EPILOG

74 6 59
                                    

Ptak zamknięty w złotej klatce.

Początkowo jest wdzięczny, bo przecież niby niczego mu nie brakuje. Ma pod dostatkiem pożywienia, miejsce do spania i... swojego właściciela.

Z czasem jednak miejsca zaczyna brakować, a niewola staje się niewygodna. Sam właściciel nie wystarcza. Widząc inne, wolne ptaki, nasz ptaszek pragnie dołączyć i tak jak one...

Wznieść się do góry.

I kiedy ty, właścicielu, pozwalasz mu nauczyć się latać, musisz liczyc się z tym, że możesz go nigdy nie zobaczyć. Nie ochronisz go przed całym złem tego świata. Nie doradzisz mu już. Nie pokonasz potworów spod łóżka.

Ptaszek będzie musiał dorosnąć i radzić sobie sam, chociaż nie zawsze okaże się to łatwe.

Często myśl o tym, że może on cierpieć sprawia, że sam podcinasz mu skrzydła, żeby nie mógł latać. Kluczyk do klatki chowasz tak, aby została zamknięta na zawsze.

Niestety, to nic nie daje.

Jeśli sam nie otworzysz drzwiczek i nie wypuścisz tej ptaszyny na wolność, ona zrobi to sama. Prędzej, czy później.

Dlatego musisz pozwolić jej odejść.
Nawet jeśli leci prosto do kolejnej klatki, albo... leci tam, skąd już nie wróci.

***

Tej nocy na niebie po wielu ciemnych, mrocznych nocach znów zalśniły gwiazdy. Było ich tak wiele... Podobno pokazują nam przeszłość. Kto wie, czy światło, które właśnie docierało z nich na Ziemię nie powstało w czasach, w których wszyscy byli szczęśliwi? Chociaż, czy w ogóle można było mówić o jakimkolwiek szczęściu, patrząc na problemy, z jakimi zmagali się ci zdecydowanie zbyt młodzi na nie ludzie?

Moim zdaniem tak. Zdecydowanie tak.

Bo prawda jest taka, że każdy bezdomny jest w stanie cieszyć się życzliwością okazaną przez drugą osobę, czy pierwszym dniem wiosny, każdy, nawet w najcięższej żałobie jest w stanie zaśmiać się z jakiegoś głupawego żartu, każdy w depresji czasem szczerze się uśmiecha.

Cmentarz przypominał trochę bożonarodzeniowe drzewko w Wigilię. Mienił się tysiącami maleńkich światełek, które według ludowych wierzeń miały wskazywać zmarłym drogę do ich rodzin. I choć mogłoby się zdawać, że będzie on tego dnia zatłoczony przez setki osób, o dziwo, nie było na nim nikogo poza pewnym jegomościem.

Brukowaną ścieżką szedł młody mężczyzna, trzymając w dłoni czerwoną różę. Był tak zadumany, że nawet nie przejmował się on tym, iż kłuła go w dłonie, tworząc od ich wewnętrznej strony niewielkie ranki.

Ubrał się nadzwyczaj elegancko. Cóż, w sumie tego wymagało pójście do kościoła w dniu Wszystkich Świętych, a raczej dzień przed, gdyż na mszy był on o siedemnastej, a aż do północy włóczył się bez celu po mieście. W brązowe, materiałowe spodnie wciągnął dość szykowny, beżowy sweter, zaś na plecy narzucił sięgający niemal do samej ziemi czarny płaszcz. Nie zapiął go jednak. Lubił uczucie chłodu. Przypominało mu, że tamtego dnia jeszcze nie umarł.

W końcu po kilku minutach spaceru przed siebie skręcił w lewo, nawet nie upewniając się, czy aby na pewno była to właściwa droga. Zbyt dobrze ją znał, by móc się pomylić.

Już po chwili stał przed modernistycznym nagrobkiem, na którym leżała cienka warstewka śniegu. Spadł on tego roku przedwcześnie, zaskakując mieszkańców Paryża. Ów jegomość od razu, gdy tylko to zauważył, przetarł starannie płytę ręką okrytą skórzaną rękawiczką. Była ona wykonana z czarnego marmuru, w którym gdzieniegdzie połyskiwały drobinki jakiegoś szlachetnego kamienia. Dzięki temu całość przypominała nocne niebo, dokładnie takie, jakie można było wtedy zobaczyć, unosząc głowę w górę.

Let's rise to the stars ~ MiraculousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz