Rozdział 11

91 2 1
                                    

Pov: Evelyn
Kierowcą był... mój rodzony brat.
Wpatrywałam się w niego przez dłuższą chwilę z niedowierzaniem oraz strachem. Siedziałam tak z dobre parę minut dopóki bus nie najechał na nierówność na drodze.
Wstrząsnęło całym pojazdem. Poczułam mocne szarpnięcie i upadłam na zimne metalowe podłoże pojazdu. Cicho syknęłam z bólu. Próbowałam się poruszyć i wyszarpnąć z więzów, ale te były mocno zaciśnięte na moich kostkach oraz nadgarstkach. Jeszcze przez długi czas starałam się oswobodzić, lecz każda próba kończyła się fiaskiem.
Leżałam tak na metalowym podłożu przez pare minut aż w końcu dojechaliśmy na wyznaczone miejsce przez mich porywaczy. Zatrzymaliśmy się. Głośny dźwięk silnika ucichł, zastąpiły go natomisat kroki i otwieranie dużych metalowych drzwi. Mój brat wszedł do środka i złapał mnie za moje blond włosy.
Szarpałam się i starałam krzyczeć, ale uniemożliwiała mi to tkanina w moich ustach.
Kiedy w końcu mnie wyciągnął z pojazdu rzucił mną o zimny aswalt.
Ja zaskomlałam z bólu. Chłopak podszedł do mnie i starał się ponownie chwycić mnie za włosy, lecz ja dość zwinnie przeturalałam się jak najdalej od niego.
Nikita, mój brat, już mocno zdenerwowany podszedł do mnie i kopnął mnie nogą w burzuch, co skwitowałam przeciągłym stłumionym jękiem.
- Evelyn, Evelyn... - zaczął melodyjnym głosem. - Lepiej się nie opieraj, bo biędzie bardziej bolało~
Wbiłam w niego mój przerażony wzrok. Do oczu napłyneły mi łzy, które po chwili zaczeły spływać spokojnie po moich policzkach. Powoli zaczęłam się ksztusić łzami przez ograniczony dostęp do powietrza, który blokowała mi tkanina w moich ustach.
Brat podszedł do mnie bliżej po czym wyciągnął z kieszeni marynarki zwilżoną chustkę, którą już po chwili zbliżył do mojej twarzy, a ja dałam się ponieść chwilowemu ukojeniu "snu"

***

Obudziłam się w ciemnym pomieszczeniu, które oświetlała mała lampka na stole przede mną.
Ożywiłam się momentalnie gdy usłyszałam otwieranie zamku w drzwiach, które dopiero teraz dostrzegłam.
Do środka weszła średniej wysokości postać, która, tak jak mi się wydawało, miała na sobie czarny garnitur. Niestety, przez mały dostęp światła nie mogłam dostrzec twarzy mężczyzny co skutkowało tym, że nie mogłam zidentyfikować jego tożsamości.
- Privet córko...
Nie tylko nie on - pomyślałam.
Mężczyzna podszedł do mnie i delikatnie założył mi kosmyk moich włosów za ucho. Na co ja drgnęłam niespokojnie.
- Stęskniłem się... - powiedział.
- A ja nie. - syknęłam z jadem w głosie.
Mężczyzna cmoknął z irytacją i otwartą dłonią uderzył mnie w policzek, który mnie zapiekł. Syknęłam z bólu. Odruchowo chciałam przyłożyć do bolącego miejsca dłoń, ale kiedy tylko nią poruszyłam ta ani drgnęła przez bolesne sciśnięcie liną.
- Trochę kultury... Nie tak cię wychowałem... - powiedział.
Ja w odpowiedzi splunełam mu w twarz.
- Jak niby mnie wychowałeś? Szlajając się po barach i nie interesując się własną rodziną? - syknęłam
- Jesteś jak twoja matka, ona zawsze była- - niespodziewanie urwał, bo zdał sobie sprawę, że nie jest to dobra droga.
Ja natomiast postanowiłam to wykorzystać.
- No, jaka była? - warkełam.
- Wybacz mi Malysh (kochanie) - mówiąc to zwrócił wzrok ku sufitowi.
- Ona ci nigdy nie wybaczy -syknęłam.
Ojciec z powrotem spojrzał na mnie, a w jego oczach był widoczna wściekłość.
- Neblagodarnyy rebenok ( Niewdzięczne dziecko) - powiedział
- Mówi to ojciec roku, który porwał własną córkę - warkełam po rosyjsku.
Mężczyźnie puściły nerwy i kopnął mnie z nogą w brzuch przez co krzesło, do którego byłam przywiązana zachwiało się i przewróciło. A ja sykełam z bólu.
Valentine kopnął mnie jeszcze kilka razy podczas czego starałam się skulić, by uchronić się przed napastnikiem. Kiedy przestał powiedział tylko:
- YA podnimu tebya, dorogoy rebenok...
I wyszedł.

~_<Aiva#

Love in casino.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz