Rozdział XXXV

5 0 0
                                    

Daizo nie czuł się dobrze.
Nie była to niespodzianka. Miewał okresy, gdy miał dosyć absolutnie wszystkiego. Czasami było lepiej, czasami gorzej. Jeżeli miał wystarczająco siły, ukrywał się za maską uśmiechu i radości. Większość ludzi jadła mu te kłamstwa prosto z dłoni.
Jedynie kiedy był sam, nieco opuszczał gardę.
W te gorsze dni był w stanie jedynie leżeć w łóżku i wpatrywać się w nieruchomym wzrokiem w sufit. Jego myśli nigdzie nie wędrowały.
Nie czuł nic, poza pustką i zmęczeniem.
Kiedy obudził się tego ranka, wiedział, że jego umysł skłania się bardziej ku tej drugiej opcji. Te złe dni podejrzanie zwiększyły swoją ilość, odkąd dołączył do Grupy, chociaż w ciągu tego czasie wiele się zmieniło, więc mógł przypisać to czemu innemu.
Miał dzisiaj jedynie pracę zdalną, więc nie musiał na siłę schodzić z łóżka i próbować doprowadzić się do ładu. To nie tak, że obchodziła go praca, jednak nie miał zamiaru później nikomu się tłumaczyć.
A już na pewno nie Diodorowi.
Było już niemal południe, gdy w końcu głód, jaki mu doskwierał, stał się zbyt silny, by go dalej ignorować. Mdłości z powodu braku jedzenia miał już za sobą. Teraz jednak czuł, jak jego brzuch zaczyna zasysać się do środka.
Nie lubił tego uczucia, przynajmniej w tej chwili. Przyzwyczaił się już do niego.
Zsunął się z cichym jękiem z łóżka, czując lekkie zawroty głowy. Nie zawracając sobie głowy ubraniem się, poszedł do kuchni, wstawiając do mikrofali jedzenie ze sklepu.
W końcu, co wydało mu się wiecznością, zasiadł na kanapie, niespiesznie jedząc. Jego żołądek skręcał się i musiał odwracać wzrok od posiłku, chociaż najchętniej po prostu by go zostawił dla łóżka.
Wyrzucił plastikowe opakowanie po skromnym posiłku i wrócił do sypialni. Rzucił się na łóżko, niemal zwracając przy tym jedzenie. Zamknął oczy, czując narastający ból głowy.
Był zmęczony.
Nienawidził tego miejsca.
Usłyszał brzęczenie telefonu. Zaraz potem kolejne. W końcu z irytacją podniósł urządzenie, chcąc je wyciszyć. Jednak jego wzrok niemal odruchowo pobiegł w stronę wiadomości:
Milanek
Jak się masz? Nie odpisałeś wczoraj. Zaczynam się martwić. Zawsze to ty pierwszy piszesz.

Nie odpowiedział na wiadomość. Już miał odłożyć telefon, kiedy na jego ekranie pojawiły się kolejne teksty:

Inga
Nie odpisujesz.
Mam wyważyć drzwi?
Spotykam się niedługo z Arthurem. Jeśli zrobisz coś głupiego lub wejdziesz do mojego domu, nigdy więcej się do ciebie nie odezwę.
Obiecuję ci to.

Patrzył przez chwilę na te wiadomości, niemal wbrew sobie czując się dziwnie podniesiony na duchu. Tym razem odpisał, powoli wystukując kolejne słowa na klawiaturze:

Dlaczego miałbym się włamywać do twojego domu?
Źle mnie oceniasz!!!!
I nie, nie rób nic z moimi drzwiami. Nie chcę mieć przeciągu.
Poza tym, dlaczego ty możesz wyważać mi wejście do domu, a ja nie mogę wejść nieproszony do twojego???
To trochę niesprawiedliwe, nie uważasz?

Nie otrzymał odpowiedzi od razu. Odłożył telefon, starając się okłamać samego siebie, że nie czeka na odpowiedź.
Minęło kilka minut, nim w końcu telefon ponownie wydał z siebie odgłos. Chwycił go, odczytując wiadomości.

Inga
Podobno życie jest niesprawiedliwe.
Tak przynajmniej słyszałam
Poza tym, już kiedyś wszedłeś nieproszony do mojego mieszkania.
Właściwie to nieraz.
I biorąc pod uwagę, że zepsułaś zamek we własnych drzwiach, raczej mogę mieć pewne podejrzenia.

Uśmiechnął się słabo, mimo woli. Miał wrażenie, że jego serce rośnie, a wcześniejsze przygnębienie nieco przygasa.
Nie odpisał; położył telefon obok siebie, żywiąc cichą nadzieję, że Inga jeszcze coś napisze. Cokolwiek.
Minęło kilka minut, może nawet wieki. Daizo nie był pewien, leżąc na łóżku obok telefonu.
Jednak odpowiedź nie nadeszła. Sprawdził wielokrotnie telefon, próbując wmówić samemu sobie, że nie czeka na nią.
W końcu zmusił się do oderwania myśli od rudowłosej dziewczyny. Wstał z łóżka, chcąc mieć już za sobą pracę zdalną. Wziął laptop i wrócił na miękki materac.
Minęły jakieś trzy godziny, nim skończył. Prawdopodobnie powinien był zrobić więcej, ale nawet gdyby chciał, nie zmusiłby się do zwykłego poczucia winy, że jak zwykle odłożył obowiązki na bok.
W tej chwili praca dla Grypy była najmniej ważną dla niego rzeczą.
Zastanawiał się czasami, dlaczego jeszcze nie odszedł z tego miejsca.
Może z powodu Ingi i Milana.
Znowu leżał na łóżku, wpatrując się w nudny sufit. W całym mieszkaniu królowała cisza, z której był zadowolony.
Pustka wróciła, chociaż nie tak silna jak wcześniej. Być może źle czytał swoje uczucia; ten rodzaj był bardziej przygnębiający, melancholijny.
Nie jadł nic, oprócz tego skromnego śniadania i czuł, jak jego organizm zaczyna się domagać pożywienia.
Daizo zignorował te żądania. Zniewalające zmęczenie przykuło go do łóżka.
Nie chciał niczego.
Dopóki nie usłyszał dźwięku dochodzącego od strony telefonu. Od razu chwycił go. Jego oczom ukazała się wiadomość od Ingi.
Otworzył ją, zauważając, że wysłała jedynie zdjęcie. Uśmiechała się szeroko, patrząc gdzieś poza kamerę. Gdzie prawdopodobnie stał Arthur.
Poczuł napływające łzy. Nie miał nawet siły, by powstrzymać pojedyncze krople, spływające po jego bladej twarzy. Patrzył na chwilę na fotografię, śledząc rysy jej twarzy, chłonąc pełen radości i uwielbienia uśmiech.
Zauważył, że jej włosy znacznie urosły odkąd była w sierocińcu. Była już w stanie zawiązać je w kucyk, a kosmyki włosów, opadające wcześniej między oczy, mogła założyć za ucho.
Wyłączył telefon, ledwie odrzucając od siebie chęć rzucenia go w ścianę.
Nic nie odpisał.
Przecież ona miała kogoś innego.

The Beginnig of Beatiful WorldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz