ZŁODZIEJ POCAŁUNKÓW - CZ.1

153 10 45
                                    

Była w dupe.

Do takiego wnkosku przynajmniej doszła, gdy zdała sobie sprawę, iż Dupain-Cheng była zbyt inteligentna na to, aby dać się umiejętnie okłamać. Musiała jej zatem wyznać prawdę.

Chociaż...

Czasem warto spróbować.

- Ile razy mam ci mówić, że nazywam się Katia, bananowy łbie?! - wybuchnęła oburzona, zakładając ręce na piersi.

- Ee... No wiesz to są... em... bardzo podobne imiona. Klara i Adela - Dobrze - pomyślała Hiszpanka. - Załapał. Szkoda tylko, że jego mózg mocno niedomaga.

- Kurwa mać. Katia. Mam ci to przeliterować? - burknęła zirytowana, po czym spojrzała wymownie na Marinette. - Widzisz? Blondyni. Oni nie mają mózgu, więc nadrabiają wyglądem. Aż dziwne, że Adiemu nie zawadził ten dodatkowy chromosom.

Fiołkowooka najpierw spojrzała na Katię, Adelę, idiotkę, czy jak jej tam w końcu było. Następnie przeniosła wzrok na Agreste'a, który... Którego niewinny, a zarazem nerwowy uśmieszek dziecka, które coś skrzaniło i chciało to zataić, ewidentnie przypominał jej partnera w walce. Aż odwróciła wzrok.

Miała wystarczajacy dowód na to, iż coś z tamtą szatynką było na rzeczy. Ona łgała.

Granatowowłosa ułożyła dłonie na biodrach i zmierzyła ich podejżliwym wzrokiem, mróżąc przy tym powieki. W tamtym momencie jej obiekt westchnień miał ochotę wybuchnąć nerwowym śmiechem, gdyż, o ironio, łudząco przypominała Biedronkę.

Co za paradoks.

- Dobra, kiedy skończycie ten teatrzyk? - spytała, zapominając, iż zwracała się przecież między innymi do swojego ukochanego Adriena. Sama, gdy zdała sobie z tego sprawę, poczuła się lekko zaskoczona, bo w końcu...

Nigdy wcześniej o nim nie zapominała.

- Cóż, chyba musimy się udać na czat prywatny, Marinette... A ty - Adela wskazała palcem na Adriena, wyraźnie zła na niego. - Kop sobie grób mała gnido, albo bilet na Alaske. Chociaż nawet tam cię znajdę i włożę ci dynamit w dupę.

Następnie chwyciwszy za dłoń lekko skonsternowaną tamymi wulgarnymi groźbami posiadaczkę czarodziejskich kolczyków, pociągnęła ją na zewnątrz budynku, a potem gdzieś w podejrzaną alejkę między kamienicami.

- To, co ci teraz powiem, jeśli nie będziesz trzymać języka za zębami, zafunduje ci wyrok śmierci - oznajmiła Hiszpanka, gorączkowo rozglądając się na prawo i lewo. Wyjęła z plecaka jakieś urządzenie, które zaczęło piszczeć. Zaklnęła cicho, a następnie zabrała się na obmacywanie ścian. Pochwyciła w dłonie dwa czarne przedmioty wielkości dużych koralików, a następnie rozgniotła je obcasem od czarnych szpilek, które właśnie na sobie miała. Po tym ponownie uruchomiła urządzenie, tylko że tym razem nie wydało ono z siebie żadnego dźwięku poza delikatnym szumem. Gdy Katia załatwiła już tę sprawę, przeniosła wzrok na zszokowaną zaistniałą sytuacją Dupain-Cheng. Uniosła lekko dziwny przedmiot, pokazując go jej. - To jest wykrywacz odbiorników fal dźwiękowych. Zanim powiem ci coś tak mocnego, muszę wiedzieć, że w okolicy nie ma pluskiew.

Nagle Dupain-Cheng zamarła. No przecież. Skoro w mieście były podsłuchy, to znaczy, iż mogli istnieć ludzie, którzy znali jej tożsamość...

A nie - uspokoiła się. - Magia zakłuca wszelkie odbiorniki. Nawet gdyby ona nie zniszczyła pluskiew, byłybyśmy bezpiecznie. Ale ona o tym nie wie. I tak musi pozostać.

Ale...

Co, do jasnej ciasnej, jest tak mocne, że Adela boi się podsłuchów?

Cóż, już po chwili się dowiedziała. Księżniczka zaczęła jej nakreślać całą sytuację konspiracyjnym szeptem, a zszokowana fiołkowooka ciągle otwierała i zamykała usta.

Let's rise to the stars ~ MiraculousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz