Juliette.
Od pięciu dni chodzę do tego pierdolonego klubu i nic. Wiem, że ten klub należy do Valentino, wiem, że zwykle przesiaduje tu gdy nie ma zleceń ale kurwa go nie ma, a zostały mi dwa dni.
Jeśli nie przyjdzie dziś albo jutro, jestem w czarnej dupie. Za cholerę nie mam pojęcia jak inaczej zwrócić na siebie uwagę. Nikt nie wie gdzie mieszka, więc nie mam większego pola manewru niż klub. Przynajmniej nikt z tych osób do których mam dojścia.
Wzięłam prysznic. Wysuszyłam i wyprostowałam włosy. Nałożyłam makijaż. Jak zwykle niebieskie oczy podkreśliłam kocią kreską i tuszem do rzęs. Usta pomalowałam błyszczykiem. Założyłam turkusową krótką sukienkę z gołymi plecami która idealnie podkreślała kolor moich oczu i złote szpilki. Nasunęłam na palec otwierany pierścionek z igiełką w środku. Nalałam do niego odpowiednią ilość środku nasennego i zamknęłam. Wystarczy lekkie ukłucie i będzie spał jak zabity przez kilka godzin, a cała dawka tego co jest w środku powaliła by nawet konia.
Zamówiłam taksówkę która na szczęście pojawiła się po niecałych dziesięciu minutach. Po piętnastu zatrzymała się pod klubem. Zapłaciłam odpowiednią sumę i wyszłam z samochodu. Ruszyłam do środka, kolejka na szczęście w środku tygodnia nie była zbyt duża więc obyło się bez czekania.
Podeszłam do baru, zamówiłam najsłabszego drinka jakiego mieli bo nie chciałam się upić, nie mogłam, a niestety miałam słabą głowę. Gdy już wypiłam udałam się na parkiet.
Po dwóch godzinach powoli pogodziłam się z porażką.
Ostatni utwór i znikam, może uda mi się jutro..
Dj puścił Snow Wife - american horror show. A ja autentyczne myślałam, że padnę z wrażenia bo nie mogłam wymarzyć sobie lepszego utworu na sam koniec mojego pobytu tutaj. Uwielbiałam tę piosenkę.
Zamknęłam oczy, odchyliłam głowę do tyłu, zaczęłam poruszać biodrami i błądzić dłońmi po ciele.
Czułam na sobie czyiś przeszywający wzrok. Otworzyłam oczy.
Valentino Bernasconi siedział przy barze, popijał whisky i patrzył prosto na mnie. Nawilżył usta językiem. Kontynuowałam swój taniec nie przerywając kontaktu wzrokowego.
Każdy wiedział jak wygląda Valentino. Nawet ja. Ale ja wiedziałam tylko to co o nim mówią. Nigdy wcześniej go nie widziałam i daje słowo, że do tej pory nie widziałam tak pociągającego i przystojnego mężczyzny. Brązowe oczy, zarost, ciemne włosy i z daleka widziałam tę jego charakterystyczną bliznę która przecinała brew.
Dopił whisky, odłożył szklankę, podniósł się i ruszył w moim kierunku. Cały czas patrzył w moje oczy. Zatrzymał się przede mną. Uniosłam głowę bo nawet w szpilkach byłam od niego niższa. Miał chyba z metr dziewięćdziesiąt parę i przy moim niecałym metr siedemdziesiąt bylam jak mrówka. I tak też się czułam bo nie dość, że był wysoki to jeszcze dobrze umięśniony.
Pochylił się nad moim uchem.
- jesteś sama?
Zapytał, a po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz na tembr jego głosu. Skinęłam lekko głową.
- wiesz kim jestem?
Kolejne pytanie. Znów przytaknęłam.
- Valentino Bernasconi.
Czułam przy skórze jak się uśmiecha.
- boisz się?
- nie.
Odpowiedziałam od razu. Pocałował zagłębienie mojej szyi. Zadrżałam lekko na ten gest.
- pójdziemy na górę?
Bardziej stwierdził niż zapytał. I w tym momencie przybiłam sobie mentalną piątkę, że ułatwił mi zadanie i sam przeszedł do rzeczy. Chwyciłam jego dłoń, a on od razu zrozumiał, ruszył w kierunku schodów które prowadziły do jego gabinetu.
Jak tylko weszliśmy do środka, odwrócił się do mnie przodem i wpił się w moje usta. Odwzajemniłam pocałunek niemal od razu. Położył dłonie na moich pośladkach, podniósł mnie. Owinęłam dłonie wokół jego szyi, a nogi wokół bioder. Ruszył w nieznanym mi kierunku aż w końcu usiadł na kanapie. Zacisnął dłonie na mojej skórze i zaraz przejechał nimi na uda, a ustami na szyję. Odchyliłam głowę do tyłu gdy poczułam mrowienie w podbrzuszu.
Jest tak przyjemnie, a trzeba to skończyć.
Pociągnęłam go za włosy i tym razem to ja zaczęłam całować jego usta. Zaczęłam poruszać biodrami tym samym się o niego ocierając by odwrócić całkowicie jego uwagę. Otwarłam pierścionek za jego głową, wbiłam igłę w jego szyję. Syknął cicho, oderwał się od moich ust i spojrzał na mnie już sennym wzrokiem. Uśmiechnęłam się pod nosem. Podniosłam się z jego kolan, wyciągnęłam z kieszeni spodni jego telefon bo wiedziałam jakie może mieć na nim perełki więc wiedziałam, że się po niego zgłosi. A przynajmniej będzie próbował go znaleźć.
Podeszłam do biurka, chwyciłam za długopis i napisałam na pierwszej lepszej kartce.
"Wystarczająco dobrze zwróciłam na siebie uwagę?"
Ruszyłam do wyjścia z gabinetu. Zabawnym było, że nikt go nie pilnował bo w końcu nikt nie podejrzewał, że ktoś może tak załatwić Valentino. Wyszłam z biura, a zaraz z klubu.
Zrobiłam swoje. Teraz jego ruch. Możemy grać w kotka i myszkę, czekałam na zemstę dziesięć lat więc mogę poczekać jeszcze trochę.
CZYTASZ
YOU ARE MY LIGHT
RomanceOn jest płatnym zabójcą. Ona skrzywdzona przez pięć potworów w postaci ludzi. Jak bardzo połączy ich ciemność? +18