ROZDZIAŁ XIV

350 35 32
                                    


Sophie

Dni mijały, a dziś miałam wyjść z tego cholernego budynku. Nick przez te dni ciągle był przy mnie nie rozpoczynając tematu mojego ojca nawet na sekundę. Ale czuję, że kiedyś i rozmowa z nim mnie dopadnie. Wczoraj była u mnie policja, by dowiedzieć się jak z mojego punktu widzenia to wszystko wyglądało. Zapewne już wszyscy wiedzieli. Matka zapadła się pod ziemię, ojciec w więzieniu. Idealna rodzinka.
Teraz opiekę nade mną przejęła Olivia, co o wiele bardziej mi się podobało niż siedzenie w domu dziecka, do którego chcieli mnie wysłać. Pojutrze, w poniedziałek mam zacząć terapię u psychologa, co nie za bardzo mi odpowiada. Moje myśli przerwał dźwięk otwieranych drzwi, w których stanęła Maley. Parę dni temu wyjaśniłam im wszystkim jakim cudem mam siostrę, co bardzo ich zszokowało.

- Hejka maleńka. Gdzie zgubiłaś swojego rycerza na białym koniu. - zapytała prześmiewczo.

- Wysłałam go do domu rano. Ma przyjechać za godzinę jak dostanę wypis. Olivia jest w pracy.

- Jak się dziś czujemy? - dziewczyna przeczesała swoje brąz włosy siadając obok mnie.

- Super. A co w szkole? Gadają coś?

- Jasmine coś zaczęła pieprzyć, ale uciszyłam ją. Ogólnie spoko, ale Johnson zadała kolejny esej.

- Nie chce mi się tam wracać. - powiedziałam przeciągając się.

- Jak możesz? Mi Ciebie tak brakuje. - udawała obrażoną.

Roześmiałam się czując się dobrze kolejny raz w tym tygodniu. Olivia, Nick i Maley skutecznie odganiali moje myśli od tych wydarzeń. Czasem w nocy miewam koszmary związane z tym, ale da się wytrzymać.

- Nie bujaj w obłokach. Patrz co mam. - powiedziała wyciągając coś z torby.

Kwaśne żelki. Moje ulubione. Ostatni raz jadłam je kilka miesięcy temu.

- Już widzę jak kalkulujesz te liczby w głowie. Nie przytyjesz od tego, a sprawisz sobie przyjemność. Serio Soph. Bierz i jedz. Nawet jedna czy dwie, a wiem że humor będziesz mieć inny o 180 stopni. - dziewczyna rzuciła mi jedną z paczek.

Może w sumie miała rację? Nie przytyje od zjedzenia kilku kwaśnych żelek, prawda?
Otworzyłam powoli opakowanie wyjmując przekąskę, gdy Maley otwierała już kolejne opakowanie.

- Co to za spotkanie beze mnie? - ponownie tego dnia drzwi otworzyły się, a przez nie wszedł nie kto inny niż sam Nicholas Davies.

Chłopak podszedł do mnie z kolejnym bukietem lawendy. Położył go na stoliku obok trzech poprzednich. Sam chłopak zbliżył się do mnie składając czuły pocałunek na rozgrzanym czole. Małe gesty, a sprawiały, że byłam szczęśliwa jak wariatka.

- Ej, a ze mną to się już tak nie przywitasz? Też jestem twoją przyjaciółką. - dziewczyna rzuciła mu spojrzenie pełne rozbawienia.

Po chwili wybuchnęliśmy wszyscy niepohamowanym śmiechem. Teraz.
Teraz było idealnie.

- A co to za takie śmiechy? - zapytał mój lekarz prowadzący wchodząc do białego pomieszczenia. - Dobrze już dobrze. Uspokójcie się. Sophie możesz zacząć się już zbierać. Za pół godziny zgłoś się po wypis na recepcje. Tam będą też rozpisane wszystkie zalecenia, leki i numer do psychologa. Koniecznie zadzwoń, gdy będziesz na siłach. - wyszedł z pokoju zostawiając nas samych.

- Dobra słodziaki. Ja lecę. Nick, miej ją na oku. - powiedziała Maley zbierając się.

- Wiadomo. Cześć. - odpowiedział chłopak siadając na łóżku.

- A ty Soph, widzimy się w poniedziałek w szkole. - przyjaciółka zagroziła mi palcem, a później wyszła z pomieszczenia.

- Jasne.

Zostaliśmy sami. We dwójkę. Chłopak wpatrywał się we mnie badając moją twarz, a ja rzuciłam mu pytające spojrzenie.

- Co? - zapytałam przyglądając się jego tęczówką.

Były okropnie hipnotyzujące.

- Nic. Ładnie wyglądasz po prostu.

Miałam tłuste włosy, nie pomalowaną twarz, a on i tak uważał, że jestem ładna.
To było miłe. Nieznane mi dotąd.
Gdy poczułam, że moje policzki pokryła czerwień, wstałam i skierowałam się do torby z ciuchami, by przebrać się.

- Gdzie idziesz? - zapytał podążając za mną wzrokiem.

- Przebrać się. Ogarniesz tu trochę, proszę? - wskazałam na stolik i opakowanie żelków, których w końcu nie zjadłam.

- Jasne, gwiazdko.

***

- Masz klucze? - zapytał chłopak, gdy oboje staliśmy przed mieszkaniem Olivii.

- Tak. Przytrzymasz? - zapytałam dając Nicholasowi cztery bukiety lawendy.

Miałam zamiar je ususzyć i schować do pudełka na pamiątkę. Gdy Nick przejął opiekę nad kwiatami, ja otworzyłam drzwi do mieszkania. Weszliśmy, a ja zamknęłam drzwi na wszystkie możliwe zamki. Bałam się, że zaraz ktoś wejdzie i spotka mnie to samo. Stałam skierowana twarzą do wyjścia, gdy poczułam za plecami obecność chłopaka. Obrócił mnie delikatnie w swoją stronę mając skierowany wzrok w moją twarz. Ponownie.

- Nic Ci się nie stanie ze mną, Soph. Obiecuję. - dłonie skierował na talię przyciągając moje rozdygotane ciało do swojego rozgrzanego.

Objęłam chłopaka dłońmi wyczuwając wodę kolońską. On pachniał cudownie. Pachniał inaczej niż wszyscy. On był inny niż wszyscy.

- Wiesz, że musimy porozmawiać? - zapytał, a ja wyczułam ciepły oddech na swojej szyi, który doprowadził mnie do gęsiej skórki.

- Mhm. - odsunęłam się od chłopaka kierując się w stronę salonu.

Nicholas usiadł na fotelu, a ja zrobiłam to samo.

- No więc... Od jak dawna? - zapytał niepewnie.

- Pierwszy raz jak miałam 15 lat. Później kolejne razy, kolejne. Aż do teraz. Ja nawet nie wiedziałam, że mam siostrę. Matka wmawiała mi każdego dnia, że jestem nieodpowiednia, niewystarczająca, nikt nigdy mnie nie pokocha, bo jestem gruba. Nie wyglądam jak te wszystkie modelki. A ojciec tego każdego razu mówił, że to mu się należy, bo pewnie każdy już był na jego miejscu. A ja nigdy tego nie robiłam w właściwy sposób. - szlochałam cicho wbijając wzrok w swoje dłonie.

- Już spokojnie, Soph. Jego już nie ma i nie będzie, obiecuję. Jesteś bezpieczna. Ale... Ale dlaczego nigdy nic nie powiedziałaś? - chłopak gładził delikatnie me dłonie.

- Kto uwierzyłby córce znanego polityka, który ma kontakty wszędzie gdzie tylko zapragnie. - prychnęłam wstając. - Nikt by mi nie uwierzył. Pomyślałby, że jestem jakąś wariatką, a on by o to zadbał. Kontrolował mnie na każdym kroku.

- Ja. Ja bym Ci uwierzył. Tylko... Czemu nie powiedziałaś właśnie mi? Przecież ufasz mi, prawda? - chłopak również wstał zadając ostatnie pytanie z całkowitą niepewnością.

Ufam mu, prawda?

- Co z tego, że Ci ufam? Co niby według Ciebie miałam powiedzieć? - obróciłam się w jego stronę, będąc bardziej rozgoryczona. - Hej głodzę się przez matkę, ojciec mnie bije i boję się zaufać komukolwiek? To według Ciebie, miałam powiedzieć. Może miałam od razu wywiesić ulotki,  by już każdy w Bostonie wiedział. Jak uważasz, co?

- Tak. Powinnaś powiedzieć cokolwiek. Nie zostawiłbym Cię nigdy z tym samej. Nie zbagatelizowałbym tego. Nigdy. - chłopak był coraz bardziej zdenerwowany.

- I co z tego? Przecież ludzie to tylko pierdoleni egoiści. Maszyny wykreowane do zaprogramowania.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 11, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Closed door to happiness [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz