9

191 15 8
                                    


Popłakałam się pisząc to.

Syriusz pov:

Gdy zobaczyłem Remusa tego ranka w łazience, zapłakanego, zmęczonego i obolałego czułem się jakby moje serce rozpadło się na miliony kawałków. Nie byłem w stanie patrzeć na niego w takim stanie bo przyprawiało mnie to wręcz o fizyczny ból. Chciałem przy nim zostać cały ten dzień, dać mu się wypłakać w moich ramionach i sprawić, że zapomni o tym. Chciałbym sprawić by wszystkie jego problemy zniknęły a jednak miałem zamiar siedzieć dzisiaj na zajęciach, dla niego bo wiem, że po tej nieobecności będzie potrzebował dokładnych notatek.

Śniadanie zjadłem jak najszybciej i zaraz po tym przygotowałem i zaniosłem Lunatykowi jego ulubione tosty, wymyślone przez niego na pierwszym roku gdy nie wiedział na co się zdecydować więc rozciął kromkę chleba na cztery ćwiartki i każdą pokrył innym produktem.

-Hej, Luniek. Przyniosłem ci śniadanie- Powiedziałem spokojnym i przyciszonym głosem wchodząc do dormitorium z talerzem w ręku.

Remus siedział zawinięty kocem opierając się o zagłówek łóżka z nosem w jakiejś książce. Gdy mnie usłyszał podniósł wzrok znad książki i ją zamkną odkładając obok siebie na materac. -Dzięki.- Wyciągną rękę po talerz, który mu podałem. Jego głos był słaby i zachrypnięty od płaczu a mimo to posłał mi blady uśmiech.

-Obiecuje ci, że ze wszystkich przedmiotów, które mamy razem przyniosę ci śliczne notatki.- Wyszczerzyłem zęby na co ten uśmiechnął się nieco bardziej.

-Dziękuje ci bardzo, doceniam.- Położył sobie talerz na kolanach.

Spojrzałem na zegarek na nadgarstku. -Muszę iść, przyjdę na przerwie obiadowej przynieść ci coś do jedzenia. A ty odpoczywaj.-

-Łapo, nie jestem chory. Martwienie się to jeszcze nie choroba.- Remus starał się mnie uspokoić.

-Dobra nie gadaj tylko jedz.- Zaśmiałem się. -Do zobaczenia później.- Rzuciłem wychodząc a ten mi odmachał nie mogąc nic powiedzieć przez tost w jego ustach.

Nie mogłem się skupić na lekcjach, niecierpliwie wyczekiwałem przerwy na obiad by znów odwiedzić Luniaczka...Luniaczka? Kiedy ja zacząłem tak mówić? Nie ważne. Może rzeczywiście zachowywałem się jakby był chory ale no co poradzę gdy czuje potrzebę opiekowania się nim.

W końcu, upragniona przerwa na obiad a po niej już tylko dwie lekcje. Ponownie posiłek zjadłem bardzo szybko, musze przestać bo cos mi się stanie ale nie to jest teraz ważne. Zaniosłem Remusowi porcję lazani.

-Dzieeeń dobry!- Powiedziałem entuzjastycznie wchodząc do dormitorium. Remus nie siedział już w pościeli. Był ubrany jego łóżko było zaścielone, widać z nudów zaczął sprzątać bo całe dormitorium było czyste.

-O cześć.- Powiedział odwracając się od swojego biurka na którym układał jakieś papiery.

-Przyniosłem ci obiad i mogę ci dać te notatki bo już dzisiaj zostały mi tylko wróżbiarstwo i mugoloznastwo.- Odłożyłem talerz na jego stolik nocny i wyjąłem z torby notatki dając mu je do ręki. -Idziesz dzisiaj o północy na Astronomię?- Zapytałem. Lekcje astronomii odbywały się w Hogwarcie w środy równo o godzinie 00:00 na wierzy Astronomicznej. Pewnie dlatego część uczniów w czwartki chodzili jak zombie z niewyspania

-Nie wiem, chyba głównie dlatego, że chce uniknąć pytań dlaczego nie było mnie na wcześniejszych lekcjach- Lunatyk usiadł na idealnie pościelonym łóżku, powodując że kołdra lekko się pogniotła. Notatki, które dostał ode mnie odłożył obok siebie.

Hey, Remus! [WOLFSTAR]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz