Rozdział 24

630 30 2
                                    

Paryż, rok 1998, Piętnaście lat wcześniej.

Odnajdując wzrokiem chłopca, od razu poczuła się bezpieczniej. Na jej bladej twarzy pojawił się po raz pierwszy tego dnia uśmiech. Ten dzień był dla niej koszmarny. Pragnęła się zatrzymać. Nie chciała iść dalej.

Pędem minęła bramkę, która pozwalała dostać się do ich placu zabaw, na którym każdej nocy się widywali. Tego wieczoru to on na nią czekał. Huśtał się na czerwonej huśtawce, wymachując nogami na każde strony. Przestał gdy dotarł do niego dźwięk kroków. Ciche i delikatne. Od razu wiedział do kogo należą. Przekręcił głowę w bok, aby się upewnić.

Ciemno włosa dziewczyna ze spuszczoną głową i dłońmi za sobą szła w jego kierunku. Od razu wyczuł, że coś się stało, jednak nie chciał zaczynać pierwszy. Nie widział na ile mógł się posunąć wypytując ją na temat, na który może nie chciała rozmawiać. Dlatego nie schodził z huśtawki. Nie machał już nogami, a czekał. Czekał jak będzie blisko niego i w końcu spojrzy na niego tymi przepięknymi tęczówkami.

Nieśmiało zajęła wolną obok niego huśtawkę. Pomiędzy nimi powstała cisza, ale nie jakaś niezręczna, wręcz przeciwnie. Uwielbiali obok siebie siedzieć.

– Piękne niebo. – Przerwała jako pierwsza. Chłopiec spojrzał na nią, aby się upewnić, w jakim stanie jest dziewczynka. Ściskała swoje dłonie na kolanach, głowę miała zarzuconą do tyłu a oczy przymknięte. – Dziś jest słabe.

Po chwili wyczuła na sobie jego wzrok. Otworzyła oczy.

– Po czym to stwierdzasz? – Dopytał kompletnie ciekawy.

Znów spojrzała na niebo, tylko tym razem przyglądając mu się nie co dłużej.

– Jego gwiazdy osłabły, nie świecą prawie. Księżyc jest zamglony. – Oderwała w końcu wzrok znad nieba i spojrzała na swojego towarzysza. Był kompletnie wpatrzony w nią. – Czuje się jak te gwiazdy.

Zauważyła jak jego wzrok diametralnie się zmiana.

Poczuł, jakby odebrali mu zdolności oddychania.

– Dlaczego porównujesz się do tych gwiazd, Stokrotko?

Przełknęła ślinę, a wzrokiem zjechała na swoje buty.

– Miałam bardzo zły dzień w szkole. Straszny. – Jej cichy szept przebijał się z echem.

Śledząc każdy jej ruch, mógł się domyśleć, a raczej on wiedział, że jego przyjaciółka jest bardzo uczuciową i biorącą do siebie wszystkiego dziewczynką.

– Dziś po raz pierwszy poczułam się taka samotna. – Usłyszał, jak pociąga nosem. Nie mógł jej zobaczyć. Głowę miała spuszczoną w dół. – Czułam, że nie mam tam nikogo. Byłam sama, a ich wzrok mnie raził.

Jej słowa sprawiały mu ból, bo dokładnie ją rozumiał. Ale jednak on nie chciał, aby cierpiała. Za dużo przeszła, aby znów spadać na dół. Wszystko sobie opowiadali. Te noce były ich. Wiedzieli o sobie kompletnie wszystko, oprócz imion. I choć ciekawość była dla nich wielkim wyzwaniem, to i tak rozumieli, że tak będzie dla nich obojgu najlepiej.

– Nie jesteś sama. Masz mnie. – To był moment, w którym podniosła głowę i załzawionymi oczami spojrzała na niego.

– Ty też znikniesz.

– Ale jak na razie nigdzie się nie wybieram.

***

– Ciągle spotykamy się na tym starym placu zabaw. – Zaczął, zwracając uwagę brunetki. Spojrzała na niego. – A co gdybym cię gdzieś chciał zabrać?

Evil wins [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz