Rozdział XXVII

4 0 0
                                    

Daizo był zaskoczony, co ostatnio podejrzanie stało się częstsze niż poprzednio. Odkąd Inga pojawiła się w jego życiu, wiele rzeczy z nią związanych nie było tak oczywiste, jak się spodziewał.
Skłamałby, gdyby powiedział, że spodziewał się jej słów. Bo były to ostatnie, jakie mógł przewidzieć.
Spodziewał się, że go uderzy. Że znowu będzie go obrażać lub kłócić się z nim. Mogła nawet wyrzucić go z domu albo zepchnąć z sofy.
Na pewno nie przewidział, że nazwie go kłamcą.
Daizo z pewnością nie zamierzał zaprzeczać temu stwierdzeniu. Doskonale zdawał sobie sprawę, że daleko było mu do bycia prawdomównym człowiekiem.
Nie spodziewał się, że zostanie mu to wytknięte. Do tej pory często wierzono mu na słowo. Nawet wychowawcy w sierocińcu najczęściej dali się nabrać. Przy odpowiednich trikach, jednak większość ludzi najzwyczajniej w świecie jadła mu z ręki.
Siedział z Milanem jeszcze przez chwilę, po czym wyszedł na dwór, tak samo mówiąc, że musi się przewietrzyć. Towarzystwo przyjaciela nagle wydało mu się niewygodne, wręcz duszące.
Szedł wolnym krokiem, ignorując otoczenie. Był teraz sam ze swoimi myślami, potrzebował tego.
Znajdował się na tym samym placu, gdy był z Ingą w barze, tuż przed wyrzuceniem ich na ulicę.
Pomyślał o czasach, gdy był członkiem Cienia Księżyca. Ten czas odbił się na nim; już nigdy nie wróciłby do radosnego dziecka, jakim był niegdyś. Wtedy kłamstwo było dla niego czymś, do czego nigdy by się nie posunął.
Teraz żył nim na co dzień.
Do tej pory często zastanawiał się, jakim człowiekiem by był, gdyby nie Cień Księżyca. Znał odpowiedź na to pytanie, jednak nie potrafił powstrzymać myśli "co by było gdyby...".
- Daizo? - usłyszał głos i obrócił się niechętnie. Pożałował tego jeszcze bardziej, gdy zobaczył dziewczynę z sierocińca. Nawet nie pamiętał jej imienia.
Była z pokoju Ingi. Podkochiwała się w nim. Te informacje wystarczyły, by poczuł narastającą niechęć i irytację.
Na twarz dziewczyny wstąpił radosny uśmiech.
- Daizo! - Podbiegła do niego i rzuciła się na jego szyję. Całą siłą woli powstrzymał się, by jej nie odepchnąć.
- Tęskniłam - wyszeptała. Nie odpowiedział i odsunęła się od niego, marszcząc lekko brwi. Jej ręce ciągle były zarzucone na jego szyję.
- Czemu tak nagle zniknąłeś? Martwiłam się - powiedziała cicho. Ledwie powstrzymał się przed odsunięciem się.
- Przykro mi - skłamał - Miałem dużo rzeczy na głowie i...
- Ale ja cię kocham! - oburzyła się - Nie widzisz tego? Mogłeś chociaż napisać.
Milczał. Dziewczyna spojrzała na niego z bólem i szokiem, jednak nie potrafił zdobyć się na jakiekolwiek poczucie winy. Czuł jedynie otępienie i niechęć do niej.
- Ty czujesz to samo, prawda? Powiedziałeś to - szepnęła. Daizo uniósł brwi.
- Nie przypominam sobie żadnego wyznania - powiedział obojętnie. Tak było; nie deklarował jej się w żaden sposób, oprócz spędzenia z nią jeden raz czasu.
To jego zdaniem było naprawdę niewiele.
Mina - w końcu przypomniał sobie jej imię - spojrzała na niego z niedowierzaniem. Odsunęła się gwałtownie. Stała teraz zaledwie dwa kroki od niego.
- Kłamiesz - szepnęła - Kłamiesz! Obiecałeś...
Daizo schylił się nieco, by zrównać się z nią. Jego oczy były zimne, twarz nie wyrażała jakichkolwiek emocji. Prawdopodobnie wyglądał przerażająco, jednak nie dbał o to. Udawanie zakochanego nie miało już sensu. Tę rozgrywkę już zakończył. Miał w ten sposób zbliżyć się do Ingi, jednak teraz była w zasięgu jego ręki.
Mógł odrzucić dziewczynę. Osiągnął już swój cel. Nie była mu do niczego potrzebna.
- Lepiej nie rób sobie więcej tak szybko nadziei, księżniczko. Życie to nie bajka. Chyba powinnaś zdać już sobie z tego sprawę.
Mina wyglądała, jakby miała się zaraz załamać, jednak ciągnął:
- Więc najlepiej zostaw mnie, dobrze? Przyprawiasz mnie o ból głowy.
Odwrócił się, zaciskając pięści w kieszeniach. Zatrzymał się jednak, gdy poczuł uścisk na płaszczu.
- Czyli nigdy mnie nie kochałeś, tak? - zapytała Mina. Słyszał, jak pociąga nosem.
- Naiwna jesteś, łudząc się, że masz jakiekolwiek szanse - prychnął Daizo - To też lepiej zmień.
- Kochasz ją, prawda? - Podniosła głos - Kochasz Ingę. Powinnam była się domyślić.
Daizo obrócił się.
- Tak. Kocham ją.
Mina puściła jego płaszcz, spoglądając na niego z szokiem. Daizo ruszył, zostawiając ją samą.
Było mu niedobrze. Nie miał pojęcia, czy to przez Minę czy może powód był inny.
Powiedział, że kocha Ingę. Kłamstwo samo przecisnęło się przez jego usta, nim zdążył choćby o nim pomyśleć.
Nie miał pojęcia, co czuł. Jedyne, co w tej chwili zaprzątało jego myśli, to rudowłosa dziewczyna o falowanych rudych włosach.
Zależało mu na niej. Tego był pewien.
Poczuł się jeszcze bardziej zagubiony, niż poprzednio.
Nigdy nie myślał o niej jako o dziewczynie czy ukochanej. Jednak myśl, że mogła mieć kogoś innego, była bolesna.
Był w tak wielkim bałaganie, że chciał się załamać. Krzyczeć na całe gardło, ignorując przechodniów patrzących na niego jak na szaleńca.
Biegł. Rzadko to robił, jednak musiał uciec.
Chciał krzyczeć na świat, który spowodował, że jest teraz takim człowiekiem.
Nie mógł odkręcić szkód, jakie poniósł. Zbyt wiele przeżył.
Był niemal pewien, że widział Arthura, jednak postanowił go zignorować.
Nienawidził go, tak samo jak wszystkich, których spotkał.

The Beginnig of Beatiful WorldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz