Chloe
Ethan Wallace to dupek.
Jak to jest, że jednym tekstem potrafił zniszczyć wszystko? Jeszcze chwilę temu jego troska i wyraz oczu, rozbudziły moje serce, a teraz ponownie byłam zła. Na niego, na siebie i na całą sytuacje.
Torowałam sobie drogę między uczniami, myśląc tylko o tym, żeby jak najszybciej znaleźć się na zewnątrz. Gdy tylko poczułam na twarzy powiew świeżego powietrza, moje powieki opadły. Z każdym oddechem wypuszczałam z siebie zgromadzoną złość i frustrację.
Szybkim krokiem przeszłam przez plac i znalazłam się na parkingu. Gdy zobaczyłam stojący na poboczu samochód Isaury, odetchnęłam z ulgą.
Nie będę musiała tłuc się znowu autobusem, albo co gorsza wrócić z Ethanem.
Kobieta opuściła szybę i pomachała mi na przywitanie. Na jej twarzy jak zawsze malował się promienny uśmiech.
Była zdecydowanie za dobra na ten świat. On na nią nie zasługiwał.
Może Bóg, w którego nie wierzę, a przynajmniej już nie, ponieważ dał mi zbyt wiele powodów, żeby tak było, zesłał ją jako anioła, który ma za zadanie opiekować się zbłąkanymi duszami jak moja.
Isaura bez wątpienia była moim osobistym aniołem stróżem.
- Cześć skarbeńku - usłyszałam, gdy tylko otworzyłam drzwi od strony pasażera. - Jak było w szkole?
- Jak to w szkole - wzruszyłam ramionami, ale starałam się uśmiechnąć, żeby nie wyglądać, jak przygnieciona życiem. - Same nudy. - Skłamałam.
Ostatnio moje życie było przeciwieństwiem nudy.
Usiadłam na fotelu i wrzuciłam wypchaną książkami torbę pod nogi. Spojrzałam na swoją zabandażowaną rękę. Przypomniało mi się, jak muskał ją delikatnie kciukiem. Jak patrzył mi w oczy, jakby chciał zabrać ode mnie całe cierpienie. Potrząsnęłam gwałtownie głową, kiedy wizja Ethana znowu zaczęła mnie intensywnie nawiedzać.
Małe gesty, które miały dla mnie ogromne znaczenie.
Nie zdawał sobie sprawy z tego, że dzisiaj zrobił dla mnie więcej, niż ktokolwiek inny przez ostatnie lata.
Zrozumiał mnie.
Bardzo chciałam, aby ten dzień się już skończył. Jęknęłam na samą myśl, o czekającym mnie popołudniu spędzonym nad projektem z biologii. Przede mną kolejne godziny w towarzystwie bruneta, a ja nie wiedziałam jak powinnam się przy nim zachowywać. Czułam jedną wielką dezorientację. Chłopak najpierw się pojawiał, potem mieszał, a na końcu znikał. Raz przejawiał troskę, a raz obdarzał mnie lodowatym spojrzeniem i patrzył tak jakbym stanowiła zło konieczne. Jego nastrój zmieniał się jak angielska pogoda w, a w środku ciągle toczył jakąś walkę. Mieszał mi w głowie, która i tak miała już w środku jeden wielki mętlik myśli, zmartwień i obaw.
CZYTASZ
Brave
RomantizmSeria OCEAN EYES BRAVE #1 W TRAKCIE BROKEN #2 HEALED #3 „Złe rzeczy są jak fale. Zawsze będą nam się przytrafiać i nikt nic na to nie poradzi. To część życia, tak samo jak fale są częścią oceanu. Jeśli stoisz na brzegu, nigdy nie wiesz, kiedy nadp...