4

477 40 12
                                    

Kolejne dni mijały spokojnie. Nasze życie zataczało swój codzienny krąg: praca, dom, obowiązki i spotkania. Nie miałem nic przeciwko tej rutynie, ale czegoś mi brakowało.. Tego dreszczu emocji.

Xiao w ostatnim czasie znów zaczął dostawać pojedyncze zlecenia. Znikał wieczorami i wracał wczesnym rankiem, gdy ja budziłem się do pracy. Zamienialiśmy ze sobą tylko kilka zdań i każde rozchodziło się w swoją stronę — ja do biura, a Xiao na odpoczynek. Jeśli nie musiałem zostawać po godzinach, to widywaliśmy się popołudniami. W przeciwnym razie znowu mijaliśmy się w przejściu. 

Byłem niezadowolony. Kto by nie był. Ale wiedziałem, że to jedyny sposób Yakshy na zarobienie pieniędzy. Co prawda nie wrócił do Agencji i chyba nie zamierza tam wracać. Za każdym razem, gdy zaczynam temat, on go ucina szybciej, niż Childe wydaje pieniądze Zhongliego. Próbowałem kilka razy — bezskutecznie. Już go nie męczę.

- Nadal czekasz?

Odwróciłem się w kierunku głosu. Był to Kazuha, który przyszedł na imprezę firmową, jako towarzysz mojej siostry. Musiał wyjść zaczerpnąć świeżego powietrza.

- Spóźnia się. - mruknąłem krótko.

- To nie jego wina. Nie mógł tego przewidzieć.

- Tia...

Dzień taki, jak ten zdarza się raz do roku, maksymalnie do dwóch lat. Gdy Zarch z sukcesem zakańcza duży projekt, Zhongli w podziękowaniu dla swoich pracowników organizuje imprezę na koszt firmy. Jest to też dzień, kiedy wszyscy pracownicy mają płatne wolne i mogą bez spiny przygotować się na wielki wieczór. 

Czekałem na ten dzień. Cieszyłem się bardziej od nastolatka na swoją własną osiemnastkę. Nie dlatego, że miałem w końcu dzień wolny, ale dlatego, że mogłem spędzić cały dzień z Xiao... Czar prysł, kiedy wleciało mu nagłe zlecenie, którego nie był w stanie odmówić.

- Wydaje mi się, że już skończył. - Kazuha spojrzał na ekran swojego telefonu. - Nie martw się.

- Ja się nie martwię. - westchnąłem. - Po prostu.. Inaczej wyobrażałem sobie ten dzień. Chciałem spać do późna i dostać śniadanie do łóżka. A w zamian dostałem polecenie, by naostrzyć noże oraz załadować magazynek.

- To jest coś, co mogę sobie wyobrazić. - białowłosy zaśmiał się pod nosem. - Wracam do środka. Nie stój tu długo. 

Uśmiechnąłem się delikatnie w odpowiedzi. 

Odprowadziłem Kazuhę wzrokiem do budynku. Gdy zniknął za drzwiami, westchnąłem głośno, opierając się o ceglany filar. I tak będę tu czekał, dopóki się nie pojawi. Jaki jest sens bycia samemu na tej imprezie, gdy to właśnie z nim chciałem spędzić ten czas. Granatowe niebo już dawno zdążyło oblać się gwiazdami, a księżyc łypał swoim kojącym blaskiem. Utożsamiałem się z nim. Sam, jeden, na nieboskłonie wśród kul gazowych... Zwariować można. 

- Długo czekasz? - usłyszałem, ciche pytanie tuż przy moim uchu.

Odskoczyłem w bok, patrząc morderczym spojrzeniem na osobę winną mojemu małemu zawałowi. 

- Wystarczająco długo, by wypominać Ci to przez najbliższe dni. - fuknąłem.

Mimo że byłem na niego zdenerwowany i najchętniej piorunowałbym go wzrokiem... To nie byłem w stanie oderwać od niego oczu. Jeszcze ani razu nie widziałem Xiao w eleganckim wydaniu. Miał na sobie czarną, luźno rozpiętą koszulę, siwe spodnie z ciemnym skórzanym paskiem i lakierki. Gdyby był wyższy, martwiłbym się, że będzie atrakcją dla wielu współpracownic. A tak, to jestem spokojny.

- Chyba mi odpuścisz. - uśmiechnął się lekko. - Pracowałem najszybciej, jak mogłem.

Zza pleców wyciągnął mały bukiecik z białych goździków, który wsadził do mojej butonierki po prawej stronie marynarki. Jak w takiej chwili mogę być dla niego zły?

Spojrzałem na niego, przymrużając oczy. Na policzku miał zaschniętą strużkę krwi. Niczym nadopiekuńcza matka naśliniłem palec i zaciekle powycierałem mu policzek, zostawiając czerwoną, podrażnioną skórę.

- Tak lepiej.

- Aether... - ciemnowłosy westchnął głośno, łapiąc mnie za dłoń. - Przepraszam, że musiałeś czekać. Chciałbym Cię przytulić, pocałować... Ale nie chcę Ci narobić problemów w pracy.

- Dopóki nikt nie widzi, to wszystko jest w porządku. - mruknąłem, spoglądając na niego spod długich rzęs.

- Nigdy nie wiesz, czy akurat ktoś na nas nie patrzy. Bądźmy ostrożni.

Przytaknąłem mu. Bycie gejem nie jest takie proste, jak mogłoby się wydawać. Nie mam problemu, by okazywać uczucia swojemu partnerowi w gronie najbliższych. Nawet publicznie potrafię się zapomnieć i zrobić coś głupiego. Jako sekretarz samego założyciela firmy mam pewien autorytet wśród pracowników. Nie mogę sobie pozwolić, by ktoś wszedł mi na głowę tylko dlatego, że jestem inny i akurat mu to nie pasuje. Bolało mnie to, że nie mogłem mu zwyczajnie okazać swoich uczuć... Ale co innego mogłem zrobić?

Xiao zawsze miał w dupie, kto, co o nim myśli. Gdyby ktoś nadepnął mu na odcisk, mógł tę osobę zadźgać bez większych skrupułów. Ograniczał się tylko i wyłącznie ze względu na mnie. Byłem naprawdę wdzięczny za jego wyrozumiałość.

- Wszyscy są już w środku. Jak się pośpieszymy, to może załapiemy się na gorącą czekoladę prosto z fontanny. - uśmiechnąłem się promiennie, odganiając od siebie niepotrzebne myśli.

Weszliśmy do środka. 

Skierowałem się prosto do naszego stolika, przy którym mieliśmy rezerwacje. Zhongli dobrze wszystko przemyślał i starannie dobrał dla nas miejsca, żebyśmy mogli siedzieć w jak najbardziej komfortowym gronie. Dlatego też przy naszym okrągłym stole oprócz nas zasiedli kolejno Childe, Zhongli, Teucer, Kazuha i Lumine. Usiadłem obok swojej siostry, wymieniając się z nią złośliwym uśmiechem.

- Specjalnie tu usiadłeś, odgradzając mnie od mojego szwagra? - zapytała, machając na przywitanie do Xiao.

- Nie. Po prostu mam dość siedzenia obok Childe'a. - odpowiedziałem. - Jego zasób możliwych tematów jest bardzo mocno ograniczony i zapętla się po pierwszej godzinie. 

- No wiesz! - fuknął rudowłosy. - Chyba nie chcesz, bym powiedział Xiao o naszej rozmowie?

- Jakiej rozmowie? - Yaksha uniósł brew, spoglądając na mnie.

No tak. Do pełni szczęścia brakuje mi kompromitacji z naszej pijackiej burdy.

- Zamknij się... - chwyciłem nóż i wycelowałem nim w Harbingera. - ...albo już nigdy nie zaznasz przyjemności.

Poczułem, jak dłoń Xiao chwyta mnie pod stołem za udo. Na początku spiąłem się, że ktoś mógł to zobaczyć, ale obrus był na tyle długi, że wszystko ładnie zasłaniał. Ciemnowłosy powoli przysunął się do mojego ucha i obniżył głos.

- Jest coś, o czym powinienem wiedzieć?

- Nie ma niczego, o czym już nie wiesz. - odpowiedziałem pewnym głosem. - Ale jakby zaczął Ci coś gadać, to go nie słuchaj.

Xiao zaśmiał się krótko i nie zdejmując dłoni z mojego uda, rozpoczął dyskusję z braćmi Harbinger. Przysięgam... Zaczyna mi się robić gorąco.



***

Ohayo!

Muszę przyznać... Że Mad Love statystycznie wyprzedziło Love's comin' with me xD Nie wiem, czy się cieszyć, czy płakać...

Zostawiam Was na szybko z rozdziałem :D I... do niedzieli!

Do napisania,
Sashy ;3




Love's Comin' With Me | XIAO & AETHER |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz