Rozdział VI

13 2 0
                                    

Daizo spojrzał z tryumfalnym uśmiechem na Milana, który westchnął.
- Trochę za wcześnie na randkę, nie sądzisz?
Daizo prychnął cicho.
- Jak możesz wątpić w moje plany! Czuję się zraniony! - Dramatycznie położył dłoń na sercu. Milan znowu westchnął. Zauważył, że Daizo nie zaprzeczył jego stwierdzeniu. Zastanawiał się, czy zrobił to celowo. Odchylił się nieco do tyłu i oparł się na rękach. Odwrócił wzrok od bruneta. Zamiast tego pozwolił, by jego spojrzenie powędrowało na bok.
- Jesteś pewien, że to właściwe? – zapytał. Daizo zamruczał bez zrozumienia.
- Nie rozumiem. Przecież to nic takiego.
Milan spojrzał na Daizo. Brunet naprawdę nie rozumiał, co miał na myśli. Niewinne brązowe oczy wpatrywały się w niego. Jego głowa była lekko przechylona na bok.
- Właśnie dlatego chcę, żebyś ze mną porozmawiał.
Daizo westchnął dramatycznie.
- Znowu to samo – Zwiesił głowę – To robi się przewidywalne – Podniósł głowę i pogroził mu palcem.
Milan nawet nie mrugnął na ukrytą groźbę. Doskonale wiedział, że brak zainteresowania Daizo oznaczał odrzucenie na bok owej osoby. Milan stąpał po cienkim lodzie i wiedział o tym.
Jednak nie czuł się zagrożony. Owszem, bał się że brunet przestraszy się jego prób rozmów z nim i po prostu go odrzuci pod pretekstem „znudziłeś mi się”. Milan zdawał sobie sprawę, jak funkcjonuje Daizo i martwiło go to.
Zaśmiał się. W jego głosie nie dało się dosłyszeć najmniejszej nuty rozbawienia. Spojrzał na bruneta spod przymrużonych powiek.
- Ranisz mnie – westchnął – Ale wiesz, to nie sprawi że ucieknę.
Daizo jęknął dramatycznie.
- Idę się przebrać – Wstał – Przecież tak nie pójdę! Na razie!
Milan otworzył usta, by go zatrzymać. Jednak zrezygnował. To nie był odpowiedni czas na rozmowę. To było marne pocieszenie, ale musiał się tym zadowolić.
Westchnął i poszedł nieśpiesznym głosem za brunetem, który już zniknął z korytarza. Było pusto; zbliżała się pora obiadowa.
Dotarł do pokoju bez żadnych komplikacji. Tym razem nikt nie zaczepiał go na korytarzu. Wszedł po cichu do pokoju, w którym zastał go niecodzienny widok; Daizo starannie oglądał swoje nieliczne ubrania z szafy. Milan aż zatrzymał się w drzwiach i wpatrywał się z niedowierzaniem w bruneta. Chłopak obrócił się w jego stronę, słysząc odgłos otwieranych drzwi. Uśmiechnął się radośnie na jego widok.
- Co myślisz? – Palcem wskazał kurtkę, koszulę i spodnie leżące na łóżku. Milan wyrwał się z odrętwienia i spojrzał we wskazanym kierunku. Po chwili przeniósł swój wzrok z powrotem na chłopaka.
- Bierzesz to poważnie, co?
Brunet tylko prychnął w odpowiedzi.
- Nigdy.
Milan przekrzywił z zaskoczeniem głowę.
- Inga nie obchodzi bardziej, niż pionek – wyjaśnił – Ale nawet jako marionetka interesuje mnie. Więc naturalne jest, że chcę, by była moja.
Milan ledwie powstrzymał parsknięcie śmiechem. Położył się na łóżku i spojrzał na Daizo.
- Co tak cię w niej intryguje?
- Jest inna – Brunet wzruszył ramionami – Trudno zaliczyć ją do którejś grupy osób, które spotkałem do tej pory.
Milan pokiwał z zamyśleniem głową. Nie odpowiedział.


    •

Powoli nastawał wieczór. Słońce nieśpiesznie znikało na horyzontem, by zrobić miejsce gwiazdom i księżycowi. Mgła podnosiła się i zakrywała swoją poświatą krajobraz przed sierocińcem.
Daizo zadrżał i otulił się ciaśniej kurtką. Jeśli Inga przyjdzie, powinna tu być lada chwila. Ta myśl sprawiła, że jego ciało oblało dziwne ciepło i nagle chłód panujący na dworze nie był tak przytłaczający jak przed chwilą. Z jakiegoś powodu myśl, że jego osoba może obchodzić jeszcze kogoś, była miła.
Miał na sobie czarne dżinsy i ciemnoniebieską kurtkę pod którą włożył brązową koszulkę o trójkątnym wcięciu. Włożył również rękawiczki bez palców i skórzane buty koloru smoły.
Odetchnął i z lekkim znudzeniem obserwował, jak para unosi się w powietrzu tylko po to, by niedługo zniknąć. Wydął wargi w zamyśleniu.
Inga musiała zrozumieć, co jej przekazał w ambulatorium. Obserwował ją odkąd trafiła z nim do klasy i wiedział, że zna japoński. Może nie zbyt dobrze, ale gdyby zaczęła mówić, nie miałaby większego problemu z komunikacją.
Poczuł czyjąś obecność za sobą i uśmiechnął się do siebie. Odwrócił się i zgodnie z oczekiwaniami, jego oczom ukazała się Inga zmierzająca w jego stronę. Jej chłodne spojrzenie zmierzyło go od góry do dołu. Uniósł z rozbawieniem brew.
- Napatrzyłaś się? - zaśmiał się. Inga nie odpowiedziała. Zamiast tego przekrzywiła lekko głowę, jakby w niemym pytaniu co tu robi. Daizo uśmiechnął się lekko.
- Idziemy na miasto - wyjaśnił. Zamrugała.
- Pokażę ci - Odwrócił się i zaczął szybkim krokiem wychodzić z terenu sierocińca. Słyszał ciche kroki za sobą w miarę jak posuwali się dalej. Towarzyszyło mu przy tym dziwne uczucie, którego nie potrafił wyjaśnić. Nigdy wcześniej nie szedł z nikim, prócz Milanem. Był jedyną osobą, na której mógł polegać. Nie znał nawet swojego nazwiska, nie mówiąc o jakimkolwiek członku rodziny. Był sam odkąd pamiętał.
Nagle poczuł na sobie pytający wzrok Ingi i spojrzał na nią.
- Jesteśmy prawie na miejscu - powiedział i skinęła ledwie dostrzegalnie głową. W myślach odetchnął głęboko. Zaczynał wprowadzać swój plan w życie i nie mógł teraz pozwolić sobie na żaden błąd. Nawet najmniejszy.
Tymczasem zdążyli już dojść do miasta. Jego światła rozświetlały ciemność wieczoru. Widok zapierał dech w piersiach; Fukuoka była pięknym miastem. Lampki zawieszone na drzewach sakury nadawały im widok, który nie każdy miał okazję zobaczyć.
Zerknął dyskretnie na Ingę. Dziewczyna wielkimi oczami obserwowała otoczenie dookoła. Niemal wbrew sobie uśmiechnął się na ten widok. Jej oczy błyszczały. Chwycił ją za rękaw i spojrzała na niego.
- Chodźmy coś zjeść – Pociągnął ją delikatnie za sobą. Czuł, jak podąża za nim a jej wzrok spoczywa na jego włosach.
Weszli do przytulnej knajpy na rogu. Pomieszczenie, mimo pozorów z zewnątrz, było sporej wielkości. Ściany zostały zrobione z eleganckich płyt kolorze drewna. Daizo czuł delikatną woń czekolady i czegoś jeszcze. Nad stolikami były rozwieszone lampki które tliły się w słabym świetle. W środku nie było zbyt jasno, jednak panował przyjemny, ciepły nastrój.
Podeszła do nich szczupła dziewczyna, kilka lat starsza od nich. Uśmiechnęła się i zaprowadziła ich do jednego ze stolików. Płyty, które trzymała w ręku podała im i po chwili odeszła, ciągle nie zmazując uśmiechu z twarzy.
Daizo zerknął na Ingę, która z lekkim zmieszaniem patrzyła na przedmiot przed nią. Nachylił się w jej stronę.
- Chcesz coś stąd? – zapytał. Uniosła na niego wzrok. Skinęła słabo głową i kąciki jego ust uniosły się do góry.
Przyszła kelnerka, prosząc o zamówienie.
- Dla mnie bento – Zerknął kątem oka na Ingę, która jak zwykle milczała.
- A dla pani? – Uśmiechnięta kelnerka zwróciła się w stronę dziewczyny, która bez słowa wskazała sobę. Kobieta skłoniła się i odeszła. Daizo wsparł głowę na splecionych na stole dłoniach.
- Czyli lubisz sobę – odezwał się. Inga skinęła lekko głową. Wahała się przez chwilę, po czym uniosła rękę, pokazując jeden palec. Po chwili dołączyła do niego drugi.
- Drugi raz jesz sobę?
Otrzymał potwierdzające skinienie głową. Zamruczał na znak, że zrozumiał.
Nadeszło jedzenie. Daizo nawet nie spojrzał na kelnerkę, która po chwili odeszła, życząc im smacznego.
Wziął pałeczki i dając znak Indze, zaczął powoli jeść. Kątem oka zauważył, jak dziewczyna niepewnie bierze pierwsze kęsy. Kilka kosmyków ognistorudych włosów opadło na jej twarz.
Chociaż nigdy by się do tego nie przyznał, kiedy uniosła na niego te swoje czerwono-pomarańczowe oczy, jego serce na chwilę zamarło tylko po to, by za chwilę zacząć bić w szaleńczym rytmie.

The Beginnig of Beatiful WorldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz