5. Zdrada?

223 13 21
                                    

Warszawa, Lipiec 1943 rok

Mieszkając już prawie tydzień u Julii, natychmiast szukałam sprawnego i sprawdzonego fałszerza, by zrobić nową kenkartę bym mogła znaleźć na własną rękę prace. Wstyd mi pomieszkiwać za darmo, nie mogąc się za bardzo poruszać po Warszawie. Nie mam pojęcia czy SSMan mnie całkiem rozgryzł czy tylko udaje głupiego, ale nie mam zamiaru czekać na jego ruch, który może mnie znieść z planszy.

- To niby dziewczyny długo się szykują. - oburzona blondynka, wyrwała mnie z dołujących myśli.

- Ciesz się ciszą póki możesz. - zignorowałam pretensję dziewczyny, ciesząc się słońcem jakie padało na Warszawę.

Jest czwarty lipca tysiąc dziewięćset czterdziesty trzeciego roku, niedziela. Siedzę wraz z przyjaciółką nad Wisłą gdzie mieliśmy spotkać się razem z całą paczka znajomych, świętując początek lata. Niestety, praca nie pozwoliła nam spotkać się w pierwszy dzień lipca. Tylko Julka miałaby czas na spotkanie się, a teraz można by liczyć mnie przy okazji.

Z Wiktorem nie widziałam się odkąd go zostawiłam w parku. Kiedy tak rozmyślałam naszą ostatnią rozmowę, poczułam się źle. To egoistyczne z mojej strony i gówniarskie, nie rozumiejąc na początku powagi sytuacji. To już nie przedszkole. W końcu chciałam, aby traktowano mnie poważnie i to właśnie robiono. Musiałam unieść się dumą, myśląc o moich błahych problemami porównując je z większymi Państwa Podziemia. Chciał tylko wykorzystać tą sytuację na maksimum jaka się przytrafiła właśnie mi. Rządzenie losu doprowadziło do tego, że ułożyło się wszystko na opak. Szpieg u postawionego wysoko oficera gestapo, to szansa raz na milion.

- Witam piękne panie! - powitał nas wesoło Stefan, wciskając się między nami.

- Wreszcie ktoś tu przyszedł. Choć czekamy na was jak jakieś idiotki od godziny. - wykrzyczała Julia do niego wściekle, stając z piachu.

- Czemu mnie atakujesz? Innych też nie ma. - bronił się, śmiejąc się z żenującego zachowania blondynki.

I tak zaczęłam spotkanie ze znajomymi,  śmiejąc się i zapominając o wydarzeniach z poprzednich tygodni. Teraz spotkanie z ludźmi których znam od małego, pozwalają mi choć na chwilę żyć jak każda nastolatka. Chociaż cieszę się z tego, że po wywieszeniu mojego ojca przez hitlerowców, Wiktor pomógł mi w tych chwilach i nie zostawił mnie na pastwę losu - to mam wrażenie, że powinnam być przy swoim rodzicielu. Choć teraz bym wiedziała gdzie on jest. Jest silnym facetem, którego nie da się złamać. I to mnie martwi. Nie chcę by cierpiał katusze, ale wiem, że to nie logiczne z jego przekonaniami. Do końca będzie walczył, a ja do końca będę przeżywać to, że nic nie mogłam zrobić.  

***

Po wspólnym spotkaniu, razem z Julią wracaliśmy do jej domu, będąc zmęczone tym dniem. W końcu spotkaliśmy wszystkich, co bardzo mnie ucieszyło.

Teraz wracam do punktu wyjścia jakim jest siedzenie na głowię rodziny mojej przyjaciółki. Coraz bardziej nie czuję się tam chciana, ale to mnie nie dziwi. Jestem darmowym lokatorem, który kradnie żywność oraz wodę. Dlatego potrzebuje dobrego fałszerza, aby moją niepełnoletność wymazał z kart, abym mogła wreszcie stanąć na nogi i szukać mieszkania bez problemów o mój wiek. Nie pójdę do sierocińca, nie znając losu mojego taty. Poza tym od razu zainteresują się tym mundurowi i w złym tego słowa znaczeniu.  

To prawo jest pokręcone. Mogę legalnie pracować od czternastego roku życia, ale mieszkać sama to muszę być pełnoletnia. To chory system, do którego każdy musi się przystosować, aby choć mieć jeden procent szans na przeżycie dłużej niż przeciętny mieszkaniec okupowanej Warszawy. Mój aktualny meldunek jest spalony, bo w końcu to tam były wywozy w których nie miałam udziału. A za brak zameldowania strzelają bez ostrzeżenia. Granatowi nie dają spokoju, bo Szkopi aresztują za zwykłą pomyłkę urzędnika. 

Świt Dla NasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz