MIASTO ŚWIATEŁ

198 12 189
                                    

Plsss przeczytajcie moją notkę na końcu
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Na twarz Marinette wstąpił lekki rumieniec, który umiejętnie wytłumaczyła lekkim przeziębieniem. Oczywiście jej towarzysz od razu zaczął panikować i krzyczeć na nią za nieodpowiedzialność. No, bo przecież jak to, wyszła z domu?! Bez kaloryfera przywiązanego do pleców?!

– A co tu się... – obaj bohaterowie zamarli, gdy usłyszeli za sobą znajomy głos... – Stop, co wy odpieprzacie?

Diego Ramirez jak zawsze pojawił się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie, wyraźnie utrudniając swoim przyjaciołom życie. Fiołkowoka miała ochotę zamordować go gołymi rękoma, zaś jej partner ostentacyjnie westchnąwszy, przewrócił swomi zielonymi oczami.

– Nic co mogło by cię intere... – zaczęła Dupain-Cheng, lecz nie było dane jej skończyć.

– Daj spokój, Ma...

– Zamknij się! – wrzasnęła spanikowana nastolatka, usłyszawszy pierwszą sylabę swojego imienia. – Boże, czemu ty jesteś takim kretynem...

– Zaraz, zaraz... – Hiszpan podrapał się po brodzie, próbując przeanalizować zaistniałą sytuację oraz zachowanie osób, których bohaterskie alter ego chciał zeswatać. W końcu zrozumiał. – Boże, wy postanowiliście się spotkać jako cywile na halloweenowej imprezie, bo przecież możecie być w przebraniach. Genialne.

– No co ty nie powiesz – prychnął Agreste, wpatrując się w chłopaka z żądzą mordu w oczach.

– No chyba, że znacie już swoje tożsamości – zwrócił się do granatowowłosej, nic sobie nie robiąc z ostrzegawczego wzroku Adriena. – Jesteście już razem?

– Spieprzaj, Diego – burknęła fiołkowooka. – Dobrze wiesz... Obaj dobrze wiecie, że kocham kogoś innego...

– Gdybyś poznała jego tożsamość, to byś tego innego nie kochała – Ramirez nie potrafił oszczędzić sobie szyderstw ze współlokatorki oraz jej prawie-chłopaka.

– Mhm, napewno – wywróciła oczami zdenerwowana dziewczyna.

– Uwierz mi, bylibyście razem.

– Zgadzam się – wtrącił blondyn.

– Nawet gdybyś był pieprzonym królem Anglii, ja wciąż kochałabym tamtego chłopaka.

– Jesteście najlepszą komedią jaką w życiu oglądałem, przysięgam – zaśmiał się Diego, ostentacyjnie wycierając łezkę.

– Zamknij się – Marinette i Adrien uciszyli go równocześnie. Ich głosy zlały się w jeden, pasując do siebie jak ulał.

– Już, już – brunet wzniósł dłonie w obronnym geście. – Nie będę wam randki przerywał.

– To. Nie. Jest. Randka. – wycedziła przez zęby Dupain-Cheng.

– Nie jest? – zielonooki przez chwilę udał zdziwionego, aby ponabijać się z ukochanej, lecz gdy oberwał od niej karcącym spojrzeniem, szybko zamilkł.

– Wmawiaj sobie – prychnął Hiszpan na odchodne. – Mar.

Celowo dodał do wcześniej powiedzianej sylaby jeszcze jedną literę. Poza tym, iż chciał wkurzyć swoją współlokatorkę, miał ochotę wywołać zamęt w głowie Agreste'a. I zdecydowanie mu się to udało, więc było warto dostać w twarz paczką chusteczek, którą trzymała w kieszeni nastolatka.

– Mar? – spytał blondyn, zaś miłość jego życia pożałowała, iż nie miała w zanadrzu drugiego pocisku lub czegoś, czym zdzieliłaby chłopaka w twarz za wścibskość.

Let's rise to the stars ~ MiraculousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz