15. Nóż

33 3 0
                                    

WARSZAWA, Październik, 1943 rok

Podniosłam dyskretnie wzrok na osobę stojącą w drzwiach i powolnie poszła w moim kierunku. Nie mówiłam nic, czekając na rozwój wydarzeń. Starszy mężczyzna w końcu przystaną przy moim stoliku, odsuwając dla siebie krzesło.

- Cieszę się z Pani udanej wygranej. - przerwał tą długą ciszę, siadając na przeciw mojego stołka.

- Słucham? - podniosłam już pewnie wzrok na niego, odkładając na stół książkę obok filiżanki herbaty.

- Niech Pani nie będzie tak skromna. - usiadł obok, podnosząc rękę w powietrzu kierując chwilowe spojrzenie na bar.

- Tylko miałam okazję założyć piękną sukienkę. - odpowiedziałam mu, prostując się na dźwięk odbezpieczającej się broni w sali. Wychyliłam się, aby zauważyć mężczyznę stojącego przy barze  z pistoletem jawnie w ręku. Zwróciłam też uwagę na klientów, którzy mieli przestraszone twarze na widok tej dwójki, choć może i trójki wliczając jednego na zewnątrz. - Czemu zawdzięczam pańskie towarzystwo, Panie ...?

- Mamy dla Pani propozycję. Niekoniecznie dla Pani pokroju. Jednak twój znajomy poprosił mnie, abym zafundował Ci szkolenie. Tylko muszę powiedzieć ci jedno. - zrobił pauzę przekrzywiając swoją głowę, obserwując moją osobę z zaciekawieniem. - To nie będzie takie szkolenie jak robią AK-owcy. - uśmiechnął się złośliwie, wyciągając coś z kieszeni z płaszcza. Na chwilę stanęło mi serce nie wiedząc co wyciąga. W końcu to bandyta. Wypuściłam powietrze, kiedy dał na stół papierosy z złotą zapalniczką. Wyciągnął jedną po czym odpalił i powiedział - Więc jaka jest twoja decyzja, Hanno?

- Czemu Pan chce mi pomóc? - zapytałam wprost, nie oczekując od niego jakiś miłych słów.

- Nie ja. Ja tylko przyjąłem prośbę od Pani znajomego.

- Nie rozumiem. Jakiego znajomego? - zaciekawiona, przybliżyłam się do stolika.

- Przyślę po Panią za jakiś czas. To będzie ciekawy przypadek. - odparł udając tak teatralnie zaciekawionego, wstając i odchodząc zabierając ze sobą rzeczy.

- Kiedy? - dziarsko podniosłam głowę w jego stronę patrząc na tył jego sylwetki.

- Miłego dnia, Panno Bielik. - odwrócił się do mnie z papierosem w ustach.

Obserwowałam jeszcze jak opuszcza lokal razem ze swoim człowiekiem i kierują się na zachód, do centrum. Oderwałam wzrok od szklanych drzwi, na klientów tej kawiarni, którzy wrócili do swoich spraw, jak i również ja. Może wydawać się, że na mieszkańców Warszawy to wielki szok, gdy spotka na swojej drodze gangstera. Jednak prawda jest taka, że gdyby nie oni - to miasto upadło od pierwszych dni okupacji. To oni napędzają gospodarkę, lecz też okradają. To dziwny związek, którego nie chcę nawet zrozumieć. To oni tworzą fałszywą nadzieję, że to miasto jest w władaniu Polaków, choć nielegalnymi koneksjami. 

Zamknęłam książkę, nie chcąc łudzić się, że mogę zmienić bieg historii, tak jak bohaterzy w książkach. Bądźmy szczerzy - nie jestem żadnym szpiegiem ani nawet żołnierzem z krwi i kości. Może mój ojciec coś znaczy, ja już nie. Dopiłam herbatę i wstałam. Ubierając  bezowy płaszcz, spakowałam swoje rzeczy i zapłaciłam przed wyjściem.

Poczułam zimny, porywisty wiatr gdy wyszłam na zewnątrz kawiarni. Wyciągając skórzane rękawiczki z torebki, przeszłam przez ulice na drugą stronę. Kierując się ulicami Warszawy, poczułam jakiś taki spokój. Nie odczuwam już, że mam nóź na gardle i bałam się poruszyć. Teraz ta pętla zerwała się, a ja mogę powiedzieć, że mogę oddychać pełną piersią.  

Świt Dla NasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz