Rozdział 9

104 4 0
                                    

Pov. Narrator
Evelyn leżała na łóżku i wpatrywała się w sufit.
Było już mocno po północy. Powinna iść spać, ale nie mogła. Była przeładowana emocjami.
Bała się, że brat będzie próbował ją znaleźć.
Albo gorzej, powie Valentine'owi, że ją widział w Carmín Casino i przyjdzie po nią sam Valentine...
Zaczęła się trząść. Ogarniał ją tępy strach, który nagle przeciął jak miecz głos Victorii. W głowie dziewczyny rozbrzmiały jej słowa z wczoraj.
"Nie ma żadnego ale.  My zawsze ci pomożemy. Nie możesz się poddać na starcie, bo nie dotrzesz do mety i nie wygrasz... z naszą pomocą czy bez."
Miała rację. Evelyn wiedziała, że kobieta miała rację. Musi się uspokoić i nie poddawać.
Nikt jej nie znajdzie. Wszystko w porządku...
"My zawsze ci pomożemy."
Nigdy nie miała osoby, która mogłaby, albo chociaż chciała jej pomóc. Miała znajome i koleżanki, tak, ale nigdy nie przyjaciółki i ludzi, na których polegała.
W gangu ojca też nie miała co liczyć na ciepłe słowa lub pomocną dłoń.
Zamknęła oczy.
Do tej pory sama musiała ją do siebie wyciągać.
Może teraz, za sprawą Victorii i Carmine Roses to się zmieni?
Evelyn nie myślała nad tym dłużej.
Zasnęła i spała spokojnie i głęboko aż do rana.

***

Evelyn weszła do Carmín Casino z uśmiechem na ustach, którego na próżno byłoby szukać na jej twarzy jeszcze wczoraj.
Szła przed siebie wyciągając długie, gładkie nogi.
Goście płci męskiej oglądali się za nią, niektórzy ukradkiem, inni otwarcie. Kobiety zerkały na nią zazdrośnie, ale także z niechętnym podziwem.
Bo trzeba przyznać, że ubrana w jasno niebieską mini i białą, prostą koszulę z równo pozapinanymi guzikami Evelyn prezentowała się zachwycająco. Usta pociągnięte miała lśniącym błyszczykiem, rzęsy ciężkie od tuszu. Narysowała sobie nawet lekkie kreski na powiekach, przez co jej oczy wyglądały na większe niż zazwyczaj.
Policzki miała wesoło rumiane.
Odrzuciła włosy na plecy i weszła na korytarz, kończąc tym samym swoje małe, nie do końca świadome, przedstawienie przed hazardzistami z kasyna.
Na końcu korytarza zobaczyła dobrze sobie znaną sylwetkę Roberto Vázquez'a, wychodzącego zza tajemniczych drzwi. Evelyn nie wiedziała do jakiego pomieszczenia prowadzą, ale mimo wrodzonej ciekawości, zdołała się pogodzić z tą niewiedzą. Przynajmniej na jakiś czas.
Kiedy mężczyzna ją zauważył, ożywił się wyraźnie. Pomachał do niej i już po chwili pojawił się u jej boku.
-Hej Eve. -powiedział. -Słuchaj, może gdzieś usiądziemy? Na przykład... -rozejrzał się szybko. -Tam? -chwycił ją za rękę i nie czekając na odpowiedź pociągnął dziewczynę w stronę jednego z pokoi, gdzie toczyły się prywatne gry.
Wywiesił karteczkę "ZAJĘTE" i usiadł na białej kanapie, ustawionej w rogu.
Skinął zachęcająco na Evelyn, która przysiadła koło niego.
-Vicky opowiadała mi o tym co wczoraj jej powiedziałaś po tym... wydarzeniu. -poinformował dziewczynę, która zagryzła wargę, żeby stłumić śmiech - "Vicky"?
-No i chciałem zapytać czy wszystko okej?
-Tak. -odparła krótko Evelyn.
-Stałem tam jak głupi i patrzyłem jak on cię ciągnie do wyjścia. Nie zareagowałem i bardzo cię za to przepraszam. -ciągnął Roberto.
-Mniejsza z tym. Nie mam ci tego za złe, naprawdę. -zapewniła go Evelyn. -Powiedz lepiej czy udało ci się ukraść tą... hm... rzecz.
Vázquez stał się ostrożny. Chyba nie był zadowolony z kierunku w którym zmierzała rozmowa.
-Owszem. -powiedział zdawkowo. -Bardzo mi pomogłaś.
-Cieszę się. -Evelyn wzruszyła ramionami. -Masz do mnie jeszcze jakąś sprawę czy mogę iść zameldować się do Victorii?
-Tak, jest jeszcze coś. -na twarz Roberto wypłynął czarujący uśmieszek.
Evelyn popatrzyła na niego pytająco.
-Chciałabyś iść ze mną dziś do kawiarnii? Po pracy? -spytał.
-Zapraszasz mnie na randkę? -zdziwiła się Evelyn.
-Dokładnie. -odpowiedział dobitnie Roberto, spoglądając na nią swoimi szarymi oczami.
Ten to ma tupet. -pomyślała Evelyn, ale zaczęła poważnie zastanawiać się nad propozycją.
Po ucieczce od Valentine'a nie chodziła na randki, bo zbyt się bała, że któryś z zapraszających ją mężczyzn okaże się być jego pracownikiem lub, co gorsze, wspólnikiem. Popadła w paranoję, ale teraz się tego nie obawiała.
Roberto był przecież z Carmine Roses. Nic jej nie groziło.
-To jak? -naciskał ciemnowłosy. -Pójdziesz?
Zasługiwała na trochę rozrywki.
Uśmiechnęła się i zatrzepotała zalotnie rzęsami.
-Ależ z wielką chęcią. -powiedziała.

***

Młody mężczyzna w garniturze stał w ciemnym pokoju i wybierał numer na telefonie.
Rozległ się sygnał łączenia, nienaturalnie głośny w cichym pokoju.
-Halo? -warknął głos w słuchawce.
-Znalazłem. -odparł tylko mężczyzna i rozłączył się.
Uniósł kąciki swoich idealnych ust.
-Jeszcze ściągnę cię z powrotem do Rosji, sestra. Na etot raz ty ne ubezhish'.

~aguluniax

Love in casino.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz