Rozdział XXXI.

323 19 20
                                    

— Satoru? — drzwi sypialni otworzyły się na rozcież. Widok, który zastał Suguru był czymś czego nie był nawet w stanie sobie wyobrazić. Białowłosy spał w dalszym ciągu trzymając ciasno kobietę na kolanach, a wokół jeden wielki krwisty bajzel. — Satoru! — krzyknął wybudzając go z głębokiego snu. Uchylił powieki i pierwsze co zobaczył to twarz ukochanej.

— Co tu się do chuja stało? — Geto zmarszczył brwi rozglądając się po martwych ciałach. Szczerze mówiąc to chyba nie chciał znać odpowiedzi.

— Zadzwoń po niego. Trzeba to posprzątać. — Satoru szepnął beznamiętnie zwracając przy tym uwagę czarnowłosego. Nie poznał go, patrzył na niego tym pustym wzrokiem bez ani krzty emocji. Chciał dopytać o kobietę jednak szybko zrezygnował domyślając się w jakim jest stanie. Wyszedł z sypialni wybierając numer do jedynej osoby, która da sobie z tym radę.

Świat przestał się dla niego kręcić kiedy już na wieki zamknęła powieki. Poczuł to. W kościach, w sercu, w każdej części jego ciała. Dosłownie to poczuł. Słońce przestało być ciepłe. Noc przestała być ekscytująca, a wiecznie ćwierkające ptaki przestały śpiewać. Świat, który znał umarł razem z ostatnim jej tchnieniem.

On również umarł.

Jak miał ruszyć teraz do przodu skoro stracił kogoś kto był blaskiem w jego życiu, tym jedynym światełkiem w tunelu, który oświetlał każdą ciemną ścieżkę. Dlaczego przestał czuć cokolwiek po utracie tak bliskiej osoby. Wgapiał się w jej twarz gładząc opuszkiem palca blady policzek. Zastanawiając się co ma teraz począć.

— Wezmę ją. — starszy mężczyzna kucnął przy parze wyciągając ręce do przodu, jednak Satoru mocniej ścisnął drobne ciało dając mu znak, że nie ma takiej opcji. Zrezygnowany Toji pokiwał przecząco głową stając na równe nogi. — W porządku, najpierw zajmę się nimi. Swoją drogą nieźle ich urządziłeś. — zaśmiał się łapiąc za jedno z ciał. Spodziewał się wszystkiego ale nie tego. Nigdy nie podejrzewał, że ktoś taki jak Gojo Satoru będzie w stanie popełnić taką zbrodnie plamiąc krwią zawsze czyste dłonie w imię czegoś co on posiadał ale utracił to już dawno temu.

Zajął się swoją robotą co jakiś czas spoglądając na rozdartego mężczyznę. Nienawidził sprzątać po kimś jednak pocieszał go fakt, że po tym co zrobi dostanie atrakcyjna dla niego sumę pieniędzy, którą będzie mógł wydać na hazard.

— Nikt mnie nie zobaczy? — spytał czarnowłosego, który siedział przy stole.

— Nie, wszystko załatwiłem. — rzucił upijając łyk kawy.

— Co z nim? Wyjdzie z tego? — zapytał chociaż kompletnie go to nie obchodziło.

— Nie mam pojęcia. — westchnął spoglądając do sypialni.

— Zabiorę tych gości i po nią wrócę. — rzucił zarzucając martwe ciała przez ramiona.

— Gojo, muszę ją zabrać. — Zenin stanął na przeciwko siedzącego białowłosego. Znowu nic mu nie odpowiedział co drażniło go coraz bardziej. — Słyszysz? Muszę ją zabrać. — dodał twardo kopiąc go w łydkę. Satoru bez słowa podniósł się i położył bezwładną kobietę w rękach drugiego mężczyzny. Niewyobrażalnie ciężko było mu się z nią rozstać. W końcu była jedyną miłością jego życia. Nie powiedział nic tylko pochylił się i złożył ostatni pocałunek na jej czole. Spojrzał pustym wzrokiem w oczy Tojiego i go wyminął. Zenin mógł przyznać, że sam lekko zadrżał pod jego zimnym spojrzeniem. Spuścił głowę spoglądając na [y/n] i chytrze uśmiechnął się sam do siebie.

Gdy wychodził białowłosy siedział na przeciwko Geto wgapiając się w kubek ciepłej kawy. Nie spojrzał na nią ponownie, bo po prostu nie miał odwagi. Zastanawiał się teraz jak powie to jej najbliższym. Co zrobi jej brat? Przyjaciółki? Czuł się obrzydliwie, obiecał, że będzie ją chronić jak najdłużej, a chronił ją tylko nie pełne trzy lata. Nie ma pojęcia jak spojrzy teraz w oczy innych osób mając na sumieniu własną żonę. Co teraz ze sobą zrobi? Żałoba w końcu minie ale nikt nie zapełni pustej połowy łóżka. Nikt nie ogrzeje mieszkania. Zawsze było tu tak głośno mimo, że była tylko ona, a teraz cały świat nagle ucichł.

— Jesteś ranny. Może zadzwonię do Shoko? — Suguru zapytał niepewnie stukając palcem w kubek.

— Zajmiesz się firmą? Muszę trochę odpocząć. — stwierdził zachrypniętym głosem po czym wstał. — Powiedz Megumiemu żeby się nie martwił, bo wiecznie to robi. — Geto westchnął głośno kiedy Satoru zniknął za drzwiami sypialni.

— Musiałaś odejść akurat teraz? — spojrzał do góry odchylając ciężką głowę.

Satoru ściągnął z siebie brudne od krwi ubranie i wszedł pod prysznic odkręcając gorącą wodę. Po jego bladym ciele sunęła się woda zmywając z niego resztkę emocji, którą jeszcze odczuwał. Złapał w dłonie mokre białe kosmyki zaciskając na nich pięść. — Dlaczego? Kurwa, dlaczego? — zapytał sam siebie opierając czoło o zimne kafelki. Zacisnął mocno powieki czując ponownie tą okropną złość, pogrążając się w niej z sekundy na sekundę. Tęsknota gromadzi się w jego mózgu i sączy w każdy zakamarek jaki tylko znajdzie. Nie może zatrzymać tego niekończącego się strumienia wydarzeń, myśli płynących w nim.

Nawet jeśli chciałby oderwać umysł od duszy i pogrzebać swoje serce w innym ciele to i tak ta kobieta nigdy nie opuści jego umysłu, chociaż tak bardzo chciałby o niej zapomnieć i o całym tym bólu, który gromadzi się wewnątrz. Ciągle widzi obraz jej szczęśliwego uśmiechu, słyszy jej słodki śmiech czy słodko wypowiadane jego imię z jej ust. Błyszczała każdego dnia nawet gdy była przygnębiona. Jej promyk nadziei prawdopodobnie nie zgasł po jej śmierci za to jego już tak chociaż dalej tutaj jest.











Zachłysnęła się głośno powietrzem uchylając powieki. Szybko podniosła się do siadu łapiąc za obolałą głowę. — Gdzie ja do chuja jestem? — szepnęła rozglądając się po ciemnym pokoju. — Na pewno nie w domu. — przewróciła oczami czując dostający się do nozdrzy zapach wilgoci i smrodu papierosów.

— W końcu się obudziłaś. — mężczyzna zaśmiał się dalej patrząc w mały telewizor.

— Zenin? — zapytała spoglądając na jego plecy. Siedział na skraju łóżka podpierając łokcie na kolanach.

— Zabierz mnie do Satoru. — wstała stając przed nim.

— Odsuń się. Zasłaniasz mi. — burknął wychylając głowę.

— Mam to głęboko w dupie. Chcę zobaczyć swojego męża. — rzuciła ostro.

— Twój mąż myśli, że nie żyjesz. — wzruszył ramionami.

— Jak to kurwa nie żyje? Przecież stoję przed tobą i do ciebie mówię. — zmarszczyła brwi nie rozumiejąc o czym gada ten popapraniec.

— Jest na tyle głupi, że nie sprawdził twojego tętna. — teraz podniósł wzrok na nią intensywnie wgapiając się w jej [e/c] tęczówki. — Teraz należysz do mnie. — uśmiechnął się chytrze.

— Do nikogo nie należę, wracam do swojego domu. — ruszyła do wyjścia z pokoju. Gdy odnalazła drzwi przekręciła klucz w drzwiach i gdy już łapała za klamkę poczuła mocny uścisk na swoim nadgarstku.

— Zrozum, że nie żyjesz. Teraz możemy się troszeczkę zabawić. — znowu się uśmiechnął na co skrzywiła minę.

— Nie będę się z tobą bawić. Chcę iść do domu. — zachowywała się jak małe dziecko, ale na prawdę jedyne czego teraz pragnęła to wzrok niebieskich oczy na sobie.

— Jak mi się znudzisz to cię wypuszczę. — rzucił obojętnie ciągnąć ją ponownie do pokoju. Pchnął ją na łóżko, a sam usiadł tam gdzie wcześniej. Usiadła w rogu łóżka opierając plecy o ścianę i podkulając kolana do klatki piersiowej. Co miała zrobić? Chciała uciec ale skoro wszyscy myślą, że nie żyje to jego nic nie powstrzymuje przed zabiciem jej. Był mordercą więc zrobiłby to bez zawahania. Schowała twarz w kolanach próbując ułożyć jakiś sensowny plan.

Chciała wrócić do domu. W, którym nikt na nią nie krzyczy ani nie bije. Chciała wrócić do domu. Do łagodnego głosu i szeptu słodkich snów. Do miękkich, ciepłych ramion i czułych pieszczot. Chciała wrócić do domu. Nie dokądś ale do kogoś.

Do niego. Do swojego mężczyzny. Do Satoru.

𝑪𝒍𝒆𝒂𝒓 𝒃𝒖𝒔𝒊𝒏𝒆𝒔𝒔 ★ Gojo Satoru x f!readerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz