Kolacja

896 34 7
                                    

Pov:Sara

Byłam już rozpakowana i zaczęło mi się już nudzić. Prace, którą miałam zrobić zrobiłam, więc już nic do roboty nie miałam. Podeszłam do półki, na której miałam książki i wzięłam tą, której jeszcze nie skończyłam. Przeczytałam może z dwa zdania i już miałam dość. Nie potrafiłam się skupić. Odłożyłam książkę, wzięłam telefon do ręki i spojrzałam na godzinę. 19:30.

Odłożyłam telefon i podeszłam do drzwi. Chwyciłam za klamkę, ale nie otworzyłam drzwi. A co jeśli oni mnie wzięli z litości? Oni mnie nawet nie lubią... Myślałam. W samolocie miałam podobnie. Nie potrafiła się skupić i myślałam o tym co teraz będzie.

Uciszyłam myśli w głowie i znowu nałożyłam tą ciężką maskę. Mój obojętny wyraz twarzy i mroczne spojrzenie zawsze dawało mi kolejne kilka korków w przód. Cały czas trzymałam ta rękę na klamce. Spojrzałam za siebie. Na dworze było już ciemno a w ogromnej szybie odbijała się moja postać niczym w lustrze. Popatrzał na swoją twarz. Nic nie dało się z niej wyczytać. Niby dobrze, ale ja czułam się źle.

Odwróciłam twarz z powrotem do drzwi i po cichu je otworzyłam. Cały czas miałam na sobie buty nie wiedzieć czemu. Wyszłam z pokoju bardzo powoli i cicho. Podeszłam do schodów tak żeby nie było mnie widać i słuchałam dosyć głośniej rozmowy, którą prowadzili moi bracia.

-Po co tam mamy jechać w ogóle?

Powiedział słyszalne zirytowany Dylan.

-Jak nie przyjedziemy to możemy się pożegnać z połową majątku ojca.

Powiedział twardo Vincent.

-Sory chłopaki,ale Vince ma rację.

Powiedział jak zawsze miłym tonem Will.

-Zawołajcie Sarę.

Powiedział już trochę innym tonem Vincent. Stwierdziłam że to mój moment. Zeszłam po schodach i stanęłam na przeciwko nich podpierając się jedną ręką na biodrze.

-O wilku mowa.

Powiedział cicho Tony. Uniosłam złowieszczo jeden kącik ust i zaczęłam kierować się w stronę wolnego krzesła.

-A żebyś wiedział.

Powiedziałam i jednocześnie usiadłam na krześle. Ja siedziałam na przeciwko Vincenta, a po bokach siedziała cała reszta.

-To co gdzie jedziemy?

Zapytałam aż za słodkim tonem głosu. Widać było grymas na twarzy bliźniaków. Uśmiechnęłam się groźnie i czekałam na odpowiedź.

-Na kolację.

Odpowiedział Will. Skinęłam głową na znak że rozumiem.

-A o której?

Zapytałam.

-20:30.

Odpowiedział Vincent.
Okej to będzie zwykła kolacja z organizacją, nic wielkiego chyba... Pomyślałam. Dylan dosłownie nie zauważalnie skinął głową w stronę blizniakow. Oczywiście ja wszystko widziałam. Nie wiedziałam o co im chodziło, ale ja wstałam i poszłam do salonu. Usiadłam na kanapie i wzięłam do ręki pilot. Włączyłam sobie netflixa. Wybrałam serial "Jeszcze nigdy..." i zaczęłam sobie oglądać. Po jakiś pięciu minutach do salonu przyszli Will, Shane, Tony i Dylan. Oglądaliśmy sobie razem serial kiedy siedzący obok mnie Tony zabrał mi pilot. O nie, nie, nie. Pomyślałam. Uderzyłam Ton'ego w łokieć. Dokładnie w tym miejscu gdzie jest najbardziej unerwiony. Tony instynktownie puścił pilot a ja złapałam go i podgłośniłam serial.

Dama Valentina //Sara MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz