Rozdział 20 ✨ Miejsce, w którym zatrzymał się czas

899 22 3
                                    


Chloe

Patrzę na zegar i już wiem, że jest źle. Przez ostatnie trzy godziny nie zmrużyłam oka, patrząc w jeden punkt znajdujący się na suficie. Spoglądam na skulonego obok chłopca, który powinien sprawiać, że czuję się bezpieczna, jednak uczucie niepokoju mnie nie opuszcza i zaciska niewidzialną pętlę wokół mojej szyi. Zegar tyka w jednym i tym samym rytmie, a mnie zaczyna denerwować ten miarowy dźwięk. Choć po powrocie do domu znalazłam schronienie obok Eliota, to myślami nadal znajdowałam się w ciemnym lesie. Gdy tylko zamykałam oczy widziałam mężczyznę umazanego własną krwią. Człowieka, który czytał mi bajki na dobranoc, uczył jeździć na rowerze i zabierał na piesze wycieczki. Na kogoś, kto kiedyś był mi bliski i stanowił dla mnie wzór do naśladowania, a teraz był mi zupełnie obcy. Byłam na niego wściekła, że mnie zostawił i porzucił po śmierci mamy. Wiele razy chciałam do niego przyjść, przytulić się i ponownie poczuć zapach mocnej wody kolońskiej wymieszanej z opalanym drewnem, ale zabrakło mi odwagi. Teraz byłam rozdarta pomiędzy nienawiścią, a ludzką empatią.

Wyciągnęłam przed siebie dłonie. Przez ciemność panującą w pomieszczeniu widziałam tylko ich słaby zarys. Przyglądałam się palcom, licząc je po kolei. Sekundy, później minuty, a w mojej głowie nadal panował chaos.

Około czwartej nad ranem, odgłosy otwieranych drzwi wyrwały mnie z nieruchomej pozycji. Nałożyłam na bose stopy ciepłe skarpetki, a ramiona okryłam wełnianym swetrem. Wyszłam z pokoju, zerkając jeszcze na Eliota, który obrócił się na drugi bok. Na palcach pokonałam schody, które o dziwo nie wydały z siebie żadnego dźwięku. Zatrzymałam się na ostatnim stopniu i spojrzałam na podłogę. Czerwona ciecz wyznaczała ścieżkę do pokoju ojca. Drzwi do pomieszczenia były otwarte, a ja ostrożnie wślizgnęłam się do środka. Uderzenia mojego serca były głośne, niczym uderzenia młota.

On żyje, a przynajmniej taką miałam nadzieję.

Moje przyzwyczajone do ciemności oczy od razu napotkały sylwetkę opartą o ramę łóżka. Głowa mężczyzny opadała na białą pościel. Miał przymknięte powieki, ale jego klatka piersiowa unosiła się miarowo. Wyglądał jakby spał. Podążyłam wzrokiem niżej i zatrzymałam się na jego zakrwawionych i poranionych dłoniach. Wstrzymałam na kilka sekund oddech, a następnie kucnęłam obok mężczyzny. Dotknęłam jego ramienia, od razu otrzymując reakcje. Jego powieki rozchyliły się, a szare, puste oczy napotkały moje. Jego spojrzenie było mętne, a twarz wykrzywiał grymas bólu. Wstałam z kolan i udałam się do łazienki. Ściągnęłam mały ręcznik z grzejnika i zmoczyłam go w letniej wodzie, następnie podeszłam do szafki znajdującej się nad umywalką i wyciągnęłam z niej fiolkę z lekami przeciwbólowymi. Po drodze zatrzymałam się jeszcze w kuchni, aby nalać wody do szklanki. Wróciłam do pokoju, w którym mężczyzna nadal siedział w tej samem pozycji. Mokrym ręcznikiem starłam zaschniętą krew z kącika jego ust i z brody, a następnie zmyłam ją również z jego rąk. Gdy skończyłam go obmywać, odłożyłam ręcznik na bok i chwyciłam opakowanie z lekami. Wysypałam na rękę dwie tabletki i podsunęłam ją pod jego twarz.

- Musisz to zażyć. - Podałam mu szklankę z wodą.

Mężczyzna uniósł lekko głowę i wykonał polecenie. Oddał mi pustą szklankę, a jego dłoń i głowa ponownie bezwładnie opadły.

- Możesz wstać? - Zapytałam, chcąc pomoc mu położyć się na łóżku.

Pokiwał głową i wsparł się na moim ramieniu. Przejęłam na siebie cały ciężar jego ciała i pomogłam mu wstać. Mężczyzna z moją pomocą ułożył się na wznak i zacisnął powieki. Było widać, że każdy ruch sprawiał mu ból. Nakryłam go kocem, który wisiał na oparciu krzesła i już miałam się oddalić, kiedy nagle złapał mnie za rękę. Odwróciłam głowę w jego stronę, a jego wargi rozchyliły się, jakby chciał coś powiedzieć.

BraveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz