Przez cały dzień w pracy nie mogłem się skupić. Xiao znowu zniknął nad ranem. Zdążył mi tylko napisać SMS-a, że jego zniknięcie jest związane z pracą i cisza... Już więcej nie odpowiadał na moje wiadomości. Byłem zdenerwowany, bo wiedziałem, że coś ukrywa. Oczywiście, mogłem go zapytać wprost. Ale. Znam Xiao na tyle długo i mam stuprocentową pewność, że równie dobrze mógłbym pogadać na ten temat ze ścianą.
- Panie Outlander, co się dzieje? - Zhongli posłał mi zaniepokojone spojrzenie. Sypałem już dziesiątą łyżkę cukru do kawy...
- Nic poważnego, szefie. - odpowiedziałem profesjonalnym tonem. - Mój stan nie przeszkadza mi w pracy.
- Mhm.. Proszę za mną do biura. - skinął głowę w stronę swojej klitki.
Pokiwałem tylko twierdząco głową i razem opuściliśmy kuchnie, by móc swobodnie pogadać bez zbędnych spojrzeń. Gdy tylko przekroczyliśmy próg, zablokował drzwi przyciskiem i rozluźnił się.
- Zapytam jeszcze raz. Aether, co się dzieje?
- A co ma się dziać? Xiao się dzieje! - burknąłem.
- Jesteście w fazie kłótni małżeńskiej? - zaśmiał się, zakładając ręce na piersi i wygodnie opierając o biurko. - Nie za wcześnie na ten etap?
- Co? Nie! - zaprzeczyłem, biorąc głęboki wdech. - Xiao będzie wracał niedługo do pracy i.. Coraz częściej go nie ma w domu.
- Nie rozumiem, w czym problem?
- W tym, że zachowuje się dziwnie! - warknąłem. - Mówi, że wraca do Agencji. Dobra, ok. Normalne jest to, że będę się o niego martwił. Ale nawet nie mogę z nim o tym porozmawiać, bo on odbija piłeczkę i zaczyna przywoływać sytuację z Zony! Skoro tak się martwi, że może mi się coś stać, to na cholerę wraca do tej roboty! Ale to nie wszystko! - wymierzyłem palcem w jego stronę. - On się przesadnie martwi! Robi ze mnie jakąś słabą istotę, co sobie w życiu nie potrafi poradzić. Do tego jest zazdrosny o Thomę!
- O Thomę?
- Tak! O Thomę! - krzyknąłem. - Bo porozmawiałem z nim chwilę na bankiecie. Jakby został z nim sam na sam, to ewidentnie, by mu przywalił! I... - zaciąłem się na chwilę. - I... Wydaje mi się, że ostatnio mnie śledził...
- Słuchaj, Aether... Chciałbym Ci pomóc, ale mówimy tu o Xiao... - westchnął ciężko. - Nikt nie wiem, co siedzi w jego głowie. Jedyne osoby, które znają go najdłużej to Childe, Kazuha, Kaeya i Diluc... - wyliczył na palcach. - Próbowałeś z nimi pogadać?
Wiedziałem, że to jedyne osoby, z którymi mogę poruszyć ten temat. Zhongli jest moim przyjacielem... Ale nie może mi pomóc bardziej. Chcę tylko poukładać swoje myśli, zebrać wszystkie informacje... Może tylko wyolbrzymiam małe rzeczy, które tak naprawdę są nieistotne.
- Dzisiaj to zrobię.
***
Bar Kaeyi był taki jak zawsze — przepełniony pijanymi ludźmi i zapachem denaturatu. Niebieskowłosy stał za swoją ladą, z pasją mieszając drinki. Poczekałem chwilę na uboczu, aż skończy obsługiwać swoich klientów. Był środek tygodnia. Jak to możliwe, że jest tutaj taki ruch?
- Aether! - usłyszałem jego radosny krzyk.
- To, co zawsze. - mruknąłem, siadając na hokerze. - Nikogo znajomego?
- Już się martwiłem, że nie będę miał do kogo gęby otworzyć. - zaśmiał się. - Niby zawsze mam klientów... Ale to nie to samo, co moje przystojne mordki.
Keaya zaczął tworzyć mojego drinka, przy okazji opowiadając o jego porannych przygodach z klientami i o Dilucu. Obaj stwierdzili tego samego dnia, że robią promocje w swoich barach i właśnie toczą ze sobą cichą wojnę, o której będzie pamiętała tylko ta ulica. I ja.
- Był może tu wczoraj Xiao? - zapytałem, gdy postawił przede mną szklankę.
- Nie. - odpowiedział ze stoickim spokojem. - Dlaczego pytasz?
- Nie wiem... Powiedzmy, że jestem labradorem i podążam za tropem kłamstwa. - pomieszałem drinka i nie spuszczając z niego wzroku, wziąłem łyka.
Mężczyzna zaśmiał się pod nosem, pucując szklankę. Przez dłuższą chwilę obserwowaliśmy siebie w ciszy. Bez słowa. Żaden z nas nie chciał odezwać się pierwszy. Nie mogłem teraz ugrząźć w martwym punkcie. Jestem i byłem pewny, że Xiao tu wczoraj był. Nikt mi nie powie, że było inaczej.
- Jesteś ciekawym osobnikiem. Od początku coś mi w Tobie nie gra. Wiedziałeś, kim jest Yaksha, a mimo to lgnąłeś do niego jak ćma do światła. - prychnął. - Powiedz mi jedno. - nachylił się do mnie na tyle blisko, by nikt inny nas nie usłyszał. - Skoro miałeś zaufanie do Alatusa. To co się z nim stało?
- To nie jest kwestia zaufania. - odepchnąłem go od siebie. - Kocham go i ufam mu. Nie mogę siedzieć cicho, gdy widzę, że coś się zmienia.
- On Ciebie też kocha. - wzdrygnął się. - Ugh... Nie wierzę, że to powiedziałem. Daj mu czas, a sam powie Ci wszystko, co chcesz wiedzieć.
- Dogadać się z kryminalistami... Idę się przewietrzyć. Jak tu wrócę, ma stać gotowe Mojito z podwójną dawką alkoholu. Bez udziwnień.
- A parasolka może być? - zaśmiał się.
- Ja pierdziele... A rób, co chcesz.
Machnąłem ręką i wyszedłem przed budynek. Oparłem się wygodnie o jego ścianę i biorąc głęboki wdech, spojrzałem na zagnieżdżone niebo. Może faktycznie wszystko wyolbrzymiam. W końcu zakochałem się w mordercy, gdy faktycznie jeszcze był tym mordercą. Nie miałem wtedy zahamowań. Od początku chciałem, by na mnie spojrzał inaczej. Teraz gdy był zawieszony i prowadził normalne, bezpieczne życie, było mi tak dobrze. Zbyt przywykłem do tej normalności? Boję się stracić resztę tych beztroskich dni?
- Nie jest Ci zimno? - usłyszałem męski głos.
Przede mną stanął mężczyzna. Wysoki, nieco umięśniony, brunet. Dało się wyczuć od niego odurzający zapach alkoholu. Szczerzył i wpatrywał się we mnie jak w swoją zdobycz. O mało co z jego ust nie wyciekłaby ślina. Odrażające...
- Nie. - odpowiedziałem jednym słowem.
- Nie jesteś zbyt rozmowny. - zaśmiał się. - Przyszedłeś tu sam?
- Czego ode mnie chcesz? - zmarszczyłem brwi. Powoli zaczynało to być już denerwujące.
- Widziałem, jak próbujesz flirtować z barmanem... Wiesz, jesteś całkiem w moim typie, a ja jestem lepszym materiałem od niego.
Potrzebowałem chwili, by zrozumieć. Mój chomik, który nakręcał kołowrotek, dostał za dużo sprzecznych informacji na raz. Po pierwsze. Ten facet próbował mnie poderwać w bardzo irytujący sposób. Nienawidzę zbyt przesadnie pewnych siebie typów, co myślą, że mogą mieć każdego. A dwa. Myślał, że flirtuję z Kaeyą? Który bodziec tu nie zadziałał? Wzrok, czy instynkt?
- Posłuchaj mnie. - westchnąłem. - Mam chłopaka. Nie jestem nikim innym zainteresowany. Naaaawet Tobą.
- Masz chłopaka i zarywasz do innych? Wow. Niezłe z Ciebie ziółko. - oparł się dłonią o ścianę, obok mojej twarzy, jednocześnie odgradzając mi drogę z lewej strony. - Więc jesteś typem na jedną noc.
Próbowałem być kulturalny. Próbowałem.
- Słuchaj, ty dupku...
Już zaciskałem zęby i szykowałem pięści, by mu przyłożyć... Ale nie zdążyłem. Coś, a raczej ktoś przeleciał mi koło twarzy, powalając gościa na ziemię...
***
Yoo~
Uznałam, że w tym tygodniu Wam tego nie zrobię. Ale jak tydzień temu nie miałam sił życiowych, to teraz jestem chora :') Ale jest już lepiej jak było. Jak pokonam katar, to pokonam wszystko xD Udowodnię, że wyleczę w 3 dni!
Do napisania,
Sashy ;3
CZYTASZ
Love's Comin' With Me | XIAO & AETHER |
FanfictionPo wydarzeniach w Zonie i wyczerpującym szukaniu Childe'a, Xiao i Aether w końcu mogą odetchnąć w swoich własnych czterech ścianach. Pomimo wielu przeszkód ich życie zaczęło powoli się układać... Ale Aether ma pewne wątpliwości, czy wszystko jest w...