ŁOWY

122 8 33
                                    

Na horyzoncie dostrzec można było już pierwsze promienie wschodzącego słońca. Na najwyższym balkonie Wieży Eiffla siedziała Vesperia. Podkuliwszy wcześniej nogi, oparła podbródek o kolana. Nie sądziła, że kiedykolwiek przyzna to na głos, ale naprawdę zaczynała odwzajemniać uczucia Żółw2ia. I w związku z tym postanowiła ten jeden jedyny raz posłuchać rady Ramireza i postawić na własne szczęście.

No właśnie. Ramirez. Odkąd dowiedział się o jej chorobie i próbował pomagać, Chloé zupełnie inaczej go postrzegała. Zaczęła też dostrzegać w nim wiele cech Żółwia, przez co do jej serca wkradało się coraz to więcej sympatii. Co ciekawe, w momencie, w którym dowiedziała się o jego nowopowstałym związku z Zoe, nie wiedzieć czemu poczuła nieprzyjemne ukłucie zazdrości. Trwało to zaledwie ułamek sekundy, przynejmniej do momentu, w którym nie przypomniała sobie, że przecież Diego, nie ważne jak podobny, nie był jej Żółwiem.

– I jak się miewasz, Promyczku? – całe szczęście, że Czarny Kot przekazał Ramirezowi wiadomość o treści: Wieża Eiffla przy wschodzie słońca.

Wyśmienicie – odparła uśmiechając się leniwie. Chciała przeciągać tamtą chwilę w nieskończoność. Wreszcie pokochała kogoś z wzajemnością! Wreszcie ktoś chciał jej, a nie jej siostry.

Przynajmniej tak wtedy myślała...

– Ja tak samo – oznajmił, zajmójąc miejsce obok. – Nawet nie wiesz jak wiele się pozmieniało.

– Co masz na myśli? – uniosła głowę.

– Masz już spokój.

– Co?

– Nie będę ci już zawracał tyłka, Słoneczko – uśmiechnął się tak szeroko, jakby próbował powiedzieć, że tegoroczne wakacje przedłużą się o miesiąc. Nawet nie miał pojęcia ile noży równocześnie wbijał w jej serce tamtymi słowami. – Kocham cię, Vesperio, ale inaczej, niż myślałem.

– To znaczy? – jej serce zabiło jakieś dwa razy szybciej.

– Kocham cię jak... Jak siostrę. Albo przyjaciółkę. I dziękuję, że mi to stale uświadamiałaś. Nie znamy się. Nie wiem nawet jak wyglądasz. To straciło sens szybciej, niż go zyskało. Ale dziękuję ci, dziękuję, że nauczyłaś mnie kochać – mówił, a Chloé czuła się tak, jakby w jej ciało wbijały się setki odłamków szkła. Ból. Tak okropny, tępy ból złamanego serca. Było zby późno. – Przygotowałaś w moim sercu mieszkanie dla innej, naprawdę niezwykłej dziewczyny. Kocham cię – pocałował ją w dłoń. Blondynka ledwo opanowała drżenie. – Kocham was obie na dwa różne sposoby, ale tak samo wielką miłością.

Szkło w jej ciele ktoś posypał solą. Dlaczego znów nie wyszło? Czemu znowu to ona pozostawała sama? Już nawet Żółwia utraciła na rzecz innej dziewczyny.

– Też cię kocham – odparła cicho, po czym dodała z bólem: – Przyjacielu.

***

– Chciałabym móc znów zobaczyć twój uśmiech – szepnęła Biedronka. Mieli obserwować kolejne spotkanie ich wspólników jak prawdziwą romantyczną komedię, lecz zamiast tego pozostawili im odrobinę prywatności. To za sprawą Marinettez która dobrze wiedziała, co się święciło. I z całego serca współczuła Bourgiuos, widząc jak jej nastawienie do Żółwia uległo zmianom.

Głowa blondyna leżała na jej kolanach. Nawet nie wiedziała, czy Kot ją słyszał, gdyż oddychał miarowo zupełnie tak, jakby zasnął.

– Chciałbym móc ci go oddać.

A jednak nie spał. No tak, Czarny Kot nie zaprzepaściłby sobie okazji do słodzenia jej. Gdyby nie jego beznadziejny stan psychiczny, Marinette może i by się śmiała, ale tym razem wygrało współczucie. Priorytetem stało się okazywanie mu wsparcia.

Let's rise to the stars ~ MiraculousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz