WARSZAWA, Październik, 1943 rok
Popijając z Janiną herbatę, rozmyślałam jak się czuje Nikołaj, który zaledwie kilka dni temu zjawił się pod moimi drzwiami z raną od postrzelenia. Czy to przypadek, że akurat tu dostał czy los naprawdę się mną bawi, nie dając mi wyboru czy go chcę? Od początku wakacji moje życie to jakieś fatum, które nie chce się ode mnie odczepić. Zły czar, czarny urok... Ktoś na górze naprawdę chcę, abym naprawdę wpadła w obłęd z nutką szaleństwa.
Pukanie do drzwi, oderwało mnie od patrzenia tępo w okno i skupiając się na teraźniejszości. Spojrzałam na starszą blondynkę, która pognała do drzwi lekkim krokiem. Zaciekawiona kto to może być, przybliżyłam kubek do swoich ust, aby się napić ziołowej herbaty przywiedzionej z Berlina, gdzie udała się kilka dni temu Janina z wysoko postawionym bankierem z Centralnego Banku Warszawskiego.
- Nie widzieliśmy się tak dawno. - zaczęła rozmowę blondynka, popychając gościa do kuchni.
- Miałem parę spraw do załatwienia. Jest Konstancja? - zmiotło mnie w ziemię, słysząc głos Wiktora.
- Tak, akurat pijemy herbatę. Chcesz może? - wprowadziła swojego gościa do kuchni, nie zauważając jakiś zmian między nami.
- Dziękuję, ale wystarczy mi woda. - usiadł na przeciw mnie, uśmiechając się kiwając.
- Cześć. - chłodno przywitałam się z nim, prostując się na krześle.
- Mam dla Ciebie wieści. Za kilka dni wyjeżdżamy z Warszawy. - nie zareagował nawet na moją chłodne powitanie, wyjmując z kurtki paczkę papierosów wraz z zapałkami.
- Jak to za kilka dni? Gdzie? - oszołomiona spojrzałam na niego dość sceptycznie.
- Na razie na wieś, gdzie przetransportują Cię wieśniacy na tereny Podhala. - objaśnił plan, odpalając papierosa.
- Podhale? - powtórzyłam ostatnie słowo, nie mając pojęcia co się właśnie wydarzyło. - Nie zamierzam tam jechać. Tu jest moje miejsce. - podniosłam głos, zaznaczając, że nie zgadzam się na to.
- Pół Warszawy Cię szuka. Zadałaś się z tym Żydem. Mało Ci kłopotów? - chłodno odparł, wdychając dym papierosowy. - Tam Cię górale przerzucą na Słowację i tam prosto na Węgry.
- Chcesz się mnie pozbyć, prawda? - nie ugięłam się mu, dając mu rękawice do walki.
- A niby po co? - spojrzał na mnie dość dziwnie, schylając się przy stole.
- Ty mi powiesz po co? - powtórzyłam jego ruch, a nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów.
- Ludzie, nie pozabijajcie się tylko tu, proszę. - zachichotała blondynka, przerywając nasz pojedynek na spojrzenia.
- Nie obiecuję. - skwitowałam, wracając do poprzedniej pozycji. - Smaczna da herbata. - uśmiechnęłam się miło do kobiety, popijając herbatę.
- Jak udało Ci się... - zaczęła kobieta, odwracając naszą uwagi od siebie. - ...zdo... - przerwała, słysząc ponowne pukanie do drzwi. Zaskoczona, poszła otworzyć bez obaw, że to ktoś obcy.
- Możesz wytłumaczysz co to za nadskakiwanie? - szepnął mężczyzna w moim kierunku, nie będąc w temacie.
- Nie udawaj, że Cię to obchodzi. Że ja Cię obchodzę. - nacisnęłam na ostatnie słowa, zauważając jak Janina przychodzi z martwioną miną.
- Ktoś do Ciebie. - usiadła na swoim miejscu, wylewnie zerkając na Wiktora, który tylko obserwował to już spokojnie, przystawił sobie papierosa do ust.
CZYTASZ
Świt Dla Nas
Historical FictionCórka wysoko postawionego człowieka Armii Krajowej jest przez wir zdarzeń przypięta do muru, musząc być pokorna. Rozdarta między trzema flagami, nie dających jej szans na zrozumienie nowej rzeczywistości. Zagubiona, dostaje możliwość od złego omenu...