Rozdział XXXI

2 0 0
                                    

Być może Grupa uratowała im życia, jednak nie oznaczało to, że Daizo był zachwycony rzeczywistością, w której  wstawał wczesnym rankiem, by pognać do kwatery, gdzie czekał na niego Diodor - człowiek stojący na czele organizacji.
Sama myśl o nim powodowała w brunecie niesmak, którego nie ukazywał mężczyźnie jedynie dzięki sile woli i umiejętności przybierania rozmaitych masek.
Diodor nie był złym przywódcą, musiał to przyznać. Był niezwykle inteligenty i wykształcony.
To nie to sprawiało, że Daizo go nienawidził.
Diodora cechowało okrucieństwo, którego nie dawał po sobie poznać. Podawał kłamstwa na srebrnej tacy, a Daizo nienawidził tego.
Czasami zastanawiał się, czy kiedyś będzie jak on.
Był to człowiek trudny do rozszyfrowania. Nie okazywał emocji; on również grał, używając w trakcie rozgrywki masek, odpowiednich w zależności od sytuacji.
Daizo był jedynie pewien, że Diodor jest ostatnią osobą, za jaką się podaje.
Nieważne, z kim rozmawiał mężczyzna, ponieważ każdy musiał przy nim baczyć na każde słowo.
Zapukał do gabinetu. Znajdował się na najwyższym piętrze, gdzie mieściła się kwatera Diodora.
Usłyszał głos szefa i, zakładając że było to coś w rodzaju zaproszenia, wszedł. Lewa ściana wychodząca na zachód składała się z rozległych okien z widokiem na miasto. Mimo sporej wielkości gabinetu, mieściło się w nim jedynie spore biurko, wirtualny kominek. Na dywanie znajdował się dywan koloru bordowego.
Diodor obrócił się na krześle, uśmiechając się lekko.
- Jak zwykle spóźniony - odezwał się. Daizo skłonił głowę w geście szacunku.
- Proszę o wybaczenie, szefie - odparł, jednak nie udawał skruchy. Diodor nie kupiłby tego.
Daizo wiedział już, co myśli o nim mężczyzna. Widział w nim kogoś takiego jak on.
Nienawidził tego.
Szef skinął głową, nie zwracając większej uwagi na ton chłopaka. Obrócił się ponownie na krześle.
- Więc, jak się masz, Daizo? Masz przyjaciół?
Daizo uśmiechnął się ponuro. Stał ciągle w miejscu. Wbił beznamiętny wzrok w ścianę, nawet nie nadając swojemu głosowi wyrazu, gdy przemówił:
- Posiadam kilku, jednak trudno ich nazwać przyjaciółmi. Jedynie pionki a one zawsze się przydadzą - Przekrzywił głowę na bok - Chyba nie uważasz tego za złą strategię, prawda szefie?
Nie widział twarzy Diodora, jednak praktycznie wyczuwał jego rozbawiony - jak zwykle - uśmieszek.
- Na pewnie nie, Daizo, jednak nie przywiązałeś się do nich?
Chłopak podszedł wolnym krokiem do biurka i stanął obok mężczyzny, nie spoglądając na niego. Jego wzrok spoczął na oknie, zza którego widział niemal całe miasto. Był nawet pewien, że widział oddziały Niebieskiej Kompanii.
Miał wrażenie, że cały świat leżał u jego stóp.
- Podejrzewasz mnie o coś, szefie? - zapytał - Dalszego uważasz, że miałbym się szczerze zainteresować tymi śmieciami? - Wzdrygnął się z odrazą, a po chwili wzruszył ramionami - Uważam, że każdy człowiek się kiedyś przyda. Dlatego należy być otwartym i zapoznawać się - Z tymi słowy uśmiechnął się, spoglądając z udawaną radością do Diodora, który uniósł lekko brwi. Mężczyzna odwzajemnił spojrzenie.
- Powinieneś również wiedzieć, że łatwo jest upaść. Rozczarowała by mnie wieść, że ukazałeś swoje serce innym.
Daizo odwrócił wzrok, kierując go ponownie na miasto. Uniósł ledwie dostrzegalnie usta w rozbawieniu.
- To ostatnia rzecz, o którą powinniśmy się martwić, szefie - powiedział ponuro. Diodor skinął głową.
- A więc w takim razie, jakie znajomości zawarłeś?
Daizo spodziewał się tego pytania, jednak nie zdążył jeszcze przygotować odpowiedzi. Pożałował też, że stanął obok Diodora. Zaczął się obawiać, że jego maska załamie się prosto na jego twarzy lub zdradzi go jakiś szczegół w postawie.
- Jacyś uczniowie.
- A konkretniej?
- Nie wiedziałem, że interesują cię kadeci, szefie.
Diodor pokiwał powoli głową.
- A więc młodzi ludzie w twoim wieku? Tych, których szkolimy?
Daizo skinął głową. Odwrócił się, chcąc przemierzyć pokój. Szedł wolnymi krokami, myśląc nad kolejnym zbliżającym się ciosem.
- Podobno trzymasz się z dwoma blondynami - Daizo skrzywił się w duchu, gdy pomyślał również o Arthurze - i rudą dziewczyną, tak?
- Obserwuje mnie pan.
- Nie musisz przejmować się formalnościami na osobności. Nikt nas przecież nie usłyszy.
Daizo skinął głową.
- Powiedzmy, że było to konieczne posunięcie z mojej strony - powiedział Diodor - W końcu jesteś jeszcze nowy i musimy na ciebie uważać.
Daizo wzruszył ramionami. Cała rozmowa powoli zaczynała go nużyć. Diodor musiał to spostrzec, ponieważ wygrzebał coś z szafki i zaraz potem rzekł:
- Wydrukuj te dokumenty i wypełnij. Oczekuję ich do jutra.
Daizo obrócił się, starając twarzą w twarz z mężczyzną. Nie zawracając sobie głowy odpowiedzią, wziął jedynie pendrive z ręki szefa i wyszedł.
Niecałą godzinę później był już w mieszkaniu, gdzie spędził niechętnie resztę dnia, wypełniając dokumenty.
Kiedy w końcu nastał wieczór, przeciągnął się, jęcząc ze zmęczeniem. Nienawidził papierkowej roboty.
- Zrób kawę - mruknął do ekspresu, który zaraz potem włączył się i zaczął pracować. Daizo westchnął, opierając się o kanapę. Siedział na podłodze, przy stoliku. Jego pokój był praktycznie identyczny do tego, który posiadała Inga i Milan; rozkład mebli był niemal ten sam.
W końcu wstał, słysząc jak ekspres przestaje pracować. Wyjął z niego jednorazowy kubek i usiadł z powrotem na swoim dawnym miejscu. Zostały mu jednie dwie kartki z całego pliku.
"Jeśli Kompania chce, żeby świat był idealny, jakim cudem mamy jeszcze papierki do wypełniania?" pomyślał, krzywiąc się lekko i upijając łyk. Postawił kubek na stole. Wziął dokumenty do ręki, przewracając na następną stronę.
Plik wypadł z jego ręki, zalegając na stole. Jego dłoń zawisła w powietrzu a jego oczy w niedowierzaniu wpatrywały się w zdjęcie wydrukowane na kartce.
Znajdowała się tam ruda dziewczyna o krótkich, nieco pofalowanych włosach. Miała puste, czerwono-pomarańczowo oczy i niewielki tatuaż na szyi ze znakiem Cienia Księżyca.

The Beginnig of Beatiful WorldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz