18. Konsekwencję

27 1 0
                                    

WARSZAWA, Październik, 1943 rok

1.

Po trzech dniach, spotkaliśmy się nie z pełnym składem. Według Przygody, Ssak który poległ. Poza ranami jakie zadali mu esesmani w ich obecności, to dla przykładu oddali Polakowi strzał prosto w głowę i zostawili go jak psa. Męska część załogi, nazajutrz wykradli ciało nieszczęśnika i umieścili z zaprzyjaźnionym zakładzie pogrzebowym, który ma przeprowadzić jego pogrzeb. 

Oparta o futrynę, cały czas wspominałam propozycję Nikołaja. Umiałabym porzucić to miejsce, wyjeżdżając prawdziwy głąb Rosji i zaczynać wszystko od nowa? Tu umiałabym się odnaleźć, ale tam to wielka niewiadoma. Moje sumienie i honor nie wyobraża sobie tego, ale jednak coś mnie ciągnie, aby poznawać świat. Tylko czy Rosja to dobry kierunek? 

- To wielka strata dla nas jako ludzi. - przyznał Pruga - kapitan, który przemówił do nas, widząc jak jesteśmy przybici. - Jednak mam dla was dobre wieści. - rzucił na stół gazetę, by każdy mógł ją zobaczyć. - Może straciliśmy jednego z nas, ale za to mogę wam przyznać, że wygraliście to starcie. - ponuro się uśmiechnął, idąc do okna.

„Komunikat nr 18. Dnia 5 października 1943 r. w godzinach rannych w Warszawie, obok gmachu gestapo w al. Szucha... - zabrała  i przeczytała jedna z łączniczek, wstając z krzesła. -...został zastrzelony kierownik walki z sabotażem i dywersją, kapitan gestapo, Lechner. Kierownictwo Walki Podziemnej."

Każdy spojrzał po sobie z niedowierzaniem co odstawiła grupa ubezpieczająca. To nie Milke, ale tak się dowiedziałam - jego przełożony. O jednego ważniaka mniej, ale jakie będą z tego konsekwencję. 

***

Idąc z Mokotowa, nie specjalnie się spieszyłam do mieszkania Wiktora, które na czas jego leczenia - będzie i moim. Dopóki mnie stamtąd nie wyrzuci. Lekarz po wyjęciu mu pocisku z nogi, które cudem zatrzymało się w mięśniu, które powtrzymało ją od dalszej drogi, jaką była kość. Uniknięta na szczęście operacji, jednak musieli jakoś dostać się do małego i niepozornego ciała obcego. Przeleciały przeze mnie zimne ciarki, wspominając mój mały zabieg. Mam już jakieś doświadczenie w wyciągania tego, ale już nigdy nie dotknę noża do takich celów. Raz mogło być tylko czystym szczęście, ale już nie zaryzykuję.

Nim się zorientowałam, byłam już przy w połowię drogi na Pragę. Postanowiłam skrócić sobie drogę, idąc przez ulicę Kredytową. Nie zwracałam nawet uwagi na ludzi, myśląc o dniu mojej pierwszej akcji i połączyć to co usłyszałam na odprawie od reszty, by utrzymać w głowię jak to wszystko wyglądało. 

- Stać. - krzyknął ktoś po niemiecku, co obudziło mnie z mojego roztargnienia. 

- Tak? - nietrzeźwo spojrzałam na granatowego, orientując się ile tu niemieckich służb. 

- Gdzie Pani idzie? - znieczulonym głosem, górował tak na de mną z niezadowoloną miną. 

- Do domu. - bez wahania odpowiedziałam, czekając na kolejne pytania. 

- Skąd? - uważnie mi się przyjrzał, jakby szukał oznak kłamstwa. 

- Z Mokotowa. - ogólnie wytłumaczyłam, mając już dość tego natręta. 

- Co tam robiłaś? - założył ręce za siebie, myśląc, że mi wystraszy samym wzrokiem.

- Spacerowałam. - wzruszyłam ramionami, przekręcając lekko głowę jakby to była zwykła pogawędka. 

- Papiery. - stanowczo polecił mi, a ja wyjęłam moją książeczkę z moim nowym danymi. - Hanna Bielik... Kraków? - podejrzliwie spojrzał na mnie, kpiąco się uśmiechając. 

Świt Dla NasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz