Rozdział 14

95 4 1
                                    

Pov: Evelyn
Obudziło mnie mocne trzaśnięcie drzwi frontowych pokoju, w którym przebywałam.
Wiedziałam, że nie powinnam spać tym bardziej w takim miejscu, ale byłam zbyt zmęczona, by się utrzymać przy zmysłach bez spania.
- Wstawaj - warknęła postać, która weszła właśnie do pokoju.
- Nie śpię... - odpowiedziałam.
Mój sen był płytki i nie dawał zbyt dużo ukojenia...
Spojrzałam na osobę lepiej... ah... to przecież mój kochany brat...
Lekko się zaśmiałam.
- A cię co tak bawi Suko?
- Eghem - odchrząchnełam - Nic takiego, psie... - jednak nie zaśmiałam się tylko widocznie uśmiechnełam.
- Nadal nie rozumiesz w jakiej sytuacji jesteś? - zapytał - Tylko ją pogarszasz pyskując do mnie i ojca.
- Nic mi innego nie pozostało... - znów się uśmiechnełam - Przynajmniej sprawia mi to odrobinę przyjemności. Poza tym, mówisz jabyś to ty był poszkodowany... A to ja tu walczę o wszystko.
- To ty tu wszystko stawiasz na szali i czekasz, aż się przeważy - powiedział z nikłym uśmieszkiem - Ty. Sama. Sobie. To. Robisz.
- Ah... No tak zapomniałbym przecież, że to ja tu jestem winna wszystkiemu - gorzko się zaśmiałam - Że to przeze mnie jest tutaj i to ja sama się kaleczę... Może jeszcze powiesz, że to moja wina że matka nie żyje.
Chłopak przyglądał mi się bez rozbawiania.
- Jesteś naiwny. On jest potworem, a ty mu wierzysz i stoisz przy nim jakby nigdy nic się nie stało. Ojciec jest głupi i niezrównoważony. Matka by już dawno cię wydziedziczyła...
Nikita podszedł do mnie bliżej i pochylił się nad mną tak,  że czułam jego oddech na szyi.
- Nie igraj z ogniem głupia suko... - powiedział.
- Jesteś tylko głupim chłopcem na posyłki. Pionkiem w grze. Jesteś nikim...
Chłopak się wyprostował.
- Nadal się opiersz...
Po chwili kopnął mnie w burzych butem przez co ja razem z krzesłem przewróciłam się na bok i skutkowało to bolesnym i przeciągłym jękiem.
Kopał mnie tak w żebra dopóki jakaś postać nie weszła do pokoju.
- Priviet... - zanim zdążyła coś powiedzieć odrazu podbiegła do mojego brata, złapała go i odciągneła odemnie. Splunełam krwią na podłogę.
- Chcesz ją zabić? - spytał surowy głos mojego ojca.
- Nie... wiem - odpowiedział mój brat.
- Po co dajesz się jej sprowokować .
odetchełam, kiedy w końcu otrzymałam odpowiednią ilość tlenu do płuc.
- Z resztą szybko ją przygotuj i przyjdź - powiedział ojciec i wyszedł.
- Zabiję cię kiedyś...
- YA uveren, my vstretimsya v adu - uśmiechnełam się.
Nikita zignorował to.
Podszedł do mnie i rozwiązał liny krępujące mi nogi i ręce.
- Idziemy... - złapał mnie za przedramie i spojrzał dosadnie - Zachowuj się.
- No oczywiście, że nie będę... - powiedziałam z rozbawieniem i uśmiechenełam się - ...braciszku.
Założył mi na oczy chyba... bandanę.
Wyszliśmy z pokoju.
Szliśmy w miarę krótko po czym zostałam wrzucona do jakiegoś samochodu, prawdopodobnie busa.

***

W końcu, po godzinie przynajmniej tak mi się wydawało dojechaliśmy na miejsce.
Drzwi od paki otworzyły się, a ja siedziałam i czekałam, aż ktoś w końcu postanowi mnie z tąd wyciagnąć.
- Wstawaj - powiedział męski głos.
Ja wykonałam polecenie z trudnością, ponieważ nadal odczuwałam lekki ból, który sprawił mi ukochany braciszek.
Dość szybko zostałam pociągnięta do jakiegoś pomieszczenia albo coś na jego wzór.
Ktoś założył mi knebel na usta.
- Do zobaczenia, dochka  - powiedział znajomy głos mojego ojca.
Zmaknęto mnie w ciasnej przestrzeni.
Nagle usłyszałam strzał gdzieś niedaleko. Przez co automatycznie opadłam na kolana, by skryć się przed przedziurawieniam mnie na wylot kulką.
- Szybko! - powiedział jakiś głos.
Dookoła toczyła się jakaś strzelanina! A ja siedziałam sobie w małym pomieszczeniu.
Przez myśl przeszło mi, że Victoria po mnie przyszła.
Lecz później w głowie odegrał się gorszy scenarjusz jak akcja uratowania mnie się nieudaje albo to, że jest to inny gang niż Victorii i jestem zdana na siebie.
Nagle strzały ucichły i było słychać oddalone krzyki oraz szamotaninę jakiś osób.
- Tutaj! - krzyknął ktoś bliko czegoś na wzór pomieszczenia, w którym się znajdowałam.
Szybko odsunełam się w przeciwnym kierunku niż dźwięk, który usłyszałam po chwili.
Jakby ktoś wyważał wejście, by się tu dostać.
- Jest! - krzyknęła ta sama osoba, na co ja się wzdrygnełam i przysunęłam bliżej rogu pomieszczenia.
Szybko do pomieszczenia weszły jakieś osoby.
- Evelyn... - powiedział głos.
- Mhmgm - jedyne co miałam do powiedzienia i sprzeciwienia się.
Osoba podeszła do mnie a ja jeszcze bardziej wtuliłam się w kąt.
Ktoś ukucnął przy mnie. Osoba zdjęła mi bandanę. Od razu rozpoznałam tą twarz. To była Victoria. Do oczu napłyneły mi łzy.
- Już jesteś bezpieczna...
Jeszcze raz powiedziałam coś niezrozmiałego.
- Poczekaj chwilę - powiedziała i wyciągneła nóż.
Odcieła nim pasek od knebla.
Ja splunęłam na bok zalegającą śliną.
- Wyglądasz gorzej niż było mi to opisywane... - powiedziała.
- Czy ONI żyją? - zapytałam cicho.
- Niestety uciekli... ale obiecuję, że za to zapłacą...
Uśmiechnełam się smutno.
- Opowiesz mi wszystko dobrze?
Jak już wrócimy.
-M-hm- przytaknełam jedynie.

~_<Aiva#

Love in casino.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz