Rozdział 15

109 3 2
                                    

Evelyn powoli dochodziła do siebie.
Zaraz po odbiciu jej przez Victorię, kobieta zabrała ją do swojego apartamentu, uznając, że obecne mieszkanie Evelyn jest zbyt zagrożone atakiem, by Evans mogła tam spokojnie żyć.
Zatrudniła też do niej prywatnego lekarza, który zbadał ją i jej liczne rany i przypisał stosowne leki.
Od tamtego czasu minął tydzień.
Evelyn wstawała po południu, ubierała się, jadła śniadanie, łykała pigułki, a potem snuła się po swoim ogromnym pokoju czekając na powrót Victorii z pracy. Wtedy jadły razem obiad, a potem ona zaszywała się w swoim gabinecie i siedziała tam aż do wieczora. Harowała za dwóch, starając się wytropić Valentine'a i Nikitę, którzy najprawdopodobniej ewakuowali się do Rosji.
Tego dnia jednak Victoria wróciła wyjątkowo wcześnie i zaprosiła Evelyn do salonu.
Przygotowała herbatę i usiadła obok niej na dużej, miękkiej kanapie.
-No dobrze -zaczęła, upijając łyk gorącego napoju ze swojej filiżanki.
Porcelanowej filiżanki. Z namalowanymi na niej kotami.
-Ponieważ czujesz się już lepiej, jak sama twierdzisz, stwierdziłam, iż jest to moment, w którym udzielasz mi wyjaśnień. Długo przezemnie wyczekiwanych, nawiasem mówiąc. -oświadczyła napiętym głosem. -Mów wszystko Eve.
Evelyn spuściła wzrok na swoją parujacą herbatę, zastanawiając się od czego rozpocząć jej opowieść.
-Co "wszystko"? -spytała w końcu, zerkając na Victorię.
-Cała twoja historia. No już. -odparła niecierpliwie kobieta, spoglądając kątem oka na swój elegancki zegarek, zapięty na nadgarstku.
-No więc... -Evelyn zwilżyła wargi. -Urodziłam się w Rosji, w Moskwie. Byłam młodszym dzieckiem Valentine'a, Nikita miał wtedy siedem lat. Nigdy nie byłam szczególnie posłuszna ojcu. Robiłam co chciałam i jak chciałam, co potwornie go denerwowało. Nie był dla mnie dobry. Krzyczał na mnie, karał mnie, czasem nawet mnie bił i ciągle mówił, że powinnam brać przykład z brata.
Ale moja matka mnie kochała. -Evelyn przerwała na moment, bo zalała ją fala wspomnień o mamie. Odchrząknęła. -A ja kochałam ją. Była łagodna i miła. Dobra. I wiem, że kochała też Valentine'a. Na imię miała Lyn. Jej panieńskie nazwisko brzmiało Harlove, ale nie sądzę, byś je skądś kojarzyła. Była zwykłą, prostą kobietą, która miała pecha zakochać się w moim ojcu. Wiesz, on początkowo również ją kochał. W sumie pewnie kochał ją nawet gdy ją zabijał, ale on jest psychiczny. Opowiem ci jak to było. Miałam wtedy wprawdzie tylko sześć lat, ale takie rzeczy zapadają w pamięć na zawsze.
Victoria ledwo dostrzegalnie skinęła głową, zgadzając się z Evelyn.
-No więc, matka zorientowała się, że Valentine nie jest taki za jakiego go brała. Okazał się brutalnym mordercą i niebezpiecznym psychopatą. Postanowiła uciec. Spakowała najpotrzebniejsze przedmioty, wzięła mnie i uciekłyśmy nocą. Wiedziała, że nie da rady namówić na coś takiego Nikity, więc nawet nie próbowała. Valentine zdążył go już zmanipulować i wychować tak jak sobie zamarzył. Mnie mama chciała przed tym uratować, ale ponieważ, jak już wspomniałam, była nikim w świecie, w którego kręgach ty obracasz się na codzień, szybko została złapana przez jakiś inny gang i oddana w ręce Valentine'a.
On powiedział, że jest skłonny jej wybaczyć ten wybryk, o ile ona powie, że szczerze żałuje tego co zrobiła i przysięgnie na moje życie, że już nigdy tego nie zrobi. Ale Lyn była uparta i zbyt dumna. Odpowiedziała, że nigdy nie powie żadnych z tych rzeczy, a żałuje jedynie tego, że dała się tu z powrotem zaciągnąć. No i ją zastrzelił. Na oczach moich i Nikity. Później wmówił mojemu bratu, że to moja wina. Nie wiem co dokładnie mu powiedział, ale chyba coś w stylu, że ja namówiłam matkę do ucieczki. Jego wersja wydarzeń nie ma żadnego sensu, ale Nikita w to wierzy i obwinia mnie o śmierć matki. -Evelyn pokręciła głową ze smutną miną. -Po jej śmierci wszystko się zmieniło. Valentine w ogóle nie hamował swojej okrutności. Wyżywał się na mnie, traktował mnie... cóż, traktował mnie jak gówno. I nauczył tego samego Nikity. Moje życie zamieniło się w piekła. Ponadto Valentine wciąż próbował mi wbić do głowy, że to ja sama sobie zgotowałam taki los. Że to przezemnie mama nie żyje. Że musiał ją zabić z mojego powodu. Idiotyczne, prawda? Za szczelnie zamkniętymi drzwiami był dla mnie potworem, nie ojcem, ale gdy tylko się otwierały, on był kochającym tatusiem, a ja jego małą księżniczką. Tak mnie nazywali inni szefowie mafii kiedy byłam młodsza, wiesz? Księżniczką Evans'ów, albo lepiej, pieprzoną królewną Valentine'a. -zaśmiała się bez wesołości. -Uznawali mnie za oczko w głowie ojca i Nikity, którzy niemal ześwirowali na  punkcie mojego bezpieczeństwa po śmierci Lyn. Oczywiście, Valentine nie pochwalił się, że sam ją zabił. Akurat ten mały szczególik gdzieś mu umknął. Twierdził, że zabiła ją jakąś organizacja anty-gangowa i do teraz ciągnie szopkę z szukaniem tej organizacji. Dołączył do niej jeszcze, że owa organizacja porwała również mnie. Ale wracając, gdy miałam szesnaście lat stwierdziłam, że nie dam dłużej rady. Uciekłam.
I mi się udało. Mama była by ze mnie dumna. -Evelyn uśmiechneła się z przygnębieniem. -Uciekałam i uciekałam, aż dotarłam tutaj. Wcześniej posługiwałam się fałszywym imieniem i nazwiskiem, Michelle Wilson, a także przekłamywałam swój wiek, ale potem przestałam. Czułam się bezpiecznie tu, w Las Vegas. Na tyle bezpiecznie, że zaniechałam wielu środków ostrożności. Nie powinnam była. To było lekkomyślne. W każdym bądź razie potem zmarł mój wuj i zostawił mi cały swój majątek. Nie dogadywał się z moim ojcem, nie mam nawet pewności czy on obecnie wie, że jego brat nie żyje. No ale resztę tej historii już chyba znasz, prawda?
-Owszem. -odparła Victoria.
Odstawiła filiżankę na spodeczek. Wyciągnęła ręce i delikatnie przyciągnęła do siebie Evelyn, zwracając baczną uwagę na wciąż bolesne siniaki po kopniakach Nikity. Położyła dłonie na jej policzkach.
I ją pocałowała.
Zrobiła to tak, jakby to było coś naturalnego, przez co w pierwszej chwili Evelyn również to tak odebrał i odwzajemniła pocałunek.
Nie trwał długo. Victoria oderwała się od dziewczyny po paru sekundach i wstała.
-Będziesz musiała przejść kompletną metamorfozę. -oznajmiła, zachowując się jak gdyby nigdy nic.
Natomiast Evelyn była oszołomiona.
-Przykro mi, ale będzie trzeba pofarbować ci włosy na jakiś inny kolor. Może nawet będziesz zmuszona je ściąć. I będziesz musiała nosić soczewki. -westchnęła. -Muszę się tym zająć. Raczej nie spodziewaj się mnie na obiedzie. -musnęła ustami policzek Evelyn i opuściła pomieszczenie, zostawiając dziewczynę w stanie szoku.

~aguluniax

Love in casino.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz