To zadziało się w ułamku sekundy. Tylko wiatry zdążył połaskotać moją grzywkę, rozwiewając ją na boki. Ale w tej prędkości zauważyłem je. Złote tęczówki, które kochałem ponad wszystko. Te, które tylko dla mnie odkryły swoje prawdziwe uczucia. Tęczówki, które miały w sobie teraz żądzę mordu.
Tutaj masa, wzrost, czy budowa nie miały znaczenia. Liczyła się szybkość i precyzja. Xiao jednym kopnięciem powalił gościa na ziemię, po czym przycisnął kolanem jego klatkę piersiową. Znienawidzony brunet zachłysnął się powietrzem. Mężczyzna nie zdążył nic powiedzieć. Nawet nie pisnął. Yaksha jedną dłonią złapał jego szyję, unieruchamiając go, a drugą jak w amoku zaczął okładać go po twarzy. Nie liczył się z tym, co jest dookoła niego. A byli tu ludzie. Kilkoro z nich wystraszyło się bójki i rozbiegło się w ciemności. Inni stali sparaliżowani i oglądali całą scenę, a kolejni z krzykiem uciekli z powrotem do baru. Ja też stałem chwilę w osłupieniu, dopóki nie zauważyłem cieknącej krwi.
- Xiao!
Rzuciłem się w jego kierunku, chwytając go na rękę, która zaciskała się na szyi bruneta. Próbowałem go odciągnąć. Doceniam jego pomoc, ale to nie czas, by pakował się w kłopoty!
- Xiao, przestań! - wrzasnąłem. - Kurwa przestań!!!
Ciemnowłosy poluzował uścisk i wypuścił mężczyznę, który już w trakcie stracił przytomność. Na wszelki wypadek sprawdziłem jego puls. Żył. Całe szczęście... Jeszcze tylko trupa tu brakowało.
Kątem oka spojrzałem na Xiao. Jego dłonie były czerwone od krwi, a wzrok pozostawał pusty. Musiałem go stąd jak najszybciej zabrać. Jest tu za dużo ludzi, za dużo świadków. Widziałem po nim, że to jeszcze nie koniec. Gdybym mu nie przerwał, rozczłonkowałby gościa na miejscu.
W tłumie gapiów dostrzegłem Kaeyę. Musiał wyjść, gdy usłyszał, że jest tu zamieszanie. Kiedy nasz wzrok się spotkał, dał mi mały sygnał, bym się przygotował. Kiwnąłem tylko niezauważalnie głową i szarpnąłem Xiao w swoją stronę. Po chwili niebieskowłosy krzyknął coś niezrozumiałego, a w powietrzu pojawiła się biała mgła, w której ludzie zaczęli mdleć. Nas to nie dosięgło. W porę zebrałem nas do ucieczki.
***
Zaciągnąłem Xiao w jakąś średnio oświetloną uliczkę. Nie zdążyłem odetchnąć, a ciemnowłosy złapał mnie za koszulę i przyszpilił do ściany budynku.
- Co ty robisz? - krzyknąłem, łapiąc go za te same, zakrwawione dłonie. - Uspokój się!
- Kto to kurwa był i dlaczego dałeś mu się dotykać?! - warknął chłodnym głosem, od którego dostałem gęsiej skórki. - Wiedziałem, że tak będzie, gdy zostaniesz sam!
- Nie wiem kto to i nie dałem się dotykać! Nie musiałeś interweniować, sam bym to załatwił! - syknąłem. - A ty skąd się tu wziąłeś, co? Nie miałeś być w Agencji?
- Nie zmieniaj tematu! Byłem w Agencji.
- Hah! Byłeś! Tak samo, jak wczoraj, gdy mnie śledziłeś? I nie udawaj, że to nie byłeś ty. Wszędzie Cię rozpoznam.
Mężczyzna odsunął się ode mnie na krok. Nie spuszczając z niego wzroku, zacząłem poprawiać swoją koszulę. Był zaskoczony.
- Skąd ty...
- Nie zamierzasz powiedzieć mi w końcu prawdy? - zapytałem spokojnym głosem. - Dlaczego znikasz, dlaczego mnie śledzisz, dlaczego nie potrafisz mi zaufać?
- To nie jest dobry moment na tę rozmowę. - westchnął, lapiąc się za głowę.
Coś we mnie pękło. Miałem ochotę mu przywalić w ten głupi łeb. Ale wraz ze złością skumulował się we mnie smutek. Smutek, który narastał przez ostatnie dni. Mój własny chłopak nie potrafił mi zaufać, okłamywał mnie, ale co bolało mnie najbardziej to to, że miał mnie za słabego faceta, który sam nie potrafi się obronić.
Nie wiem kiedy, po moich policzkach zaczęły spływać łzy, których nie byłem w stanie skontrolować. Reakcja Xiao na mój płaczliwy stan była... inna niż zwykle. Wyglądał na zaskoczonego i roztrzęsionego w jednym. Przez chwilę nie wiedział, co ma zrobić. Wyciągał już dłoń w moją stronę, by otrzeć łzy, ale odwróciłem się od niego. Teraz gdy mnie zobaczył w takim stanie, to tym bardziej będzie miał mnie za słabego idiotę...
- Nie dotykaj mnie. - wydukałem. Chce się sam uspokoić. Bez jego pomocy. - Ignoruj mnie tak, jak robiłeś to do tej pory.
- Aether...
- Nie Aetheruj mi tu! - jęknąłem, ocierając łzy. - Bądź przynajmniej ze mną szczery chociaż raz i odpowiedz mi na jedno pytanie... Od jak dawna mnie śledzisz?
Po minie Xiao od razu wiedziałem, że odpowiedź mi się nie spodoba. On sam też był tego świadomy.
- Od kiedy wyzdrowiałeś po wydarzeniach w Zonie. - westchnął. - Ale to nie jest śledzenie! Ja tylko chcę Cię chronić.
- Przed czym ty chcesz mnie chronić?... Tyle razy Ci mówiłem, że potrafię sam o siebie zadbać! Mówiłem, że nie potrzebuję ochrony na każdym kroku. Wiesz, jak ja się czuję? Mały i słaby. Nie widzisz we mnie mężczyzny, tylko dziecko, którym trzeba się opiekować. Nie pozwalasz mi nawet w naturalny sposób pomartwić się o Ciebie... Powiedz mi, po co jestem Ci w ogóle potrzebny, jak nie spełniam podstaw bycia chłopakiem?
Nie patrzyłem w jego oczy. Patrzyłem w ziemię. Po tym, co powiedziałem, nie miałem odwagi spojrzeć w jego chłodny wyraz twarzy. Chciałem dostać tylko odpowiedź, w której poczułbym się wartościowo. Wiem, że Xiao mnie kocha. Czuję to każdego dnia. Ale chcę też, by na mnie polegał, ufał mi i był ze mną szczery. Nie chcę być tylko kolejnym problemem na jego głowie.
- Przepraszam...
Gdy uniosłem głowę, jego już nie było. Rozpłynął się w powietrzu tak samo szybko, jak się pojawił. Łzy nie przestawały lecieć po moich policzkach. Nie potrafiłem się uspokoić i to denerwowało mnie jeszcze bardziej.
- Pieprzone uczucia... - jęknąłem, kucając pod ścianą.
Najlepsze jest to, że nadal czułem na sobie jego wzrok. Prychnąłem krótko pod nosem. Możemy się kłócić, ile wlezie, ale i tak będziesz się o mnie martwił, prawda?
***
Ohayo~
Zostawiam Wam kolejny rozdział i lecę odpoczywać ♥ Ostatnio byłam zdrowa w 95%, a już jest 90% xD Nienawidzę tej pogody...
Do napisania,
Sashy ;3
CZYTASZ
Love's Comin' With Me | XIAO & AETHER |
FanfictionPo wydarzeniach w Zonie i wyczerpującym szukaniu Childe'a, Xiao i Aether w końcu mogą odetchnąć w swoich własnych czterech ścianach. Pomimo wielu przeszkód ich życie zaczęło powoli się układać... Ale Aether ma pewne wątpliwości, czy wszystko jest w...