EthanWstałem dzisiaj lewą nogą z dziwną frustracją. Dalej zastanawiałem się jakim cudem w jednej chwili byłem na obrzeżach miasta, a już po chwili stałem w domu Chloe. Nie myślałem jasno, jednak pojawiła się w moich myślach, kiedy poczułem potrzebę, żeby z kimś pobyć. Lubiłem swoją samotność, jednak w tamtej chwili niczego nie potrzebowałem tak bardzo, jak jej obecności, zapachu, dotyku i spojrzenia, które mnie uspokajało. Zaczynałem gubić się w swojej głowie, jak w wysokim labiryncie, do którego nie dociera nawet światło słoneczne.
Wciągnąłem na biodra sprane czarne jeansy, a na górę zarzuciłem bluzę w tym samym kolorze. Zgarnąłem kluczyki i portfel z biurka i wsadziłem je do tylnej kieszeni spodni. Zbiegłem schodami na dół omijając pokój, w którym nadal przebywała moja matka. Od wczorajszej rozmowy, wedle jej prośby postanowiłem usunąć się jej z pola widzenia, aby nie musiała patrzeć na potwora, którego stworzyła.
- Wychodzisz gdzieś?
Nathalie siedziała z łokciami opartymi o blat stołu. W jednej dłoni trzymała filiżankę z mocną czarna kawę, jaką miała w zwyczaju pić każdego ranka, a drugą przerzucała strony jakiegoś czasopisma.
- A od kiedy mam kontrolę rodzicielską i muszę ci się ze wszystkiego spowiadać? - Chwyciłem rogalika z koszyka i włożyłem go sobie do ust.
- Nie bądź arogancki - odstawiła filiżankę - Co się wczoraj stało? - zapytała. - Margaret zanosiła się płaczem, już myślałam, że jej nie uspokoję. - Zniżyła ton, jakby nie chciała, żeby siostra ją usłyszała.
- Miałaś na myśli, nie bądź dupkiem? Wybacz to rodzinne. - Przewróciłem oczami i nalałem sobie kawy do kubka. Skrzywiłem się upijając pierwszy łyk.
Zimne kurestwo.
- O tym właśnie mówię. To twój system obronny tak? Ignorujesz wszystko i wszystkich, a w środku cierpisz - spojrzała na mnie ze smutkiem. - Przecież widzę, że z czymś walczysz, aż się z ciebie wylewa. Przeszedłeś prze piekło, nawet sobie nie wyobra...
- Skończyłaś? - Zapytałem odstawiając pusty kubek do zlewu. - Jeśli tak to wychodzę, mam coś do załatwienia.
- Nie zbywaj mnie i nie uciekaj - powiedziała opanowanym glosem. - Od tego się nie da.
Miała racje. Od tego nie dało się uciec, ale nie potrafiłem tego z siebie wyrzucić. Gniotłem w sobie emocje, odkąd pierwszy raz moje ciało zostało potraktowane paskiem. Ukryłem je głęboko, ale to nie oznaczało, że czasem nie wychodziły z tego ciemnego miejsca.
Pieprzyć to. Kopnąłem drzwi od samochodu, jakby to ono było powodem całego nieszczęścia. Musiałem się uspokoić i odłożyć problemy rodzinne na później. Miałem coś do załatwienia, coś co wymagało ode mnie skupienia, zachowania zimnej krwi i pokerowej twarzy. Musiałem porozmawiać z Cameronem.
***
- Skąd ty... - chłopak wydawał się być zdziwiony moim widokiem. - Z resztą po co ja pytam. Wejdź. - Zaprosił mnie gestem ręki do środka. Chwilę się zawahałem, ale już po chwili stałem w pokoju.
Kiedy podjechałem pod nieoznakowany budynek, osłonięty drzewami i stojący pośrodku niczego pomyślałem, że Tori musiała sobie ze mnie zażartować. Jak się okazało, Cameron naprawdę zaszył się na odludziu. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Ściany zdobiła, a raczej zasłaniała czerwona tapeta, która gdzieniegdzie odchodziła od betonu. Podłoga wyłożona była panelami drugiej starości, a meble wyglądały, jak przypadkowe przedmioty znalezione przy drodze lub na śmietniku. Budynek może nie wyglądał, jakby miał się zaraz zawalić, ale ewidentnie wskazywał na to, że od ostatniego mieszkańca minęło sporo czasu.
CZYTASZ
Brave
RomanceSeria OCEAN EYES BRAVE #1 W TRAKCIE BROKEN #2 HEALED #3 „Złe rzeczy są jak fale. Zawsze będą nam się przytrafiać i nikt nic na to nie poradzi. To część życia, tak samo jak fale są częścią oceanu. Jeśli stoisz na brzegu, nigdy nie wiesz, kiedy nadp...