Juliette.
Valentino zadzwonił do Brandona, a ten podał mu numer do Mii i Lucasa. Zadzwonił do nich, wytłumaczył całą sytuację Aidena, a oni zgodzili się od razu. Oczywiście będą widnieć jako rodzice adopcyjni ale z wpływami Valentino nie musieli przechodzić całej procedury.
Po małego Aidena przyjechali drugiego dnia i widziałam, że to dobrzy ludzie i tym bardziej nie żałowałam swojej decyzji. Wspólnie ustaliliśmy, że możemy się z nim widywać ale damy sobie trochę czasu by sytuacja z handlem się nieco uspokoiła bo jeśli się rozkręci i ktoś będzie chciał nam namieszać w życiu, że pozbyliśmy się "towaru" to zrobi to w przeciągu kilku miesięcy.
A dziś wychodzę.
Valentino od rana lata po klinice jak szalony i wypytuje pielęgniarki jak o mnie dbać czy jak zmieniać opatrunek i co ile bo uparł się, że to on będzie robił.
Wzięłam prysznic jeszcze w klinice, oczywiście Valentino musiał mi pomóc bo też się na to uparł. Pomógł mi się ubrać, bo oczywiście on tak chciał. Pomógł dojść do samochodu.
W drodze do domu nie wytrzymałam i się odezwałam.
- jeśli będziesz robił to cały czas w domu to się pokłócimy.
Spojrzał na mnie przez moment.
- jeśli będę robił co?
Zapytał, a ja wzięłam głęboki oddech.
- zostałam postrzelona ale już jest wszystko w porządku, a ty obchodzisz się ze mną jak z jajkiem.
Westchnęłam. Nie odezwał się całą drogę. Zatrzymał się pod domem i zablokował drzwi samochodu bym nie mogła wyjść. Skierował na mnie swój wzrok.
- o mały włos cię nie straciłem, widziałem jak gaśniesz Juliette. Możesz na mnie krzyczeć, obrażać się i robić to co wy kobiety robicie by działać nam na nerwy ale i tak się będę tobą opiekował.
Powiedział twardo.
- będę o ciebie dbał, się opiekował, martwił i troszczył bo to powinienem robić jako twój mąż i chcę to robić więc mi pozwól.
Skinęłam po chwili głową bo zapewne sama robiłabym to samo gdy to on zostałby postrzelony.
- więc jak nie poradzę sobie z podtarciem dupy to też mi pomożesz?
Zażartowałam.
- wiesz, nabrałeś wprawy przez te dni, a mój tyłek jest niewiele większy od tyłka Aidena.
Dodałam. Przejechał zrezygnowany dłonią po twarzy.
- moja pomoc ma swoje granice, Juliette. A naprawdę nie swojego gówna mam dość na dobrych kilka lat.
Zaśmiałam się.
- żartowałam.
Odetchnął z wyraźną ulgą.
- cieszę się, że wróciłaś, że znów świecisz i jesteś tutaj ze mną.
Wyszeptał po chwili. Pochyliłam się lekko w jego kierunku i poczułam lekkie ciągnięcie w okolicach brzucha na co syknęłam.
- mógłbyś się przybliżyć odrobinę?
Zapytałam, a on to zrobił jednak faktycznie tylko milimetr.
- jeszcze troszeczkę.
Powiedziałam, a on dalej się drażnił.
Zaraz mnie kurwica weźmie.
CZYTASZ
YOU ARE MY LIGHT
Roman d'amourOn jest płatnym zabójcą. Ona skrzywdzona przez pięć potworów w postaci ludzi. Jak bardzo połączy ich ciemność? +18