ROZDZIAŁ DWUDZIESTY ÓSMY - O JEDEN DZIEŃ WCZEŚNIEJ

1.2K 63 44
                                    

                                                                                     Nathan

 – Nathan wszystko z tobą okej? Jesteś dzisiaj jakiś blady – rzuca Claire, przeżuwając kolejny kęs *jacket potato z cheddarem, który tak swoją drogą, mógłby posiedzieć w piekarniku jeszcze kilka dodatkowych minut, bo, pomimo że dzieli nas cała szerokość stołu, to od razu wyłapuję, że ser na jej ziemniaku trochę za mało się rozpuścił.

Kiwam tylko nieznacznie głową a potem nabijam frytkę na widelec i zatapiam ją w pojemniku z ketchupem, chociaż obawiam się, że i tak nie będę w stanie niczego przełknąć. Odkąd Emily powiedziała mi, że jest z Winchesteru, wszystkie moje koszmary wróciły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Najpierw ten cholerny wypadek przy Addington Park, gdzie potrąciliśmy kobietę, która jak się później okazało pochodziła właśnie z Winchesteru, zaraz po nim ucieczka Parkera do Barcelony pod pretekstem indywidualnego treningu przed pierwszym meczem dla London United F.C a następnie śmierć tej kobiety, przez co kolejne pół roku spędziłem w poprawczaku – co właściwie wcale nie było takie tragiczne, biorąc pod uwagę, że miałem tam siedzieć do osiemnastego roku życia, ale... ostatecznie pieniądze Williama Smitha jak zwykle załatwiły całą sprawę.

– Nic mu nie jest, tylko dopadł go syndrom pantoflarza – stwierdza Aaron, zaśmiewając się szyderczo pod nosem, a potem szturcha Matta w bok, przez co tamten oblewa się colą, którą właśnie trzymał w dłoni.

– Kurwa mać! – wykrzykuje Matt, po czym z hukiem odstawia plastikowy kubek na stół i zaczyna rozcierać brązową plamę na śnieżnobiałej koszuli. – Od jutra będziesz żarł sam, skoro nie potrafisz się zachować przy stole jak cywilizowany człowiek.

– Dobra już, dobra. – Aaron unosi przepraszająco dłonie. – Przecież możemy się wymienić koszulami, jeśli tak bardzo ci przeszkadza ta plama – ironizuje, machając lekceważąco dłonią.

– Czy ty zawsze musisz być takim okropnym dupkiem? – odzywa się Vicky, jednocześnie rzucając mi ukradkowe spojrzenie. – To, że Nathanowi zależy na jego dziewczynie wcale nie oznacza, że musi być pantoflarzem – oświadcza sucho, po czym obrzuca wymownym wzrokiem najpierw mnie a potem Emily, która, odkąd weszliśmy do stołówki nie odezwała się jeszcze ani jednym słowem. – No chyba, że mu nie zależy i to właśnie dlatego stracił apetyt...

Ja pierdolę! Przysięgam, że gdyby nie była dziewczyną, to wyciągnąłbym ją zza tego stolika za gardło a potem dokończył tą rozmowę sam na sam, na zewnątrz. Niestety, Vicky jest dziewczyną a na dodatek siostrą mojego najlepszego kumpla, dlatego mam do wyboru tylko dwa wyjścia z tej sytuacji. Albo wstanę i wyjdę od stołu, albo...

– Już wystarczy, że tobie zależy tylko na tych, od których akurat coś potrzebujesz, nie sądzisz? – rzucam, po czym obejmuję Emily ramieniem, na co dziewczyna trochę się spina, a Finch i cała reszta wydają z siebie nerwowe pomruki.

– To nieprawda. – Vicky opiera łokcie na stole, a potem układa podbródek na splecionych dłoniach i wpatruje się we mnie przeszywającym wzrokiem, przez co teraz ja czuję się cholernie nieswojo, bo nie dość, że nie mam pojęcia jak obecnie wygląda sytuacja pomiędzy nią a Finchem, to obok mnie siedzi Emily, która jak na złość wszystkiemu się przygląda. – Od ciebie nic nie potrzebowałam, kiedy...

– Em, zajebiście dzisiaj pozamiatałaś Taylora – wtrąca nagle Matt, dzięki czemu Vicky zamyka tą swoją niewyparzoną buzię. – No i przy okazji uratowałaś Nate' a za ten liścik...

– Jaki liścik? – dopytują jednocześnie Claire i Aaron, wlepiając w nas ciekawskie spojrzenia.

Świetnie. Matt jak zwykle musiał powiedzieć o jedno słowo za dużo.

HOPELESS LOVE -ZAKOŃCZONA❤️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz