Rozdział IX

13 1 3
                                    

Znalazł Ingę po niemal godzinie poszukiwań. Chociaż część niego chciała odpuścić, nie przejmując się dziewczyną, wiedział, że w sierocińcu nie darują mu takiego występku. Dorośli panikowali, jeśli chodzi o dzieci a wychowawcy niestety nie byli inni. Może nie przejmowali się, co stanie się z wychowankiem, jednak to mogłoby zaważyć na ich dalszej pracy, którą prawdopodobnie by utracili. Z tej perspektywy, musieli uważać, by nikt nie zaginął. Inga była z Daizo, więc na niego przede wszystkim spadłaby odpowiedzialność. A nie miał szczególnej ochoty słuchać monologów a potem wykonywać prac karnych.
Tak więc był zmuszony szukać jej do skutku. Nie był z tego powodu szczęśliwy, jednak nie był w nastroju na stanie przed wychowawcami lub dyrektorem. Jednocześnie był to dobry pretekst, by trzymać się z dala od sierocińca. Zazwyczaj nie obchodziło go wynalezienie powodu by nie wracać, jednak teraz przynajmniej mógł wyjaśnić swoją nieobecność. Jeśli dobrze pójdzie, wychowawcy dadzą mu tym razem spokój.
Gdy w końcu ją znalazł, siedziała skulona na kolejnym murku, niemal niewidoczna na tle ciemnego nieba. Zdradzały ją jedynie rude włosy, powiewające delikatnie na lekkim wietrze.
Usiadł obok niej bez słowa, zauważając jednocześnie, że butelka Glenlivet była już otwarta. Skrzywił się w duchu na ten widok.
- Nieletni nie powinni tego, wiesz? - odezwał się po chwili ciszy. Nie odpowiedziała i westchnął.
Znowu zapanowała cisza. Inga przysnęła mu butelkę, nie patrząc na niego. Zerknął w jej stronę, pozwalając by kasztanowe kosmyki włosów opadły na jego oczy. Delikatnie odsunął butelkę, odmawiając w milczeniu. Odwrócił wzrok.
W końcu przeniósł wzrok z butów zwisających z murka. Przeniósł wzrok na twarz dziewczyny. Jej twarz była lekko pochylona, jakby w zamyśleniu, palce zaciśnięte w lekkim, ostrożnym uchwycie na butelce.
To, co go zaskoczyło, był ledwie dostrzegalny ruch jej warg, jakby coś  mówiła do siebie po cichu. Obserwował ją bacznie, zastanawiając się czy w końcu to był ten moment, gdy zdecydowała się coś wypowiedzieć.
Spojrzała na niego, najwyraźniej zdając sobie sprawę, że ją obserwuje. Nie próbował nawet zmuszać się do uśmiechu. Z jakiegoś powodu wiedział, że nie oczekuje tego od niego. On również nie miał siły na przybieranie fałszywej maski.
Nie pytał, czy wszystko w porządku. Zdawał sobie sprawę, że tak nie było i nie potrzebował potwierdzenia. Usłyszenie tego od samej Ingi nie pomogłoby nikomu. Zresztą podejrzewał, że nie przyzna tego, a już na pewno nie na głos.
Podniosła butelkę i upiła kolejny łyk, krzywiąc się boleśnie. Jej wzrok wbił się a jakiś oddalony obiekt.
- To nie jest zdrowe - odezwał się po chwili Daizo. Pomyślał z lekkim  rozbawieniem, że Milan prawdopodobnie już dawno wyrwałby z rąk dziewczyny butelkę i wyrzucił ją jak najdalej. Wzruszyła obojętnie ramionami i westchnął ciężko.
- Wracamy - oświadczył głosem nie znoszącym sprzeciwu. Posłała mu nienawistne spojrzenie.
- Chodź - Pociągnął ją za rękaw. Nie poruszyła się nawet o cal.
- Będą źli - Chociaż samego Daizo nie bardzo obchodził ten fakt, z Ingą mogło być inaczej. I faktycznie, dziewczyna lekko zesztywniała i w następnej chwili znalazła się obok niego. Uniósł brew, nie komentując.
Powolnym krokiem zaczęli oddalać się od murka, a później i miasta. Gdyby nie światła pojedynczych latarni, ciemność całkowicie ogarnęłaby przestrzeń.
Między nimi panowała cisza. Inga ciągle decydowała się na milczenie a z kolei Daizo nie potrzebował teraz rozmowy. Wolał zatopić się w czarnych myślach kłębiących mu się w głowie.
Doszli w końcu do sierocińca. Daizo nie był pewien, czy jest z tego powodu szczęśliwy. Milan prawdopodobnie ponownie zacząłby z nim rozmowę, której się bał. Co miał powiedzieć? Że w ludziach widzi tylko pionki, rzadko kiedy coś więcej? Że wie, że to nie jest normalne i cierpi z powodu swojej odmienności? Że środowisko, w którym się wychowywał wpłynęło na niego bardziej, niż chciał to przyznać?
Wszystkie te odpowiedzi były prawdziwe, i tego się bał. Nienawidził myśli, że ktoś mógłby zobaczyć jaki jest w środku. Jakaś część niego chciała odsunąć od siebie wszystkich, którzy mogliby go poznać zbyt blisko. Jednak inna jego cząstka pragnęła w końcu opuścić maski i mieć kogoś, komu może zaufać. Milan może owszem, był w pewien sposób przyjacielem, ale Daizo starał się polegać na nim jak najmniej.
Wszyscy odchodzili i wiedział o tym. Dlatego nie chciał, by ktoś dowiedział się, co czuje. Jaki sens było powierzenie komuś siebie, skoro ta osoba odejdzie?
Nie potrzebował nikogo.
Podniósł wzrok, próbując wyrwać się z odrętwienia. Zbliżali się do sierocińca i czuł, jak jego żołądek nieprzyjemnie skręca się w supeł. Inga również spuściła nieco wzrok.
Pod bramką siedziała znajoma postać i nie potrzebował podejść bliżej by wiedzieć, że to był Milan.
Blondyn wstał na ich widok. Jego twarz była ściągnięta w wyrazie zmartwienia i troski, jednak nie przejmując się tym, brunet szybko nałożył maskę.
- Milan! - Uśmiechnął się sztucznie - Czekałeś na nas? Jakie to urocze...
- Tak jakby - Ton, jaki przybrał blondyn nieco go zaskoczył. Prawdopodobnie pierwszy raz słyszał, jak Milan mówi coś tak poważnym głosem. Jednak nie dał po sobie poznać, że zaczął coś podejrzewać.
Miał nadzieję, że się myli. Jeśli nie, będą mieli kłopoty. I niestety to będzie coś poważniejszego, niż rozmowa z dorosłymi.
- Milan jest taki wierny! - Zachwycił się. Milan westchnął i zacisnął wargi.
- Dasz mi dojść do słowa? - zapytał zmęczonym głosem. Brunet skinął głową, ciągle się uśmiechając.
- Oczywiście!
- Daizo - Spojrzenie blondyna spoczęło na chwilę na Indze. Po chwili powróciło na bruneta - Ja, ty, Inga... zostaliśmy wyrzuceni.

The Beginnig of Beatiful WorldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz