4. Błąd

329 12 3
                                    

Warszawa,Czerwiec1943 rok

Wstałam z wielkim bólem głowy, nie czując się na siłach funkcjonować. Muszę wstąpić do apteki na ból, bo moja głowa zaraz wybuchnie.

Wyostrzyłam wzrok, podnosząc głowę z miękkiej poduszki. Od razu tego pożałowałam, chwytając się za skroń głowy. Moja głowa... I nagle otworzyłam szerzej oczy, nie pamiętając skąd się tu wżęłam. Nawet nie pamiętam kiedy skończyła się nasza nasiadówka. I czy... spojrzałam w dół. Na szczęście jestem w wczorajszej sukience. Odetchnęłam z wielką ulgą. Nic nie doszło między mną, a Wiktorem. Już poznał zapewne, że nie mam zbyt mocnej głowy jeśli chodzi o ilość wypicia alkoholu.

-Oo, wstałaś. Właśnie miałem Cię budzić. Ogarniaj się, za godzinę praca. - powiedział Wiktor, wchodząc do pokoju bez żadnej krępacji z metalowym kubkiem, po czym wyszedł jak nic, popijając zawartość naczynia.

Momentalnie upadłam ponownie na poduszkę, przykrywając całą mnie kocem. Praca... Przecież nie mogę pokazać się w niej na kacu. Nigdy nie przyszłam do niej pijana ani takim stanie, jaki mam aktualnie. Czuje od środka, że będzie to mój najtrudniejszy dzień w życiu.

Nie mam głowy do przygotowań, ale nie mogę nie odstraszać klientów moim wyglądem. Może jest niska pensja kelnerki, ale mam pieniądze na potrzebne rzeczy. Nie ratuje mnie fakt, że pracuje w niemieckiej kawiarni. Każdy by myślał, że na Szkopach można zarobić... Mój szef dużo na nich zarabia to fakt, lecz ja jako, że jestem tylko kelnerka i na dodatku Polką - dostaje tylko, żeby przeżyć od pierwszego do pierwszego. Żadnych dodatkowej premii za dobre obsłużenie czy posprzątanie. Jedyne dodatkowe dofinansowanie mnie, to napiwki. Dlatego staram się być perfekcjonistką, by dostać od klientów uznanie w postaci skromnych napiwków.

Po kilku marnych westchnieniach, wstałam z łóżka i dotykając gołymi stopami zimnej drewnianej podłogi. Nie przejęłam się tym za bardzo. Nie mając siły na jakiekolwiek myśli, wyszłam z pokoju nie mając już ochoty na nic więcej niż łóżko. Zaobserwowałam, że po wczorajszej popijawie nie było śladu. Najwidoczniej Wiktor musiał posprzątać jak wstał.

Mężczyzna siedział przy stole i czytał gazetę, popijając czarną palującą cieć z metalowego kubka. Spojrzał na mnie za gazety, po czym wrócił do czytania lektury jakbym była duchem.

-Za piętnaście minut musimy wyjść. Lepiej się pospiesz. -przekazał mężczyzna, nie zwracając już uwagi na mnie.

-Jestem gotowa i tak. - stwierdziłam, patrząc na dół, na moje wczorajsze ubrania. Niestety nie mam nic do ubrania, bo nie miałam głowy, by chodź się spakować. Jeden dzień z dwudniowych ubraniach raczej nie zaszkodzi.

-Nie chcę brzmieć jak uczelniak, ale takim stanie prędzej dostaniesz bilet jednostronny do kopalni niż będziesz perłą tego barteru. -stwierdził od niechcenia, przewracając kartkę.

-Ale nie mam żadnych ubrań na zmianę. - powiedziałam zmęczona, myśląco dzisiejszych torturach w pracy.

Wciągu tych minut nie pójdę do sklepu, by się ubrać. Nawet jeśli jakiś sklep byłby otwarty, to nie mam pieniędzy. Wypłatę dostanę dopiero za tydzień. Jeśli nie wylecę oczywiście z niej lub też nie przestanę do niej chodzić, ponieważ nie wiadomo czy ten oficer SS nie przestanie mną się interesować.

On tylko wstał i poszedł do pokoju z którego chwile temu wyszłam, omijając mnie bez słowa. Zdziwiona oraz też zaciekawiona poszłam za nim, jak pies za panem. Z nieufnością podeszłam do niego. Stał tak przed szafą, zastanawiając się nad czymś, sądząc po jego minie. Nawet na mnie nie spojrzał, tylko machnął dłonią tak jakby widział moją interesowność oraz też moją bojaźliwość w jego kierunku. Podeszłam bliżej, zaglądając mu przez ramię do drewnianego mebla. W nim zauważyłam powiedzione na wieszakach sukienki, pod nimi kilka par butów oraz dwie małe szufladki.

Świt Dla NasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz