29. Batalion Parasol

8 0 0
                                    

Warszawa, Sierpień, 1944 roku

1.

Odkąd zeszliśmy z dachów, od razu poczułam co to znaczy być pod odstrzałem. Mając przy sobie niemiecki karabin, leżałam w okopach i modliłam się o czyste strzały. Bronie jakie dostałam od Nikołaja, rozeszła się szybko niż myślałam. Mając tylko granaty, czekałam na odpowiedni moment, by je wykorzystać. Nie miałam zamiaru rzucać do nich bez logicznego powodu. 

2.

Piątego dnia powstania stało się coś, co zmieniło mnie od środka. Myślałam, że obozie w Płaszewie widziałam dużo, aby nic mnie już nie ruszyło. Myliłam się. W ciągu jednego dnia SSMani ze współpracą z Wehrmachtem zabiła z zimną krwią kilkadziesiąt tysięcy cywilów oraz żołnierzy Armii Krajowej. Początkowo naliczono około dwudziestu tysięcy, następne dni mówiły już o znacznie większej liczbie. 

Przygoda, który brał czynny udział w walkach - przeszedł do innego plutonu, zostawiając tymczasowe dowództwo Gryfowi. Ruszył do plutonu pułkownika Pługa z racji tego, że został ciężko ranny. Przez te dwa dni jego rządów, ani razu nie odezwał się do mnie ani słowem. Wszystkie rozkazy wydawał Cichemu, który przekazywał je dalej. Nawet nie myślałam o tym za bardzo, będąc skupiona na zadaniu jakie każdy z nas miał je wypełnić. 

3. 

Ósmego dnia, dopiero późnym wieczorem zaczełam zmianę warty razem z młodą łączniczką, którą poznałam na początku tygodnia. Mając długi kawałek okopu do pilnowania, nie potrzebowaliśmy większego towarzystwa. Chociaż tu mogliśmy sobie odpocząć od ludzi z plutonu. Kiedy Przygoda mówiąc, że będziemy wszystko razem robił, nie myślałam, że to "wszystko" jest dosłowne. 

Oddalona od towarzyski, obserwowałam czujnie każdy skrawek budynków jakie były dostępne. W nocy nic się praktycznie nie działo. Tylko w dzień była piekielna walka. Nie mówię tu o pogodzie. Co godzinę padały kolejne grupy z batalionu Parasola, co jeszcze bardziej umacniało hitlerowców co do naszego powstania. Spojrzałam na moje ramię owinięte bandażem brudnym od tej ziemi. Pierwsza raz poczułam co to jest być trawionym. Jednak nie było czasu tego rozpamiętywać, mając z tyłu głowy, że to nic z porównywalnie większym ciosem jaki dostał jeden z młodszych chłopaków jacy tu służyli. Czas przeszły. Dostał prosto w jelito i przy wszystkich wykrwawił się na śmierć. Nie było tu żadnych lekarzy czy pielęgniarek, które mogły mu pomóc. Zajęci byliśmy strzelaniem do wroga, zostawiając człowieka na umieranie w męczarniach. Nie jestem z tego dumna, ale tak miało być. Nie uda się uradować jednego, mając za sobą tysiące wrogów. W pierwszy dzień, naliczyłam setkę zabitych. W kolejne nie chciałam już liczyć. Czujemy się jak mięso armatnie, ale nie możemy się poddać. Dużo od nas wszystko zależy. Wola to tylko początek. 

- Idę na koniec. - poinformowała mnie młodsza dziewczyna, zabierając ze sobą latarkę. 

- To ja pójdę zobaczyć gruzy. - skazałam za mną, mając broń w pogotowiu. 

Skinęliśmy sobie nawzajem głową, oddalając się od miejsca, gdzie paliło się ognisko. Widząc w głębi ucztujących powstańców, wybrałam się na obchód. Już parę razy chłopaki znaleźli kilku szkopów schowanych. Nawet wymyślili sobie zabawę. Kto więcej znajdzie ukrytego hitlerowca - ten otrzyma nagrodę. Jednak nikt nie wspominał co to za nagroda. 

Włączając latarkę, przeładowałam broń. Weszłam do zawalonego budynku, którym nie docierało nawet światło z zewnątrz. Z szybko bijącym sercem, rozglądałam się na boki. Upiorna aura, spowodowała u mnie większe ciśnienie krwi. Nienawidzę wpadać do takich miejsc. Ale obchód trzeba zrobić. Będąc w ciszy, dopiekały do mnie dźwięki wydawane przez żołnierzy. Jednocześnie uspakajało mnie, że nie jestem sama. Z drugie strony, rozpraszało mnie, nie mogąc polegać na zmyśle słuchu. Nie mając za wiele do sprawdzenia  - próbowałam się skupić na każdym zawalonych miejscach. To tam zazwyczaj ukrywali się ludzie, nie chcący iść dalej. 

Świt Dla NasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz