Rozdział 7 ✨ Zamieńmy gąsienicę w motyla

822 25 17
                                    

Chloe

Nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek ucieszę się na widok domu. Było to ostatnie miejsce, w którym chciałam przebywać. Przypominał mi o wszystkim co bolesne. Od dawna nie dawał mi już poczucia bezpieczeństwa. Coś co kiedyś nazywałam domem, teraz było tylko zwykłymi ścianami, kątami, drzwiami i oknami.

Kiedyś stworzę dom, do którego będę chciała wracać.

Przeszłam przez próg i od razu udałam się na górę do swojego pokoju. Rzuciłam mokrą torbę i wyjęłam z szafy suche ubrania, bo te które miałam na sobie można było wykręcać. W łazience w końcu pozbyłam się mokrych części garderoby, a następnie zniknęłam pod prysznicem na dobre piętnaście minut. Gorąca woda i unosząca się para otulały moje zziębnięte ciało. Kończyny zaczęły odzyskiwać czucie, a sztywne palce nieprzyjemnie piekły. Szorowałam całe ciało, próbując pozbyć się zapachu Ethana, który nadal na sobie czułam. Przestałam pocierać skórę dopiero w momencie, kiedy zrobiła się cała czerwona i wrażliwa. Zaczęłam zastanawiać się czy ten zapach naprawdę jest na moim ciele, czy tylko siedzi w mojej głowie.

Wyszłam spod prysznica i owinęłam ciało miękkim ręcznikiem. Moje jeszcze chwile temu rozgrzane do czerwoności ciało, zaczęło tracić temperaturę, ze względu na chłód panujący w domu. Naciągnęłam na siebie szare sprane dresy i spojrzałam w lustro. Wyglądałam na zmęczoną, ale sama nie wiem, czy tym dniem, czy życiem. Smutne, że taka myśl pojawiła się w mojej siedemnastoletniej głowie.

W tym wieku można było być zmęczonym, ale na pewno nie egzystencją.

Westchnęłam i odsączyłam włosy z nadmiaru wody. Związałam je na czubku głowy w luźny kok i wyszłam z łazienki. Zanim wróciłam do siebie, postanowiłam zajrzeć jeszcze do pokoju Eliota. Nie pukając pchnęłam uchylone drzwi do pokoju chłopca. Eli siedział przy swoim biurku, a przed nim leżały rozłożone kolorowanki i kartki. Uwielbiał kolorować i malować, dlatego na każde urodziny dostawał więcej przyborów jak kredki i flamastry. Wydawałam na nie pieniądze z oszczędności, których już niewiele zostało. Ojciec opłacał rachunki i zostawiał co tydzień w kopercie pieniądze na jedzenie i inne wydatki, ale były to sumy pozwalające zapewnić jedynie najniższy komfort życia. Po ukończeniu osiemnastego roku życia, będę musiała znaleźć pracę, ponieważ nie chce, żeby Eliotowi czegoś brakowało. Sama też potrzebowałam pieniędzy.

- Co tam rysujesz mały? - Zapytałam. Chłopiec podskoczył na krześle, a ja przypomniałam sobie, że nie zapukałam zanim weszłam.

Eliot podniósł kartkę z uśmiechem na twarzy. Rysunek przestawiał las, co wywnioskowałam po gęsto ustawionych drzewach z szerokimi koronami. Na pierwszym planie widniały 3 ludziki, a raczej kółko robiące za głowę i prosta linia rozgałęziająca się na cztery kończyny.

- Urocze ludziki. - Uśmiechnęłam się. Nie było w tym krztyny ironii. Naprawdę były urocze.

- To ty, to ja, a to mama - wskazywał palcem każdą z narysowanych postaci. - Taty nie ma.

Zaskoczył mnie ostatnimi słowami. Nie miałam nawet zamiaru pytać go o nieobecność ojca na rysunku. On już jakiś czas temu sam się wymazał.

Patrzyłam na Eliota i widziałam w jego spojrzeniu, że chciałby coś jeszcze powiedzieć, ale walczy sam ze sobą. Często urywał zdania i nie kończył swoich wypowiedzi. Przez te dwa lata nauczyłam się, żeby na niego nie naciskać i dawać mu czas.

BraveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz