ROZDZIAŁ VII

436 25 4
                                    

Sophie

Obudziłam się cała obolała. Znów to zrobił. A matka dalej udawała, że nic nie słyszy. Cholernie bolało. Najgorsze w tym było to, że z każdym dniem ja coraz bardziej wygasałam. Chciałam czuć. Chciałam mieć uczucia. Ale czy jest jakiś sens dalej je utrzymywać gdy wszyscy wokół Cię krzywdzą? Nawet jeśli bym się zmieniła, a oni w końcu zaczęli mnie doceniać, to i tak według każdego nie będę taka jaka powinnam być. Nie jestem wystarczająca. Nie jestem skłonna czuć. Nie mogę nikomu ufać.
Nie chciałam wstawać, oglądać ich, udających szczęśliwą rodzinkę. Co z tego, jak i tak zdradzają siebie nawzajem. Jak zawsze ktoś musiał wtargnąć do mojej prywatności wyrywając mnie z tej pieprzonej bańki.

- Jeszcze nie wstałaś? Jest 9 i powinnaś dawno wstać. Nie mamy całego dnia - powiedziała matka odsłaniając zasłony.

- Daj żyć - odpowiedziałam kobiecie na co się bardziej zirytowała.

- O 10 musimy być u Pani Smith.

- Smith? Po co do niej? - Pani Smith była najlepsza projektantką mody w calutkim Bostonie, ale też przyjaciółką mojej matki. Zaintrygowało mnie czemu akurat do niej musiałam iść z matką.

- Bankiet jest dzisiaj. To ty nie wiesz? No to już wiesz. Zbieraj się. Tylko nie objadaj się znów, bo się nie wciśniesz w żadną sukienkę.
„Nie objadaj się znów, bo się nie wciśniesz w żadną sukienkę".
Słowa matki krążyły mi ciągle po głowie nie chcąc wyjść. Przecież ona była idealna. Idealna sylwetka, idealny charakter. Po prostu chodzący ideał. A ja? Zawsze przynoszę tylko wstyd.

- A właśnie. Nie wiem dlaczego nie chodziłaś do szkoły, ale ojciec chyba wyraźnie dał ci nauczkę, więc oszczędzę sobie głosu na ciebie. Od jutra widzę cię w szkole. - powiedziała ponownie.

Wstałam z łożka mając dość 10 razy bardziej niż zwykle. Czułam się jak pieprzony ptak, który był cały czas na wolności, ale został zamknięty w klatce. Kurwa. Nie chce tam wracać, do tych pieprzonych, zadufanych w sobie egoistów oceniających ludzi z góry. Nie chcę spotkać Nicka czy Maley. Wiąże się z tym kolejne tłumaczenie, nie chce tego kurwa.

- Dlaczego do cholery jeszcze nie jesteś gotowa? Nie jesteś pieprzoną księżniczką, na którą każdy ma czekać. Masz 5 minut. - powiedziała rodzicielka wręcz wpadając do mojego pokoju.

Nie chcąc dłużej narażać się na złość matki, założyłam na siebie pierwsze lepsze ciuchy i wymalowałam rzęsy. Wyglądałam jak jedno wielkie nieszczęście. Wyszłam z pokoju udając się do kuchni. Nie chce widzieć go. Naprawdę kurwa nie chce. Brzydzi mnie moje ciało, a jego dotyk jest ochydny. Ale przecież juz się przyzwyczaiłam.

- Nawet włosów nie potrafisz spiąć? - zaatakowała mnie matka gdy tylko przekroczyłam próg kuchnii.

- Gdzie ojciec? - zapytałam spinając włosy w koka

- Nie wiem. Wychodzimy.

Wiadomo skąd by wiedziała. Przynajmniej nie muszę oglądać jego obrzydliwej mordy.

***

- Możesz nie trzaskać tak drzwiami? Te auto nie kosztowało pieprzone 5 złoty tylko pierdoloną bańkę. Jak możesz być tak nie wdzięczna. - powiedziała matka wyrażnie sfustrowana.

Nawet nie trzasnęłam tymi pierdolonymi drzwiami. Przcież wszystko było ważne, ale najważniejsze były dla niej pieniądze.

- Alice. Jak dawno się nie widziałyśmy! - powiedziała wychodząca z budynku brunetka.

- Masz rację Margaret. Koniecznie musimy umówić się na kawę - moja matka powiedziała to z taką radością, że byłam w szoku jak można tak cholernie dobrze grać.

- Dobra dobra. Wchodzćie do środka, a ja zaraz wam pokaże propozycje.

- Tylko nie zrób mi obciachu - powiedziała szeptem do mnie matka.

Racja. Przecież ja tylko przynoszę wstyd.

- Alice, wydaję mi się, że ta będzie dla ciebie odpowiednia - powiedziała pokazując mojej rodzicielce ciemno zielona suknię z drobnymi diamencikami.

- O mój boże. Jest cudna. Pójdę przymierzyć, a ty znajdź coś dla Sophie. Tylko wiesz może przygotuj jej rozmiar większy niż zwykle, bo trochę się jej przybrało na wadze ostatnio - powiedziała to z takim rozśmieszeniem w głosie, że miałam ochotę się rozpłakać.

Nie miała racji. Od dwóch tygodni jem albo warzywa albo owoce, a ona mówi, że przytyłam. Ale i tak zawsze jestem niewystarczająca.

- Chodź złotko ze mną. Pokaże ci parę propozycji, ale jak na moje oko to ty schudłaś nawet .

Margaret nie była osobą pokroju mojej matki i za to ją ceniłam, ale nie wiedziała, jaka ona jest naprawdę. Nikt nie wiedział.

- Popatrz. Wydaję mi się, że ta suknia będzie odpowiednia dla ciebie. - powiedziała pokazując czerwoną suknie na ramiączkach z rozcięciem na udzie. Była idealna.

Już miałam wychodzić z przymierzalni gdy nagle wparowała do niej matka. Racja. Nawet tu zero prywatności.

- Margaret, przygotuj dla niej coś innego. Ma za grube uda na rozcięcia. Powiedzą mi, że własną córkę upasłam - powiedziała perfidnie śmiejąc się.

Znowu. Znowu mnie pozbywa szczęścia, którego tak bardzo mi brakuje.

- Pewnie. Myślę, że ta będzie odpowiednia. - powiedziała kobieta pokazując czarną sukienkę na ramiączkach.

- Super. Jest świetna. Soph nie mierz jej, nie mamy czasu. Margaret, przelew powinien zaraz się pojawić u ciebie na koncie. Dzięki za wszystko. Jak zawsze nie zawodna! - powiedziała ciągnąc mnie za ramię w kierunku wyjścia.

***

- Za chwilę przyjdzie Charlotte zrobić makijaż i włosy. Nie myśl sobie, że będziesz pierwsza. Nie mamy za duzo czasu, a to ja dziś muszę być gwiazdą. Idź się przebierz w suknie. W dodatku nie mogę dodzwonić się do twojego ojca. Nikt mnie nie docenia w tym domu! - powiedziała Alice wchodząc do domu.

Miałam dość jej ciągłego gadania. Ciągle coś. Przrcież nikt kurwa nie docenia dobrodusznej Alice. Położyłam się na łóżko z tysiącami myślami na raz. Co u Maley? Co u Nicka? Co robi? Jak się czuje?

Do: Nick<3

Co tam?

Pieprzona idiotka ze mnie. Na co ja w ogóle liczę? Przecież jest na mnie na pewno wkurwiony. Z resztą też bym była.
Włączyłam muzykę próbując zagłuszyć natarczywe myśli, a po chwili zmorzył mnie sen.
——————
hejka misie kolorowe??
co tam u was słychać???
❤️❤️❤️🤪🤪🤪

Closed door to happiness [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz