Przepraszam, że tak długo to trwało, ale mam nadzieję, że będzie warte czekania!
~~
zawieszenie
4. «oczekiwanie na rozwiązanie sytuacji, w której ktoś się znalazł»
***
W górach zawsze było spokojnie. O tej porze roku zakwitały grusze, czerwieniły się porzeczki, a ryby smakowały najlepiej. W obrębie kilkunastu kilometrów nie było słychać krzyków, czy samochodów. Jedynie szum ciepłego, letniego wiatru i odgłosy lasu. Dziadek siedział w wędzarni i pilnował sera, a z babcią piekli ciasta z zeszłorocznymi przetworami, żeby zwolnić słoiki na nowe, tegoroczne. Słodkie i utopijne zatrzymanie w czasie.
Tatry były idealnym miejscem na powracanie do zdrowia po burzliwych latach w Stanach. Aleks nie był pewny, czy kiedykolwiek będzie w stanie wrócić do tej mekki emigrantów po pogrzebie ojca.
Zdecydował się tam pokazać, ponieważ nie wierzył w jego śmierć. A jednak. Leżał na katafalku w bogato zdobionym kościółku, gdzieś w okolicach H. w Wirginii. Ubrany w czarny garnitur z wymalowaną twarzą bez wyrazu. Alkowi ugrzązł oddech w piersi i na chwilę zapomniał, jak się oddycha. Ręce wyposażone w kamienne sygnety spoczywały spokojnie na brzuchu. Wyglądał, jak manekin. Mimowolnie złapał go za rękę. Zimną i ciężką. Oficjalnie się ze sobą żegnali i Aleksander nie mógł zdobyć się na rozstanie pokojowe, więc nie ucałował mu dłoni. Pierwszy raz odkąd pamiętał nie bał się go. Wręcz przeciwnie, czuł się od niego lepszy, ponieważ to on pozostał w świecie żywych podczas, gdy tyran zostanie wydany robactwu na pożarcie. Nie wiedział, jak długo przyglądał się zwłokom, ale za nim zdążyła ustawić się już długa kolejna do ostatniego pożegnania. Upewnił się, że wszyscy na niego patrzą po czym ostentacyjnie odwrócił się na pięcie i z błyszczącą gwiazdą Dawida na piersi wyszedł z kościółka. Rozstawał się z ojcem, z jego religią, jego światem.
- Nie będę już grał w exy- powiedział, gdy po ceremoniach pogrzebowych podszedł do niego Viktor. Czuł przypływ śmiałości, a Rosjanin wyglądał mizernie, najpewniej nie sypiał dobrze. Wiedział, że go tutaj spotka. Z początku bał się tego przeraźliwie, Zuzia odradzała mu wyjazdu, ale po długiej rozmowie z drużynowym psychologiem Alek czuł się gotowy, by spojrzeć przeszłości w twarz i raz na zawsze ją pozostawić w tyle.
Skierował do niego te słowa po angielsku w języku w którym zazwyczaj nie rozmawiali. Zaskoczyło to Viktora, który spuścił wzrok. Namyślał się co powiedzieć. Parę razy otworzył usta, po czym je zamykał. W końcu wydusił z siebie ciche wyznanie. Wciąż ciebie pragnę. To już twój problem. Czy kiedyś mi wybaczysz? Nie, nie zamierzam cię już nigdy oglądać na oczy. Dobrze. Dobrze.
-Żegnaj
-Żegnaj
Wydawało się, że Aleksander nie mógł być szczęśliwszy. Jest wolny, zmienił uczelnie, wrócił do Polski, a jednak odczuwał doskwierającą pustkę.
- Wyjeżdżasz?- Kevin nie patrzył mu w oczy, kiedy Aleksander przyznał mu się do swoich planów.
Od pamiętnego pogrzebu nie wytrzymywał w Stanach. Wszystko przypominało mu o czymś o czym wolałby już nigdy nie pamiętać. W pewnych momentach irytował go nawet język. Wiedział, że wrócenie do Europy jest jednoznaczne ze stratą Kevina i ich kiełkującego romansu. Wiedział także, że Kevin należy do jego przeszłości i nigdy się z nią nie rozdzieli, jeśli z nim zostanie.
- Nie będę cię prosił, żebyś pojechał ze mną. To byłoby okrutne.
- Okrutny będziesz, jeśli to porzucisz.
To. Czyli byli już czymś? Tworzyli, jakąś jedność? Jeżeli tak to albo Kevin bał się to nazwać lub sam nie wiedział jak to określić.
- Nie chcę tego robić, jesteś mi drogi, ale nie mogę tutaj zostać
To nie zostawiaj, ale nie poddawaj się na mnie. Słowa te podziałały na Brózdę mocniej niż by się tego spodziewał. Byli czymś, a Kevin prosił o tę miłość. Był jej równie spragniony, jak Alek.
Będę na ciebie czekał. Gdzieś w środkowej Europie. Będę ci kibicował, a jak już zostaniesz Olimpijczykiem przyjdź do mnie. Trenuj przy mnie. Będę cię kochał i o ciebie zabiegał.
Przyjadę wcześniej. Będę przyjeżdżał, kiedy mogę.
Ta noc była pogrążona w obietnicach. Pełna namiętności i cichych szeptów. I kolejna noc, i kolejna, kolejna. Do lata, kiedy Alek wyjechał. Od wtedy ślady Kevina miał tylko w listach, rozmowach przez Internet i zapisach jego meczy. Co lato przyjeżdżał do niego w lipcu i cieszył się szlakami górskimi, czasami pojawiał się w zimę i uczył się jeździć na nartach. Potem skończyli szkoły. Kevin rozwijał się w exy, a Alek odkupił lokal na Krupówkach, gdzie kiedyś znajdowała się cukiernia matki. Biznes okazał się sukcesem. W obu przypadkach.
Byli bardziej zarobieni, a listy dostarczane były rzadziej, rozmowy trwały krócej. A ich studencka miłość zdawała się naturalnie wygasać. Ale nie w Alku. Pielęgnował w sobie to uczucie. Płakał, gdy w gazetach pokazywały się zdjęcia Kevina z modelkami. Czytał wszystkie listy od nowa. Powiesił sobie ich wspólną fotografię w domu .Wspominał. Nie pozwalał sobie zapomnieć. Przez te lata udało mu się pogodzić uczucie do Kevina z przeszłością. Oddzielił jego obraz od obrazu męki i ciężkiej pracy, ciągłej gry. Odnalazł w nim ostoje, spokój. Mimo braku fizycznego kontaktu wciąż pamiętał zapach jego markowych perfum, kolor śniadej skóry, głębie zieleni jego oczu, lekki uśmiech, skupienie z którym wykonywał każdą czynność.
Przestał oglądać jego mecze, gdy kontakt wygasł. Chciał pozostawić sobie wspomnienie Kevina i pielęgnować je.
- Dlaczego nie znajdziesz sobie kogoś?- pytała babcia, kiedy kroili brzoskwinie.-Zawsze jesteś sam. Masz tak dużo znajomych, a tak mało miłości...
Ona wiedziała. Wiedziała, że za kimś tęskni, że kogoś wspomina. Nie wiedziała tylko kogo i podchodami próbowała pociec prawdy. Alek uśmiechnął się do niej lekko. Słońce przyjemnie ogrzewało mu twarz. Jego ciało czuło się dobrze, lecz dusza była zraniona. Jak miał jej powiedzieć, że pragnie niemożliwego?
Zaraz nasprowadza wnuczek swoich przyjaciółek, by pomóc mi zapomnieć o gwiazdorze.
- Babciu jestem dużym chłopcem. Zadbam o siebie sam.
Kobieta cmoknęła i przemyła dłonie w wiadrze. Podniosła się z ławki i oparła dłonie na biodrach.
- Oj, synuś. Ledwo żeś trzydziestaka przekroczył i już myślisz, że pozjadałeś wszystkie zmysły. Walduś! Gdzie tą pościel niesiesz?
- Z kwadrans temu dzwonił na stacjonarny, jakiś typ. Powiedział, że jest kolegą Alusia- krzyknął dziadek spod trzepaka, gdzie rozwieszał grubą wełnianą pościel.- Bardzo słabo mówił po polsku. Powiedział, że dzwonił, ale Aluś nie odbierał i spytał, czy może przyjechać, bo jest pod Krakowem. Powiedziałem, żeby wpadał.
Do Alka często przyjeżdżali znajomi ze Stanów, szczególnie w sezonie wakacyjnym, więc dziadkowie nie robili wielkiego zamieszania wobec odwiedzin gościa z zachodu, jak to bywało na początku. Czasami zdarzali się późno zapowiedziani goście, ale nie cieszyli się oni entuzjazmem domowników, szczególnie z początku. Alek podniósł wiadro z brudną wodą i zaczął iść w kierunku grządek.
- Pamiętasz może, dziadku, jak miał na imię?
Alek miał dużo zagranicznych znajomych, ale nie przypominał sobie, by ktokolwiek z nich umiał powiedzieć cokolwiek po polsku.
- Ah, tak..Kewin, jeśli się nie mylę...
Aleks upuścił wiadro, które z łoskotem poturlało się po kostce. Babka zaklęła, o coś pytała. Potem zaczęła krzyczeć na dziadka, ale były obrońca już jej nie słyszał. Do jego uszu dobiegał tylko warkot silnika, a później połysk metalicznej czerni i umięśniona sylwetka odziana w bluzkę największego w Polsce klubu exy z siedzibą pod Krakowem.
To już koniec. Mam nadzieję, że się podobało, a końcówka była satysfakcjonująca :) Koniecznie podzielcie się swoimi opiniami w komentarzu (bardzo dużo dla mnie znaczą, świetna informacja zwrotna)
CZYTASZ
Po Drugiej Stronie Lustra || •all for the game•
FanficGdy rodzic pragnie spełniać swoje obsesje dzieckiem, nie może się to skończyć dobrze. Gdy rodzic spełnia swoje obsesje dotyczące sławy i exy dzieckiem, kończy się to katastrofą.