie w tym samym momencie drzwi do mojego gabinetu otworzyły się na całą szerokość.
-Puka się! -warknęłam, biorąc swój ulubiony kubek z nadrukiem w koty.
Normalnie nie darowałabym nikomu wpadnięcia do mojego biura od tak, bez żadnego uprzedzenia, ale to był Roberto Vázquez - mój najbliższy wspólnik i można powiedzieć, że też przyjaciel. Znałam go od lat.
Wybrałam odpowiednią opcję i patrzyłam jak kawa wlewa się do naczynia.
-Czego chcesz? -zapytałam, zerkając na niego z ukosa.
Czarne, lekko kręcone włosy miał w artystycznym nieładzie. Szare oczy, otoczone wieńcem długich rzęs, spoczęły na mnie.
Pełne usta wykrzywiły się w kącikach w uśmiechu.
-Mam coś co może cię zainteresować. -oświadczył z zadowoleniem.
-Mianowicie? -upiłam łyk kawy.
-Jakaś małolata postawiła w pierwszej rundzie na Black Jack'u 50 tysięcy. -powiedział. -I właśnie je przegrała.
-Żartujesz.
-Wcale nie. -obruszył się Roberto. -Chodź, sama zobacz.
Odstawiłam kubek, ściągnęłam z wieszaka swoją kamizelkę - taką jaką nosili również moi pracownicy ( tyle że moja miała długie rękawy ), włożyłam ją i wyszłam za Vázquez'em na korytarz.
Zatrzymałam go gestem dłoni przy wejściu do sali i spojrzałam na miejsce gdzie toczyła się gra Black Jack.
Oprócz krupierki była tam tylko jedna dziewczyna.
Mogła mieć najwyżej dwadzieścia lat. Długie, blond włosy opadały jej kaskadami na ramiona i plecy. Grzywka sięgała jej oczu, które były tak przejrzyste, że ciężko było dojrzeć w nich koloru.
Miała jasną cerę i równe rysy ze spiczastym podbródkiem. Nos miała drobny, lekko zadarty ku górze.
Ubrana była prosto, ale gustownie. Na szyi zapięty miała srebrny wisiorek, a z uszu zwisały jej kolczyki w kształcie łez.
Obrzuciłam ją uważnym wzrokiem, ale dziewczyna nie wyglądała na przejętą, zawiedzioną czy wściekłą, że straciła tyle pieniędzy. Raczej była zaintrygowana, co z kolei zaciekawiło mnie.
Szturchnęłam Roberto.
-Poproś ją do mnie jak skończy. -szepnęłam.
-Oh? Czyżbyś się zakochała? -zadrwił mężczyzna.
-Uważaj na słowa, Vázquez. -warknęłam, nie spuszczając oczu z dziewczyny.
Zdawała się powoli ogarniać na czym polega gra.
Taylor - krupierka - zauważyła chyba, że patrzę w stronę jej stołu, bo uniosła pytająco brew.
Odpowiedziałam jej ledwo zauważalnym wzruszeniem ramion.
Potem wróciłam do siebie i dokończyłam kawę, czekając na Roberto i dziewczynę z którą miałam zamiar porozmawiać.
Tym razem Vázquez zapukał zanim wszedł, najwyraźniej chcąc zachować pozory przed moim gościem.
Blondynka miała zaciśnięta usta - jedyny objaw niepokoju jakiego doszukałam się na jej twarzy.
-Dzień dobry. -powiedziała miłym dla ucha, melodyjnym głosem, w którym jednak brzmiała nutka dystansu. -Czy coś się stało?
-Vázquez -odezwałam się, widząc, że Roberto nie ma w planach opuścić pomieszczenia. -Zostaw nas same.
Skinął bez entuzjazmu głową i wyszedł.
-Jak się nazywasz? -spytałam wtedy.
-Evelyn. Evelyn Evans.
Przekrzywiłam z namysłem głowę.
-Przypominasz mi kogoś. -stwierdziłam.
-Po co mnie tu pani wezwała? Zrobiłam coś złego? -Evelyn sprowadziła naszą rozmowę z powrotem na dobre tory.
-Nie, to nic takiego. -uśmiechnęłam się do niej. -Po prostu nie na co dzień ktoś zostawia w moim kasynie tyle forsy.
Evelyn zarumieniła się, jakby to co zrobiła było czymś wstydliwym.
-Pewnie jesteś bogata, co laleczko? -oparłam brodę na dłoniach i zmrużyłem leniwie oczy.
-Tak, jestem.
-Bogata, rozpieszczona księżniczka... dobrze mówię, Eve?
-Wypraszam sobie. -syknęła dziewczyna. -Kim pani jest, żeby tak mówić?
-Victoria Ross. -odpowiedziałam zgodnie z prawdą. -Szefowa Carmine Roses. Na pewno słyszałaś tą nazwę, Evelyn.
Dziewczyna zamarła. Nie sądzę by się tego spodziewała.
-No nie rób takiej zdziwionej miny. Valentine szukał cię przez tyle lat... -patrzyłam jak jej oczy ciemnieją.
-Nie wypowiadaj przy mnie jego imienia. -wycedziła.
-Dobrze. -zgodziłam się. -Wiesz ile można zgarnąć za ciebie pieniędzy? O wiele więcej niż te 50 tysięcy.
-Sprzedasz mu mnie? -głos Evelyn brzmiał głucho. -Nie rób tego. Nie po to uciekłam, żeby kiedykolwiek do niego wracać...
-Twój ojczulek ma obsesję. -uświadomiłam jej. -Znajdzie cię choćbyś ukrywała się na końcu świata. A skoro ja cię rozpoznałam, zrobią to też inni. Choć muszę przyznać, że długo udało ci się przed nim uciekać. Godne podziwu.
Z każdym wypowiadanym przeze mnie słowem Evelyn bladła coraz bardziej.
-Nie wiesz ile przeszłam. -wyszeptała. -To wszystko pójdzie na marne... Mogę ci zapłacić! -jej oczy zalśniły, kiedy wpadła na ten pomysł. -Dam ci więcej niż on za mnie oferuje!
-Kuszące, ale nie ma takiej potrzeby. Słuchaj, z gangiem twojego tatulka od dawna toczę wojnę. Za bardzo się ciska i zajmuje moje tereny. -zaczełam. -Oddanie cię mu oznaczałoby dla mnie pewną kapitulacje. Więc nie martw się, na pewno nie trafisz z powrotem do Valentine'a, już ja o to zadbam.
-Co w takim razie zrobisz?
-Dołączę cię do Carmine Roses. -oznajmiłam jakby to było oczywiste. -Evelyn Evans, córko Valentine'a, witaj w moim gangu!

~aguluniax

Love in casino.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz