ROZDZIAŁ SIÓDMY - TIK TAK

1.3K 68 31
                                    

                              Emily

Po tym jak Claire i Nathan wrócili do domu, impreza praktycznie się skończyła. Co prawda spędziliśmy w parku jeszcze jakieś trzy godziny, ale właściwie to cały ten czas w całości wykorzystaliśmy już na luźne rozmowy o wszystkim tym, o czym zwykle rozmawia się podczas pierwszego spotkania: szkoła, zainteresowania, ulubiona muzyka, filmy i tak dalej, ale kiedy rozmowa zeszła na temat rodziny, poczułam się nagle trochę nieswojo, dlatego postanowiłam, że trzymanie się swojego wcześniejszego postanowienia, aby nikomu nie zdradzać żadnych szczegółów ze swojego życia prywatnego, będzie dla mnie najlepszą opcją. Nie chcę, żeby ktokolwiek wiedział, że nieopodal parku, w którym cała ta paczka imprezuje tak często jak tylko się da, niecałe dwa lata temu śmiertelnie potrącono moją mamę, a już na pewno nie mam ochoty opowiadać o tym, że kilka dni temu, mój ojciec wylądował w szpitalu psychiatrycznym, przez co ja zostałam zesłana do ciotki. Na szczęście nikt mnie zbytnio nie naciskał, więc nie musiałam się zastanawiać, jak wybrnąć z tych wszystkich niewygodnych pytań, a poza tym, to w pewnym momencie poczułam się trochę tak, jakbym na tym ognisku przebywała wyłącznie z Mattem. Reszta towarzystwa była tak bardzo zajęta sobą - a raczej swoimi partnerami, że kompletnie nie zwracała uwagi na to, co się wokół nich dzieje, a nas, no cóż... pozostawiono samym sobie. Tak szczerze mówiąc, to wcale nie było takie okropne, bo Matt jest całkiem fajnym gościem i nie mogę powiedzieć, abym żałowała, że miałam okazję poznać go trochę lepiej, ale...no właśnie, ale co?

- Em, jesteś już gotowa? - dopytuje ciocia Jane, pukając w drzwi od mojego pokoju.

Prostuję się przed wielkim lustrem zajmującym całą powierzchnię środkowych drzwi od mojej szafy i zamieram z grzebieniem zatopionym w mokrych włosach. Cholera. Przecież ja dopiero wyszłam spod prysznica.

- Nie, jeszcze nie - odpowiadam, zwracając głowę w kierunku drzwi. Dochodzi już trzynasta, a na wielkie zakupy na Oxford Street planowałyśmy się wybrać około południa. Szlag! Wróciłam do domu około trzeciej nad ranem i zupełnie zapomniałam nastawić budzik. Zresztą nie przyszłoby mi wtedy nawet do głowy, że będę spała aż do dwunastej.

- A dużo jeszcze czasu potrzebujesz? - Zza drzwi znów dobiega mnie głos cioci. - Bo Arthur poszedł właśnie wyprowadzić samochód z garażu.

Co? Arthur będzie nas wiózł na zakupy? A to niby dlaczego? I kim właściwie jest ten koleś, lokajem czy prywatnym szoferem?

Wzdycham głośno, a potem ruszam w kierunku drzwi, po czym otwieram je szybkim ruchem i posyłam zaskoczonej ciotce przepraszające spojrzenie.

- Ja... właściwie to dopiero niedawno wstałam - mamroczę, choć tak naprawdę wcale nie musiałabym tego robić, bo to wydaje się przecież dość oczywiste.

Ciotka omiata moją sylwetkę zrezygnowanym wzrokiem a potem wzdycha ciężko.

- W takim razie powiem Arthurowi, żeby wracał do domu, a ty... - zerka na zegarek umieszczony na lewym nadgarstku i przygryza wargę - postaraj się wyrobić najpóźniej w godzinę, bo dziś na szesnastą trzydzieści muszę się stawić na ważne spotkanie na Covent Garden, a dobrze by było, gdybyśmy miały przynajmniej dwie godziny na te zakupy - wyjaśnia a potem odwraca się na pięcie i zbiega po schodach, zanim w ogóle zdążę otworzyć usta.

***

Zakupy na Oxford Street w sobotę, okazały się być prawdziwym dramatem. Nigdy nie przepadałam za bieganiem po sklepach i przebieraniem w wieszakach pełnych ubrań, ale teraz tego po prostu nie znoszę. Miałam wrażenie, że w jakimkolwiek sklepie byśmy się nie pokazały, to już od wejścia byłyśmy niesione tłumem, a jakby tego było mało to, ilekroć udało mi się dotknąć jakiegoś ciucha, natychmiast zjawiał się przy mnie jakiś nad wyraz uprzejmy pracownik sklepu, pytając, w czym może pomóc a potem przez kilka kolejnych minut zapewniał mnie o tym, że kolor ubrania będzie się wspaniale komponował z kolorem moich oczu lub włosów. No cóż...nic dziwnego, że tak bardzo zależy im na tym, aby wciskać klientom te swoje fatałaszki, skoro w większości sklepów, do których zabierała mnie ciotka, zwykły t-shirt kosztował około pół tysiąca funtów, albo w ogóle nie posiadał metki z ceną i aż strach pomyśleć, jaką ciotka miałaby niespodziankę przy kasie; chociaż... dla niej to chyba nic nowego. Na szczęście udało nam się wyrobić w dwie godziny, w ciągu których ciotka zaopatrzyła mnie w pięć kompletów mundurków szkolnych - tak, abym na każdy dzień miała inny, kilka sukienek, spodni i bluzek a nawet udało mi się wyprosić parę nowiutkich, lśniących glanów, za które swoją drogą w Winchesterze mogłabym spokojnie przeżyć jakieś trzy miesiące oraz czarną, skórzaną ramoneskę. Na koniec ciocia Jane umówiła mnie jeszcze do swojej fryzjerki na środę rano a zaraz potem ma mnie również przejąć jej manikiurzystka, bo jak stwierdziła ciotka - stan moich paznokci i włosów wymaga prawdziwego profesjonalisty. No cóż... trudno nie przyznać jej racji.

HOPELESS LOVE -ZAKOŃCZONA❤️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz