SKORUPA

197 14 130
                                    

Problemy ma każdy z nas. Bez wyjątku. Czasem uwydatniamy je, trzymamy na wierzchu, oczekując tego, że ktoś się zlituje i nam pomoże. Okazujemy negatywne emocje, licząc na jakąkilwiek atencję. Wołamy o pomoc, używając wszystkich strun głosowych, jakie nam dano. Zdzieramy krtań.

Czasem jednek struny te zostały już dawno zerwane i nie ma już siły na krzyk. Wtedy obieramy inną taktykę. Budujemy wokół siebie skorupę, która odizoluje nasze uczucia od innych. Totalnie odcinamy duszę od ciała. Stajemy się mistrzami aktorstwa. Cudownie odwzorowująca uśmiech maska zakrywa naszą twarz, pozwalając na swobodne udawanie szczęścia.

To najsmutniejszy uśmiech jaki istnieje, gdyż mimo wszystko, nie ważne jak genialni byśmy nie byli, nie sięga on nigdy oczu...

Chowanie swoich emocji głęboko w sercu, jak w jakimś skarbcu zamkniętym na pięć spustów, większość dzieciaków z paryskiego gimnazjum opanowała do perfekcji.

– Dumasz. Czemu dumasz? – na sam dźwięk tamtego głosu Chloé miała ochotę walnąć głową o ścianę. Brzmiał bardzo podobnie do głosu Żółwia. Przeszedł ją dreszcz.

– Nie dumam – odpowiedziała to samo, co do swojego przyjaciela z patroli, który dzień wcześniej zadał jej dokładnie takie samo pytanie. Zauważała wiele podobieństw miedzy nim a Ramirezem, lecz istniała pewna znacząca różnica... Tego pierwszego zdążyła już bardzo polubić, zaś drugiego... Niekoniecznie.

– Nawet się nie silisz na bycie wredną. Coś cię trapi. Co?

– A od kiedy ty taki troskliwy jesteś, hm? – prychnęła blondynka.

– No wiesz, jest coś takiego jak... – tutaj wziął głęboki, teatralny wdech. – empatia. Wiem, że to pojęcie może być ci obce, ale...

Brunet nawet nie zdążył dokończyć, gdyż oberwal od niebieskookiej teczką ze sprawdzianami w głowę. Przeklnął cicho, bo trafiła w niego akurat jej twarda, stalowa część, zamiast tej tekturowej i to zabolało. Zirytowany odwrócił się, ale...

Jej już nie było.

***

Dzień wcześniej

Podekscytowany perspektywą spędzenia czasu z ukochaną Ramirez sunął po dachach, jakby jeździł na łyżwach, byleby tylko jak najszybciej dostać się na Wieżę Eiffla. Stała się ona umownym miejscem ich spotkań, zupełnie jak pewien dach starej kamienicy dla Biedronki i Czarnego Kota.

W końcu dotarł na miejsce. Niestety, zamiast zobaczyć swoją uśmiechniętą jak zawsze partnerkę, dostrzegł... Smutek.

Siedziała tyłem do niego, przytulając kolana, i choć nie widział jej twarzy to... Czuł. Po prostu czuł jej emocje.

– Dumasz – stwierdził siadając obok. Dziewczyna spojrzała na niego z konsternacją, zaś on na nią z troską. – Czemu dumasz?

– Nie dumam – odparła, odwracając wzrok.

– Wyglądasz, jakbyś dumała – mruknął zirytowany jej oczywistym kłamstwem brunet. Blondynka westchnęła zrezygnowana.

– Wiesz, dlaczego lubię muzykę? – zagadnęła.

– Bardzo chciałbym się dowiedzieć, Słoneczko.

– Bo mi się z kimś kojarzy.

– Z kim? – serce Żółwia zabiło mocniej. A co, jeśli wyjedzie mu teraz z kocham innego, co jeśli nauczyła się tego idiotyzmu od Biedronki...?

– Nieważne – machnęła ręką. – Liczy się to, że powiedział mi kiedyś, że jak dobrze się wsłuchasz, to masz wrażenie, że cały świat cię rozumie.

Let's rise to the stars ~ MiraculousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz