4
Nichi patrzył z wielkim smutkiem na zapłakanego chłopca. Całym swoim ciałem, ściskał mocno młodszego o cztery lata brata. W porównaniu do starszego nie płakał, miał minę sugerującą, że nie do końca przyswoił informacje o tym co się stało.Jego klan należał do Konohy dopiero od kilku lat. Wybrał tą wioskę ze względu na ojca. Sam mówił, że będzie to najlepsza opcja. On jak i jego klan, schowali swą nienawiść w kąt i starali się żyć w zgodzie z Uchihami. Pamiętał czyny tej wioski, które były głównie wykonywane rękami tego właśnie klanu, ale dla dobra swojego brata i innych zaprzyjaźnił się z kilkoma z nich. Pozwolił nawet Hoshiemu na utrzymywanie kontaktu z drugim z potomków ich przywódcy. Tak poznał Itachiego Uchiha. Potwora, który wybił cały swój klan, pozostawiając swoich braci przy życiu.
- Zaopiekuję się nimi. - odparł w stronę Hokage.
Inni przywódcy klanów należących do wioski, obdarzyli go dziwnym spojrzeniem. Nie wszyscy mu do końca ufali. Co się dziwić. W końcu te kilka lat to bardzo krótki okres czasu, na poznanie osób o tak różnej kulturze.
- Mój brat przyjaźni się z Sasuke. - dodał widząc, że nie każdy jest przekonany. - Jeśli tylko wy wyrazicie na to zgodę, mój dom może zostać waszym domem. - tu zwrócił się do ściśniętych do siebie braci. - Oczywiście za twoją zgodą czcigodny.
- Myślę, że to będzie najlepszy pomysł. Co o tym myślicie? - odparł Hokage, uśmiechając się współczująco.
Młody Sasuke kiwnął ponuro głową, przed oczami nadal miał koszmarne sceny z wczorajszej nocy. Wsunął małe, chude, zimne palce w czuprynę swojego brata. Nie uroni już ani jednej łzy. Musi zapewnić bratu bezpieczeństwo i stać się silniejszym.
- To koniec, możecie iść. - powiedział trzeci. - Kakashi zostań z nimi, ja muszę pogadać z Nichim. - dodał Hokage, gdy już wszyscy wyszli.
Hatake posłał Ikimono zmartwione spojrzenie a mężczyźni wyszli na korytarz.
- Jesteś pewien swojej decyzji? - spytał Hiruzen.
- Oczywiście. - odparł bezwachania Nichi.
- Rozumiem. - starszy uśmiechał się. - Od tych kilku lat od kiedy tu jesteście, zadziwiało mnie jak dobrze potraficie schować uprzedzenia. Teraz jestem przekonany, że nie tylko wasze umiętności są zadziwiające a również wnętrze.
Hokage odszedł zostawiając Niciego w lekkim osłupieniu. Po otrząśnięciu się, wrócił do pokoju. Kakashi pomagał pakować się Sasuke. Wnioskując po jego minie, przeszkadzało mu to ale wolał nie wchodzić w zbędne z nim rozmowy. Jego młodszy brat siedział i przytulał pluszaka, którego dostał od jednej z pielęgniarek.
- Kabe. Sasuke. - zaczął widząc, że Sasuke skończył pakować swój mały dobytek. - Idziemy. Zrobię coś dobrego na obiad. - posłał im ciepły uśmiech.
Jego klan był rozsypany po całej wiosce. On sam miał szczęście mieszkać w jednej z lepszych dzielnic. Mały Kabe trzymał starszego za rękę, powoli przysypiając. Kakashi nie opuszczał ich nawet ma chwilę. Ikimono doskonale sobie zdał stawę z tego, że białowłosy chce z nim porozmawiać. Gdy byli już blisko, mały złotooki chłopiec wybiegł z prędkością światła z domu. Wleciał w braci z impetem i przytulił ich mocno.
Sasuke oddał delikatnie uścisk, powodując lekkie ściśnięcie pięciolatka między nimi.- Już Hoshi, bo udusisz Kabe. Możesz pokazać im ich pokój? Ja zrobię zaraz coś smacznego. - spytał a chłopec pociągnął braci za sobą.
Nichi wraz z Kakashi pomaszerowali do kuchni. Hatake pomagał kroić mu pomidory, gdy w końcu postanowił się odezwać.
- Wiesz, że będzie teraz ciężko? - zapytał.
- Wiem. - odpowiedział mu, jak gdyby nigdy nic. - Do czego dążysz?
- Sam tyle przeszedłeś. Wychowujesz sam brata, jesteś przywódcą klanu. Dodatkowe utrzymanie i wychowanie dwójki dzieci z traumą, będzie dużym obciążeniem... Czy ty... - mówił czarnooki.
- Wiem co robię. Długo o tym myślałem. Nie mogę go tak zostawić. - Nichi ściszył głos. - To przeciel mojego brata, znałem jego rodzinę. A gdy ten... zrobił...
Ikimono upuścił pałeczki, którymi mieszkał gotujący się ryż. Przypomniał mu się widok martwych ciał jego przyjaciół i ludzi których kochał. Mimo tylu lat, nadal miewał o tym koszmary. Jego młodszy brat, również jak on, budził się w nocy, widział martwych ludzi i wiele czerownych oczu. Widział jak wiele shinobi z różnych wiosek rzuca się na niego. Hoshi nie wiedział czemu, miewał takie wizje. Jego mózg wyparł tamte wspomnienia z pamięci, co jakiś czas wyświetlając te drastyczne obrazy w snach chłopaka. Nichi nie był skory rozcinać tej niewidocznej blizny, pozostałej na umyśle chłopaka. Ikimono oparł się roztrzęsiony o blat a Hatake podszedł do niego i położył mu rękę na ramieniu.
- Chce tylko powiedzieć, że możesz na mnie liczyć. Tak jak ja mogłem na ciebie. - powiedział z powagą, patrząc się mu w oczy.
- Dziękuję. - odparł z wielką wdzięcznością w głosie. - Może zostaniesz na obiad?
- Nie. Sasuke ewidetnie nie chce mojej obecności a ja mam coś jeszcze do załatwienia. Ale dziękuję za zaproszenie. - odpowiedział mężczyzna.
- Znowu idziesz TAM? - spytał, biorąc się za pieczenie ryby.
Mężczyzna skinął głową i po dokończeniu krojenia porcji pomidorów, umył ręce i wyszedł z domu. Nichi nałożył porcje na talerze i zawołał rozmawiających na górze chłopców.
- Zaraz przyjdziemy! - wykrzyczał z góry Hoshi.
Mały Kabe zasnął na swoim nowym łóżku. Jego starszy brat, właśnie skończył go przebierać.
- Dla tego go zabije. Stanę się silniejszy i go zabije. - Sasuke skończył odpowiadać młodszemu.
Nie czuł bólu a czystą nienawiść. Oczekiwał nagany, wyśmiania lub czegoś w rodzaju współczucia ale młodszy o rok chłopak tylko go przytulił.
- Obiecuję, że nigdy ci w tym nie przeszkodzę a jeśli będę w stanie to pomogę. Też stanę się silniejszy, aby was chronić- odezwał się Hoshi, nadal go przytulając.
Hoshi i Sasuke znali się prawie całe swoje życie. Było dość krótkie i nawet nie pamiętali zbytnio kiedy i jak sie poznali ale łączyła ich mocna wręcz braterska więź. Prawie codziennie trenowali i bawili się ze sobą. Silnym uczuciem dążył też Kabe i Itachiego... Był to dla niego cios. Może nie taki jak dla Uchihów, ale silny na tyle, aby pomóc spełnić cel Sasuke.
Yoru patrzył się na nieznanego mu osobnika. Jego oczy napawały chłopaka wstrętem. Uchiha ma należeć z nim do Akatsuki. Jeszcze ten pieprzony drań pozabijał swoich bliskich i członków klanu. Nie żeby Yoru im współczuł. Życzył im jak najgorzej ale nie wyobrażał sobie jak z takim spokojem na twarzy, może udwanym a może nie, mówił o rzezi jakiej dokonał.
- Nie poznaje go. - odparł Kame, gdy wyruszyli na kolejną misje.
- Nie dziwię ci się. Możesz mi w końcu powiedzieć, skąd się znacie? - spytał zniecierpliwiony Yoru.
- Trafiłem do jednej z drużyn z jego przyjacielem. Shisuim Uchiha. - opowiadał Kame. - Poznaliśmy się przez niego i pomimo różnicy wieku, wyrosło z tego coś na wzór przyjaźni. Shisui traktował go jak brata, więc często zabierał go na nasze treningi. - kontynuował - Będąc na bocznej gałęzi Hyūga, nie miałem nic do gadania i szczerze nienawidziłem tego klanu. Po samobójstwie Shisuiego, który był jedyną osobą, która mnie tam trzymała, postanowiłem uciec i o to jestem. - rozglądał się użytkownik Byakūgana.
- Mówiłeś wcześniej, że kłamie. Więc jaki był jego prawdziwy powód? - dopytywał Yoru.
- Tego nie wiem. Ale jestem pewny, że kłamie.- odpowiedział z powagą w głosie.
_______________
Krótkie ale życie
CZYTASZ
Klan Ikimono || NARUTO
Fanfiction„Klan pochodzący ze słońca" tak o nich mówili w całym kraju wiatru. „Przybysze" tak nazywali ich w Wiosce Ukrytej w Liściach. „Rodzina" tak nazywa ich najmłodszy z braci Uchiha. Jest to odpowieść, o wymyślonym przeze mnie klanie oraz kilku nowych p...