Rozdział XXXIX

1 0 0
                                    

Z jakiegoś powodu Inga miała złe przeczucia, gdy tego popołudnia zadzwonił do niej Arthur, przepraszając i wyjaśniając, że spóźni się na ich randkę z powodu misji.
Jednak nie martwiła się jedynie z powodu zadania, w którym najwyraźniej utworzyły się jakieś komplikacje. To uczucie było spowodowane czymś innym, czego nie była jednak w stanie określić. Dławienie go również niewiele dało, więc jedynie czekała, mając nadzieję, że Arthur będzie w porządku.
Być może czuła się tak, ponieważ jej chłopak nie wspomniał nawet słowem, że ma tego dnia jakąkolwiek misję do wykonania. Chociaż z drugiej strony, bywało tak, że były one sekretem, więc nie było w tym nic dziwnego. Nawet Arthur musiał mieć swoje tajemnice, związane z pracą lub nie.
Jednak uczucie, że za kilka godzin stanie się coś złego, nie chciało jej opuścić.
Zastanawiała się mimochodem, czy miało to może jakiś związek z mężczyzną z Grupy, który wezwał ją kilka dni temu do swojego gabinetu.

- Wzywałeś mnie, panie? - Inga zajrzała do pokoju. Jedna ze ścian była wykonana ze szkła, z widokiem na miasto. Przed szybą stało biurko, a pomiędzy nim a szybą - obracany fotel, na którym siedział mężczyzna o czarnych, prostych włosach.
Inga stała, czekając na jego słowa. Po paru sekundach, mężczyzna obrócił się w fotelu, mierząc ją spojrzeniem. Na jego ustach igrał lekki uśmieszek, który z jakiegoś powodu przyprawiał ją o dreszcze.
„Ten człowiek... pomyślała „coś z nim jest nie tak."
- Inga, tak? - odezwał się mężczyzna. Skinęła głową.
- Tak jest.
- Czy wiesz, czemu tu jesteś?
Nie podobało jej się to. Zmusiła się, by tego nie ukazywać.
Jednak odniosła wrażenie, że jej gra została przejrzana.
- Nie, panie. Nie poinformowano mnie.
- Nie dziwię się. Ci strażnicy to niemal szeregowcy, nic nie wiedzą.
Nie była pewna, co na to odrzec.
- Wiele o tobie słyszałem - kontynuował mężczyzna, bawiąc się szklanką na biurku - Przede wszystkim, że masz duży potencjał w walce wręcz, jak i dobrze władasz płomieniami.
- Obserwowałeś mnie, panie? - zapytała, starając się zważać na każde słowo. Czuła się niemal jak na polu minowym.
- Powiedzmy. Widzisz, lubię obserwować talenty. Tak więc, mam propozycję...

Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk przychodzącego połączenia na telefonie, chwyciła go, zauważając mimochodem imię Arthura na ekranie. Odebrała.
- Wszystko dobrze? - zapytała, nie kryjąc niepokoju - Przyjechać? Gdzie jesteś? Wyślij mi...
- Inga, spokojnie. Już po wszystkim - Arthur zaśmiał się - Właśnie jestem na moście.
- Już idę.
Nie czekając na odpowiedź, rozłączyła się. To była jedna z nielicznych okazji, by spotkać się z przyjaciółmi lub chłopakiem. Nie zamierzała tracić czasu.
Wybiegła z domu, chwytając w dłoń cienką kurtkę. Nadchodziła wiosna, temperatury stawały się coraz cieplejsze.
Zbiegła z werandy swojego szeregowca i pognała chodnikiem na most, którym szedł Arthur. Zatrzymała się tuż przed nim, uśmiechając się radośnie. Jednak jej uśmiech zrzedł, gdy zmierzyła go wzrokiem.
Chłopak założył pasmo włosów za jej ucho.
- Jesteś głodna? - zapytał.
- Co się stało? - spytała, ignorując pytanie. Czarny płaszcz Arthura pokrywała krew - Jesteś ranny?
Jednak on potrząsnął przecząco głową.
- Mam jedynie kilka siniaków, może stłuczeń. Nic wielkiego - Inga otworzyła usta, chcąc zaprotestować, ale wtedy Arthur położył na nich dłoń, nie pozwalając jej dojść do głosu - Naprawdę, to nic - zapewnił - Chcę coś zjeść. Mówiłaś kiedyś, że lubisz sobę. Niedaleko jest restauracja, gdzie świetnie ją serwują.
Skinęła głową; niepokój pozostał w jej sercu, chociaż kiedy splotła swoje palce z dłonią Arthura, odczuła przyjemną ulgę.
Tak jak mówił blondyn, makaron faktycznie okazał się być prawdopodobnie jednym z najlepszych, jakie kiedykolwiek jadła. Arthur zachowywał się normalnie, chociaż zauważyła, jak rozglądał się co jakiś czas z niepokojem, jakby w obawie, że ktoś zaraz wyskoczy na niego z nożem.
Inga udała, że tego nie widzi, chociaż nienawidziła tego.
Już wracali. Od dłuższego czasu padał deszcz, i nic nie wskazywało na to, że ma się to zmienić. Przez jakiś czas czekali w restauracji, jednak kiedy zorientowali się, że ulewa jedynie przybiera na sile, opuścili budynek, biegnąc do jej mieszkania.
Mimo, że była cała mokra, Iga uznała to za zabawne. Arthur najwyraźniej również, kiedy ze śmiechem ścigali się, starając się jednocześnie być jak najwięcej pod jakimkolwiek dachem. Co się niezbyt udało.
Było miło, dopóki z ukrycia nie wyskoczyła postać, ubrana w czarne ubrania i ciemnym płomieniem w ręce.
Inga nie spodziewała się tego, podobnie jak Arthur. Kobieta - widziała to po jej sylwetce - skoczyła w stronę chłopaka, zaciskając płonącą dłoń na jego kurtce. Druga chwyciła jego szyję w żelaznym uścisku.
Cios w szczękę nic nie dał. Inga żałowała, że nie ma przy sobie rękawic lub noża. Postać zachwiała się, chociaż jej uchwyt na szyi Arthura nie zelżał.
Inga chwyciła ją za materiał bluzki, odciągając ją od blondyna.
Usłyszała dźwięk ostrza wbijającego się w ciało. Kobieta krzyknęła z bólu. Rzuciła ją na chodnik, nie zauważając w ciemności krwi, która zebrała się na jej koszuli.
Kobieta próbowała wstać, przyciskając jedną z dłoni do brzucha. Inga jednak przyparła ją do ziemi, chwytając ją za szyję. Przycisnęła z całej siły.
Kobieta zamarła. Jej ręka chwyciła nadgarstek Ingi, próbując poluzować uścisk w desperackiej próbie oderwania ręki i zaczerpnięcia oddechu.
Mijały sekundy. Dziewczyna nie puszczała, a jej przeciwniczka powoli wiotczała, nie przestając walczyć.
W końcu zamarła; opadła bez życia na ziemię. Inga powoli odsunęła się od niej. Arthur, rozglądając się, podszedł bliżej.
- Wszystko w porządku? - zapytał z troską.
- Co to było? - zapytała Inga - Ktoś cię ściga? O co cho...
Arthur jednak nie dał jej dokończyć. Pociągnął ją za rękę do ciemnej uliczki obok.
Inga nie protestowała. Jedynie w milczeniu szła za chłopakiem.
W końcu przystanął i odwrócił się do niej. Stali na moście, tym niedaleko jej domu. Padał deszcz, stukający w rzekę pod nimi.
Stali teraz naprzeciwko siebie. Chłopak patrzył na nią ciepłym spojrzeniem, pełnym determinacji i smutku.
Coś było nie tak. To uczucie powróciło teraz ze zdwojoną siłą.
- Opuściłem Grupę - odezwał się w końcu Arthur.
Inga miała wrażenie, że czas się zatrzymał. Wszystko zwolniło. Nie słyszała nic, nawet bicia własnego serca. Nie widziała mijających ich ludzi.
Była tylko ona i Arthur.
Co?
Niemożliwe.
Nie...
- Co? - wykrztusiła w końcu. Nagle wszystkie elementy układanki wskoczyły na swoje miejsce.
- Kilka miesięcy temu - Arthur zmusił się do uśmiechu - Kiedy powiedziałem ci, że cię lubię... Zapytałem, czy poszłabyś ze mną do Czerwonej Mafii - Uśmiechnął się krzywo - Nigdy mi nie odpowiedziałaś. Czy więc... zostawisz ze mną Grupę?
Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczyma. Z jego włosów kapała woda, z ubrań również. Wyglądał, jakby było mu zimno.
Jednak oczy Arthura były jak zawsze pełne ciepła i zrozumienia.
To sprawiło, że poczuła się jeszcze bardziej zagubiona.
- Ty... - odezwała się w końcu - żartujesz, prawda?
Potrząsnął głową.
Inga otworzyła usta, jednak nim zdążyła wydobyć głos, usłyszała echo słów mężczyzny:

- Jestem szefem Ciemnej Grupy, ale lepiej dla ciebie, jeśli nikt nie dowie się o tej rozmowie. Nie gwarantuję, że będę w stanie zapewnić ci bezpieczeństwo.

Inga wiedziała lepiej; to było ostrzeżenie, ale Diodor nie dbał o nią. Dostrzegła przekaz: jeśli ktokolwiek dowie się o ich spotkaniu, on zabije ją i tego, kto się dowie.
Gdyby zdradziła, stałaby się jego celem. Ona i jej przyjaciele.
Nie mieliby z nim szans. Diodor był zbyt potężny.
Podniosła wzrok na Arthura, czując, jak coś chwyta ją za gardło.
- Nie mogę - powiedziała cicho. Niemal słyszała, jak jej serce rozpada się na milion kawałków, ale nie cofnęła słów.
Arthur patrzył na nią bez mrugnięcia okiem. Inga wzięła drżący oddech.
- Zostanę w Grupie. Jesteśmy tu od miesięcy. Mam tutaj mieszkanie, zespół, pracuję na pozycję... Nie mogę tego zostawić.
Między nimi nastała cisza. Arthur zmusił się do krótkiego uśmiechu. Pojedyncza kropla deszczu spłynęła po jego bladej twarzy niczym łza.
- W porządku - powiedział lekko zduszonym głosem - Rozumiem to.
Inga chciała krzyczeć, ponieważ Arthur zawsze rozumiał. Zawsze myślał o kimś innym, nigdy o sobie.
- Należymy do wrogich sobie organizacji - mówiła drżącym głosem - Nie możemy się spotykać ani widywać. To koniec.
Arthur skinął głową. Podszedł do niej i nim zdążyła zaprotestować, zdjął swoją brązową, skórzaną kurtkę i zarzucił ją na ramiona dziewczyny.
- Wiem - powiedział cicho. Spojrzał w niebo, potem znów na nią, starając się nieco rozpogodzić twarz - Rozpadało się. Idź do domu, jesteś przemoczona.
Inga skinęła głową, chwytając palcami materiał kurtki. Spuściła głowę, czując jak w oczach zbierają jej się łzy.
- Nie mogę cię odprowadzić - powiedział cicho Arthur - Więc... rozgrzej się w domu. Uważaj na siebie.
Odwrócił się, odchodząc. Inga patrzyła za jego rozmazaną postacią, którą z każdą chwilą przysłaniały jej łzy, spływające po jej obliczu. Otarła je wierzchem wilgotnej dłoni.
Gdy w końcu zniknął z jej pola widzenia, poszła do domu, zaciskając zimne palce na kurtce. Przekroczyła próg i zamknęła drzwi. Oparła się o nie bez siły.
Osunęła się na ziemię, zanosząc się płaczem i przytulając przemoczoną kurtkę jej byłego chłopaka.

Finałowy rozdział ukaże się prawdopodobnie w przyszłym tygodniu!

The Beginnig of Beatiful WorldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz