Rozdział XXXV.

355 21 47
                                    

Spojrzała ostatni raz na zdjęcia i schowała je do szuflady szafki nocnej po czym przekręciła się na drugi bok aby spojrzeć na jeszcze śpiącego Satoru. Mogłaby leżeć tak godzinami i wpatrywać się w niego jak najpiękniej namalowany obraz na świecie. Mogłaby również godzinami. Ba! A nawet dniami gadać czy rozmyślać o tym jak nieskazitelnie piękny i niesamowity jest ten człowiek. Kochała w nim dosłownie wszystko, może nawet trochę za bardzo ale jak mogła nie kochać tego promiennego uśmiechu z dwoma dołeczkami po bokach, tego głośnego irytującego śmiechu, tych świecących błękitem oczu, zepsutego humoru i tej pasji którą w sobie posiadał. Jak mogła go nie kochać skoro był dla niej wszystkim czego w życiu pragnęła.

W końcu mogła żyć dobrym życiem właśnie z nim. Życie nabrało w końcu normalnego nudnego tępa, którego tak bardzo pragnęła. Cieszyła się drobnymi rzeczami jak wspólna kawa rano czy miłość wieczorami. Mogła bez zadręczających ją wiecznie myśli trzymać jego dłoń, całować jego twarz i słodkie wargi. Kochać go głośno przed wszystkimi, a potem znowu radować się ciszą między nimi.

— Czemu się tak gapisz? — zapytał zaspanym głosem przecierając oczy dłonią.

— Podziwiam tylko twoją brzydotę. — parsknęła śmiechem.

— Jesteś dla mnie taka okrutna. — załkał teatralnie i przewrócił się na bok aby na nią spojrzeć. — I urocza. — przysunął się aby złączyć wargi w miękkim ulotnym pocałunku.

— Piłeś? — odsunęła się czując tą nieprzyjemną woń alkoholu.

— Tylko troszeczkę. Suguru mnie namówił. — usiadł na łóżku wzruszając ramionami.

— A ponoć nienawidzisz pić. — również wzruszyła ramionami wstając z łóżka i wyciągając ręce do góry aby trochę się przeciągnąć.

— Pożałujecie oboje jeśli przez alkoholizm Suguru bankiet nie jest dopięty na ostatni guzik. — pokiwała mu palcem przed nosem. — Słyszysz co do ciebie mówię? — stuknęła delikatnie pięścią w jego głowę.

— Nie, bo się na mnie patrzą. — zaśmiał się głupio i ponownie oberwał tym razem mocniej.

— Stary zboczeniec. — fuknęła pod nosem, a zaraz po tym zniknęła za drzwiami łazienki mocno nimi trzaskając.

— Trzeba było spać w koszulce. — wymamrotał pod nosem rozmasowując obolały czubek głowy. — I nie stary tylko dilf. — przewrócił oczami.

Poświęciła cały dzień żeby na tym bankiecie wyglądać jak najlepiej mogła, bo w końcu nie był to zwykły bankiet. Jak co roku był organizowany przez któregoś z Tokijskich biznesmenów i w tym roku padło na Gojo. Tym razem nie było opcji żeby zwinęli się z niego wcześniej czy po prostu na niego nie dotarli. Satoru musiał być tam cały czasz trzymając nad tym żelazną pięść aby wszystko poszło po jego myśli. I tutaj właśnie zaczynał się problem. Ten mężczyzna nie był zadowolony, że w końcu to on został organizatorem tego wydarzenia. Przez jego osobowość to raczej [y/n] zmuszona była wszystkiego pilnować i dopiąć na ostatni guzik. Więc właśnie takim sposobem między nimi doszło do niemałej kłótni.

Nie ma nic głośniejszego niż cisza między mężczyzną, który zachowuje się jakby nie posiadał żadnych emocji, a kobietą, która jest nimi wręcz przepełniona. Wszystkie te emocje w niej krzyczą i czasami daje im trochę upustu powodując kolejną kłótnie, bo jedyne czego pragnie to dostać odrobinę miłości i chociaż Satoru ją dawał to nigdy nie mógł tego uporządkować, mimo że w głębi duszy wiedział jakie szkody wyrządza i dla niej stało się to po prostu rozczarowujące.

— Czy ty zawsze musisz być taki nieodpowiedzialny? — zapytała wyrzucając ręce do przodu.

— Znowu przesadzasz. To tylko głupie kwiaty. — przewrócił oczami kompletnie nie wzruszony jej wywodem za to ona aż wrzała ze złości.

𝑪𝒍𝒆𝒂𝒓 𝒃𝒖𝒔𝒊𝒏𝒆𝒔𝒔 ★ Gojo Satoru x f!readerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz